SIEĆ NERDHEIM:

Kolosalna historia. Recenzja komiksu Giant

To nie jest zajęcie dla ludzi z lękiem wysokości.

Jeśli komiks zmusi was do wyjęcia mózgu ze słoika i zgłębienia choćby odrobiny dodatkowej wiedzy, to znaczy, że już przynajmniej jedną rzecz robi zdecydowanie dobrze. Skoro dzięki Giantowi udało mi się już pobudzić szare komórki, to podzielę się efektami. Kojarzycie z pewnością zdjęcie 11 robotników siedzących na stalowej belce, w końcu to spokojnie jedna z 20 najbardziej znanych fotografii na świecie. Dla niektórych to pewnie oczywistość, ale ja dopiero teraz ogarnąłem, że scena jest (prawdopodobnie) ustawiana. Dowiedziałem się też, że dzielna ekipa pracowała przy konstrukcji centralnego budynku Rockefeller Center i na tej budowie, pomimo braku jakichkolwiek zabezpieczeń, przez lata trwania prac zginęło „jedynie” 5 osób. Mikaël w swoim komiksie skupia się mimo to na skutkach jednej z takich tragedii.

Tytułowy bohater to, niespodzianka, kawał chłopa, taki co to stalowych rusztowań nie nituje gołymi rękoma jedynie z grzeczności. Trzyma się jednak z boku, nie śmieszkuje z kumplami w celu odstresowania, nie mówi praktycznie nic. Po śmiertelnym wypadku w pracy, gdy trzeba znaleźć pechowca mającego powiadomić żonę denata, wielki Irlandczyk również nie protestuje. Mogłoby się wydawać, że kolos nie boi się niczego, ale to zadanie go przerasta. Tak oto nieświadoma wdowa zaczyna otrzymywać kolejne listy (i kasę) od zmarłego męża, a w życiu skrytego siłacza zaczyna wiele się zmieniać.

Wprowadzenie do norm BHP.

Trochę przeraża mnie moje własne zdziwienie po poznaniu wspomnianej we wstępie liczby ofiar. Tylko pięć śmiertelnych wypadków to o pięć śmiertelnych wypadków za dużo, a Mikaël bardzo dobrze wyjaśnia znieczulonemu czytelnikowi, że za każdą z tych cyferek kryje się historia dotykająca wielu osób. Ocenę pozostawia jednak nam, unika moralizatorstwa i nie skupia się na samym wydarzeniu. Wypadek i jego następstwa pozostają pretekstem do przedstawienia nam tragicznej sylwetki protagonisty i targających nim, z wielu powodów, wyrzutów sumienia. Na przestrzeni tego komiksu tytułowy gigant powoli otwiera się na ludzi, popełnienie moralnie wątpliwego czynu staje się dla niego początkiem drogi prowadzącej do wybaczenia samemu sobie. Niesamowicie podoba mi się fakt, że autor nie wieńczy opowieści typowym happy endem. Zakończenie, jak i cała historia, mówią nam właściwie jedno – życie toczy się dalej.

Mimo wszystko nasz udręczony protagonista nie jest jednak everymanem, jego przeszłość to uniemożliwia, ale biorąc pod uwagę czas i okoliczności, nie ma w tym komiksie nic nierealnego. Urzeka też reszta już zdecydowanie bardziej przyziemnej życiowo obsady. Dołączający do brygady szczypior, którego żywiołowość okazuje się kluczowa w procesie wydobywania na światło dzienne wrażliwości milczącego kolosa, budzi naturalną sympatię. Relacje między robotnikami również cieszą autentyczną chemią, trochę tylko opartą na toksycznej męskości typowej dla tamtych czasów. Pełno tu wątków pobocznych, opartych właśnie na dobrze przedstawionych charakterach postaci teoretycznie nieistotnych i chyba właśnie dlatego Gianta czyta się tak dobrze. Z drugiej strony ludzie chwalą niby doskonałe przedstawienie Nowego Jorku, jakby miasto miałoby być tu faktycznie jednym z bohaterów. Podobało mi się wplecenie w historię dzikich miast bezdomnych (sprawdźcie sobie „Hooverville”, fascynująca sprawa), ale poza tym i drobnym wątkiem mafijnym, całość wydaje mi się hermetycznie personalna. Nie trzeba przypisywać temu komiksowi fałszywych zasług, jest świetny i bez nich.

Czuć ducha epoki.

Tak Mikaëlowi słodzę, więc chociaż na stronę graficzną troszkę ponarzekam. Od razu wyjaśnię – Giant jest wizualnie bardzo dobry, ale im bliżej do perfekcji, tym bardziej przeszkadzają drobiazgi. Autor ma chyba najwięcej doświadczenia z ilustracjami przeznaczonymi dla młodszych odbiorców i to widać, ale tę pełną wyrazu bajkowość swojego stylu udało mu się bezstratnie zaadaptować na potrzeby skrajnie poważnej historii, za to szacun. Zdarzają się jednak momenty, w których jego kreska wydaje się lekko niedbała (a nie jest to część zamierzonej stylizacji) i na twarzach czasem pojawia się nieobecny wcześniej zez. To bardzo sporadyczne potknięcia, ale mi bardziej przeszkadza coś innego. Ogólnie jestem zachwycony zawartością kadrów i ich układem, Mikaël świetnie maluje czernią granice oświetlonych powierzchni wypełnionych doskonale dobraną paletą barw, barw przytłumionych adekwatną w tym kontekście sepią. Doskonale radzi sobie z perspektywą, wielką uwagę przywiązuje do teł i w nich miasto faktycznie żyje. Teoretycznie nie mogę zarzucić nic tuszom, ale do komiksu dodano też sporo szkiców i widzę w nich ogrom niewykorzystanego potencjału. Już teraz jest urokliwie, ale wydaje mi się, że ołówki po zalaniu czernią straciły sporo czaru. Gdyby podejść do wykończenia podobnie, jak na przykład Juanjo Guarnido w Blacksad, z rysunków bardzo dobrych zrobiłaby się perfekcja. Wiem, porównywanie z czymś tak wizualnie powalającym może być niesprawiedliwe, ale naprawdę widzę tu szansę na taką doskonałość.

To jeden z tych słynnych początków pięknych przyjaźni.

Pomimo tego bardzo osobistego i trochę naciąganego rozczarowania wykończeniem, Giant pozostaje komiksem, który zachęcił mnie do czekania na kolejne dzieła tego autora (z tego co widziałem, warto) i z pewnością zapisze się w mojej pamięci. To zaskakująco intymna historia napisana na fundamencie wielce interesującego fragmentu dziejów rozwijającego się świata. Minimalistyczna w wyrazie i nienarzucająca jednej interpretacji wycieczka po psychice wysoce interesującej jednostki. To również wypełniona nadzieją, ale nie cukierkowa, opowieść o odkupieniu, samotności o dawaniu sobie szansy na budowanie znaczących relacji z innymi ludźmi. Komiks bardzo niepozorny, ale zdecydowanie godny waszej uwagi.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Giant
Wydawnictwo: Timof i cisi wspólnicy
Scenariusz: Mikaël
Rysunki: Mikaël
Tłumaczenie: Katarzyna Sajdakowska
Typ: komiks
Gatunek: dramat, obyczajowy
Data premiery: 27.03.2022
Liczba stron: 128
ISBN: 978-83-66347-90-8

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Jeśli komiks zmusi was do wyjęcia mózgu ze słoika i zgłębienia choćby odrobiny dodatkowej wiedzy, to znaczy, że już przynajmniej jedną rzecz robi zdecydowanie dobrze. Skoro dzięki Giantowi udało mi się już pobudzić szare komórki, to podzielę się efektami. Kojarzycie z pewnością zdjęcie 11...Kolosalna historia. Recenzja komiksu Giant
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki