SIEĆ NERDHEIM:

Uniwersalny mały żołnierz. Recenzja książki Gra Endera

KorektaLilavati

Zaczęło się od prostej myśli: „dzieciaki w fantastyce mają przerąbane”. Jakie to oczywiste, prawda? Chwilę później rozpoczęły się poszukiwania. Ich celem nie było jednak odnalezienie dziecka, które nie miało aż tak trudnego życia. O wiele łatwiej szukać bowiem takiego, które miało najciężej. Ender ma spore szanse na czołówkę.

Gdy nad naszą planetą wisi groźba kosmicznej inwazji, a dostępne siły mogą co najwyżej wylecieć na orbitę, aby wykonać salwę powitalną, a statki zwiadowcze wroga połaskotać po podwoziu, nadszedł czas, w którym łapanie się najbardziej szalonych pomysłów jest zrozumiałe i wybaczalne. W takiej sytuacji można zadzwonić do Willisa z nadzieją, że akurat nie spędza świąt w szybie wentylacyjnym i w wolnej chwili zbierze ekipę kowbojów do zadań niewykonalnych. Will Smith w tym czasie rozgrzałby powoli swój myśliwiec, a jeżeli przemoc i ładunki wybuchowe tym razem wyjątkowo nie wydają się najlepszym rozwiązaniem, powinno rozważyć się komunikacje za pośrednictwem lingwistów. Można oczywiście powierzyć los całej ludzkości, najważniejszych architektonicznych obiektów oraz całej naszej planety… sześciolatkowi.

W dalekiej przyszłości nad Ziemią wisi widmo kolejnej inwazji owadopodobnych obcych zwanych potocznie robalami. Tym razem jednak ich przybycie będzie równoznaczne z zagładą naszej cywilizacji. Strach przed zagrożeniem stale kryjącym się gdzieś poza Układem Słonecznym sprawia, że wojsko i rząd zaczynają podejmować niemal desperackie działania. Przygotowany zostaje program szkoleniowy, który ma wyłonić idealnego dowódcę i stratega będącego w stanie jakimś cudem powstrzymać kolejny atak. Rozpoczynają się poszukiwania przyszłego bohatera, a cała nadzieja na przetrwanie planety pokładana jest w dzieciach.

Ender tak naprawdę już od chwili swoich narodzin skazany był na ciężkie życie. W obliczu zagrożenia przeludnieniem wiele państw zdecydowało się na wprowadzenie kontroli urodzeń. Każde małżeństwo mogło posiadać jedynie dwójkę dzieci. Mimo że Valentine i Peter wykazywali niezwykłą wręcz inteligencję, nie byli w stanie sprostać oczekiwaniom postawionym przez wojsko. Ze względu na ogromny potencjał kryjący się w genialnych i obiecujących dzieciach, państwo Wiggins otrzymali pozwolenie na spłodzenie jeszcze jednego potomka. „Państwo Wiggins, ależ proszę się nie krępować, my poczekamy w salonie”. W ten sposób na świat przychodzi Ender. Od samego początku był stygmatyzowany ze względu na okoliczności narodzin i pogardliwie nazywany Trzecim. Peter z powodu niespełnionych ambicji nie kryje się z niechęcią do młodszego brata i wykorzystuje każdą sytuację, żeby się nad nim znęcać i poniżać. Chłopcu udaje się jednak przejść pozytywnie pierwsze testy i wkrótce po tym opuścić planetę. Co sześciolatek może robić w bazie wojskowej na orbicie Ziemi? W normalnych warunkach mógłby zostać maskotką studentów. W tym przypadku rozpoczyna morderczy proces zamiany w ostateczną broń ludzkości przeciwko robalom.

Gra Endera jest jedną z najbardziej znanych powieści autorstwa Orsona Scotta Carda. Za pierwszy tom cyklu o przygodach Endera amerykański pisarz otrzymał w 1985 roku nagrodę Hugo oraz Nebuli. Jakie wrażenie robi po niemal trzydziestu latach? Na pierwszy rzut oka wydaje się młodzieżową przygodówką sci-fi, w której główny uroczy chłopiec poznaje smak wojskowej dyscypliny, by ostatecznie zostać wielkim bohaterem. Możemy być niemal pewni, że wkrótce spotka oddanych przyjaciół, a na końcu swojej przygody wykaże się odwagą i powróci do domu w blasku chwały. Wszyscy źli chłopcy dostaną od niego nauczkę, a wielu dorosłych otoczy go opiekuńczym ramieniem. Jego idealne postępowanie i wzorowe zachowanie przyniosą jego drużynie dodatkowe punkty… Otóż nie tym razem! Jakież było moje zdziwienie, gdy po kolejnych stronach Ender coraz bardziej dostawał po tyłku i absolutnie nic nie wskazywało, żeby ktoś mu odpuścił. Jeżeli ktokolwiek oczekiwał słodkiej historii o „wybrańcu”, mógł dostać załamania nerwowego. Gra Endera jest bowiem niesamowicie depresyjna. Bliżej jej do prawdziwego dramatu niż książki dla młodzieży.

Książka jest duszna od wszechobecnej desperacji i beznadziei. Dla wojskowych pragnących odnalezienia sposobu na walkę z obcymi Ender jest jedynie potencjalną bronią, królikiem doświadczalnym, niewiele znaczącą jednostką, która można złamać i w przypadku niepowodzenia zastąpić kolejną. Czasu jest jednak coraz mniej, więc kroki zaczynają być coraz bardziej zdecydowane. Chłopiec jest izolowany od rówieśników, kadra nauczycielska robi wszystko, aby wzbudzić do niego niechęć innych uczniów, poddawany jest coraz bardziej wymagającym testom mającym sprawdzić granice jego wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Wojskowi są coraz bliżej złamania niewinnego, bezbronnego chłopca. Odbierają mu dzieciństwo, chęci do życia i poczucie wartości, pozostawiają go osamotnionego, coraz bardziej wypranego z uczuć. Wszystko oczywiście w imię wyższych celów. Rodzi się jednak pytanie, jak daleko można się posunąć. Gdzie znajduje się granica?

Jak na wszystkie te testy, próby i sprawdziany reaguje chłopiec? Card na każdej stronie pozwala wykazać się Enderowi niezwykłą błyskotliwością, przebiegłością, intelektem i ogromną dojrzałością. Dodatkowo robi to w tak sprawny sposób, że nawet przez chwilę wiek chłopca nie rodzi w naszej głowie pytań: „ale jak to możliwe, przecież to tylko dziecko”. Między Enderem a czytelnikiem rodzi się niezwykła więź. Wydaje się, że jesteśmy jedynymi, którzy wspierają chłopca i życzą mu jak najlepiej. On natomiast z wdzięczności nie zawodzi nas nawet na chwilę.

Gra Endera pokazuje, jak daleko może nas popchnąć poczucie bezsilności, jak zaślepić strach. Jak zimny w swoich kalkulacjach potrafi być człowiek i jak brak zrozumienia, odmienność i niemożliwość komunikacji budzą podstawowe instynkty „my albo oni”. Cały ten ciężar nie ma jednak wpływu na lekkość i przyjemność czytania. Przez szkolenie chłopca płynie się niczym przez rasową młodzieżową przygodówkę pełną akcji i szybkiego tempa — czego z pewnością nie mógłby powiedzieć sam Ender. Historia wciąga, hipnotyzuje i zachwyca. Wiggins oczarowuje, a jego trening przeraża i wstrząsa. Takiej mieszanki absolutnie się nie spodziewałem!

Szczegóły:

Tytuł: Gra Endera
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Typ: powieść
Gatunek: sci-fi
Data premiery: 2009
Autor: Orson Scott Card
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Wojciech Bryk
Wojciech Bryk
Student dziennikarstwa, który ma w sobie Zagubionego Chłopca. Uwielbia intertekstualność, easter eggi, zabawy skojarzeniami, popkulturowymi tropami oraz wszelkie dwuznaczności. W wolnych chwilach rozmyśla, co stało się z baśniowymi postaciami, oraz regularnie dokarmia rosnącego w nim geeka. Z radością wsiąka w fantastykę każdego rodzaju. Nieustannie pragnie odkrywać nowe rzeczy i dzielić się znaleziskami z innymi... a jeżeli przy tym wywoła u kogoś uśmiech, będzie całkiem spełniony. Stara się dorosnąć do prowadzenia własnego bloga. O horrorach pisze na portalu Mortal, a o popkulturze dla #kulturalnie.
<p><strong>Plusy:</strong><br/> + dynamiczna niczym przygodowe sci-fi...<br/> + ... z ciężkim depresyjnym klimatem<br/> + fantastycznie rozpisane kolejne etapy szkolenia</p> <p><strong>Minusy:</strong><br/> - sześciolatkowie zachowują się chyba trochę inaczej</p>Uniwersalny mały żołnierz. Recenzja książki Gra Endera
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki