SIEĆ NERDHEIM:

Retrorecenzja filmu Miasteczko Panika

Miasteczko Panika plakat

Koń, Indianin i Kowboj mieszkają razem w żółtym domku na wzgórzu. Ich najbliższymi sąsiadami  jest małżeństwo farmerów i banda krów, kur i innych zwierząt, które co rano są wożone traktorem do szkoły. Odbywają się tam lekcje muzyki prowadzone przez piękną rudą klacz. Koń już od jakiegoś czasu myśli o wzięciu kilku godzin pianina…

Witajcie w Miasteczku panika (Panique au village, A Town Called Panic) stworzonym przez Stéphane'a Aubiera i Vincenta Patara, belgijskich twórców filmowych. Nieduża społeczność została wymyślona na potrzeby pięciominutowych historii dla dzieci, ale stanowczo domagała się swoich pełnych 75 minut. Premiera tej animacji poklatkowej odbyła się w Cannes w 2009 roku i był to pierwszy film zrealizowany tą techniką na tym prestiżowym festiwalu.

Mieszkańcy miasteczka wyglądają jak plastikowe figurki z zestawów Farma, Zoo czy Podwodny świat (jednakowoż osobliwy….). Mają nawet podstawki, które czasami krępują im ruchy. Koń i pani od muzyki są przypuszczalnie jedynymi rozsądnymi osobami w okolicy, reszta ma skłonności do… paniki! Oraz nieżyciowych pomysłów, spieszenia się i wpadania na ściany.

Wróćmy do domku trzech przyjaciół. Indianin i Kowboj orientują się nagle, że nadchodzą urodziny Konia. Wpadają na pomysł zbudowania dla niego ceglanego grilla. Zamawiają cegły… bardzo dużo cegieł. Ogromnie dużo. Jakoś opanowują kryzys, stawiają ustrojstwo, przystrajają wstążką, a resztę materiału usuwają z pola widzenia. Wieczorem udaje im się zupełnie szalona impreza, Koń cieszy się zwłaszcza z czapek, które kolekcjonuje. A cegły… Zdradzę jedno: upychanie tylu ton wysoko nad ziemią nie może być bezpieczne.

Kolejne dni upływają na próbach odbudowania chatki. Indianin i Kowboj nie są przodownikami pracy, ale Koń daje radę zagonić ich do murowania w ramach odbywania słusznej kary. Jednak coś jest nie tak… ktoś kradnie chłopakom ściany. Ktoś wyglądający jak obcy z Lądowania w Garwolinie Chmielewskiej. Wypisz, wymaluj potwór z głębin. Tu zaczyna się dziki pościg, który zaprowadzi trzech przyjaciół do oceanu połączonego bezpośrednio z sąsiednim pagórkiem, a nawet na jakiś biegun, gdzie naukowcy zajmują się wystrzeliwaniem śnieżek z ogromnego pingwina. I tak Koń ciągle nie może dojść na te lekcje pianina…

Prawda, że brzmi, że warto? Ja oglądałam Miasteczko w ramach nocnych seansów w parku na poznańskim Festiwalu Animator. Było nas wielu i wszyscy ryczeliśmy ze śmiechu. Oglądaliśmy francuskojęzyczną wersję, ale jest też angielska. Publiczność była w większości dorosła, jednak to film dla każdego, kto jest w stanie nadążyć za dość szybkim tempem akcji. Humor jest tu absurdalny i często polega na tym, że ktoś dostanie w łeb… Chociaż nie powiedziałabym, że prostacki czy banalny. Ogląda się to jak wspomnienia z dziecięcych zabaw, w czasie których zrywaliśmy boki, bo z głupoty na głupotę, z żarciku na żarcik konstruowaliśmy sobie zupełnie niedorzeczny, zdumiewająco wiarygodny świat. Podobny charakter mają sceny zabaw w filmie (nieanimowanym) Dmuchawce (Du vent dans mes mollets) Carine Tardieu na podstawie komiksu Raphaële Moussafir. Wyzwolona do przesady kreatywność i wpadanie w każdą dziurę i kałużę.

Wasi znajomi i dzieci będą zadowoleni z wieczoru z Miasteczkiem panika nawet bardziej niż z ceglanego grilla. Animacja zapewnia kompletne oderwanie się od rzeczywistości oraz nowe spojrzenie na rolników i ich śniadania na chybcika. Na konie też. Tylko bądźcie przygotowani na to, że niektórzy mogą potem biegać po mieszkaniu krzycząc „Indianinie! Kowboju! Koniu!!!”.

10/10

Podsumowanie

Plusy:
+ szalony, absurdalny humor bez wytchnienia
+ powrót do dziecinnych zabaw
+ totalna terapia śmiechem

Minusy:
– niebezpieczeństwo spontanicznych okrzyków „Indianinie! Kowboju! Koniu!!!”

Sending
User Review
4.5 (2 votes)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Mól książkowy, wielbicielka wilków i wilczurów. Interesuje się europejskim komiksem i mangą. Jej ulubione pozycje to na przykład Ghost in the Shell Masamune Shirow, Watchmen (Strażnicy) Alana Moora czy Fun Home Alison Bechdel, jest też fanem Inio Asano. Poza komiksami poleca wszystkim Depeche Mode Serhija Żadana z jego absurdalnymi dialogami i garowaniem nad koniakiem. Czasem chodzi do kina na smutne filmy, kiedy indziej spod koca ogląda Star Treka (w tym ma ogromne zaległości). Pisze także dla Arytmii (arytmia.eu).
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki