SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja filmu BloodRayne: Krwawa rzesza

1

Uwe Boll nie byłby zadowolony z tego, co o nim powiem, ale taka prawda: kontrowersyjny niemiecki reżyser jest jak kobieta. A dokładniej – jak kobieta jest zmienny. Gdy po kilku znośnych filmach jego autorstwa zacząłem nabierać doń zaufania i przestałem rzucać pod jego adresem złośliwe komentarze, odwdzięczył mi się BloodRayne: The Third Reich – filmem stanowiącym swoisty powrót do jego scheiße-korzeni.

Dhampirzyca Rayne w połowie drugiego stulecia swojego życia ponownie trafia na Stary Kontynent. Tym razem jednak nie do Rumunii, gdzie jako człowiek urodziła się w XVIII wieku, ale do targanej II wojną światową Europy Wschodniej. Film rozpoczyna się od sceny, w której półwampirzyca swoimi nadprzyrodzonymi umiejętnościami wspiera ruch oporu w walce z żołnierzami Trzeciej Rzeszy. Rayne przez nieuwagę przemienia oficera gestapo w dhampira, a to – zgodnie ze wszelkimi prawidłami horrorów o nazistach – prowadzi do eksperymentów, których celem jest zapewnienie Niemcom władzy nad światem. Jak nietrudno się domyślić, przy wykorzystaniu krwi dhampirów nieumarły führer dowodził będzie nieumarłą armią żołnierzy, chyba że Rayne uda się udaremnić eksperymenty doktora Manglera.

3

Osoby, którym nieobca jest pierwsza gra z serii, zapewne zauważyły pewne do niej analogie, ale fabuły obydwu produkcji są całkowicie różne, i to pod każdym możliwym względem, niestety także w kwestii jakości. Historia przedstawiona w BloodRayne, chociaż nie grzeszyła oryginalnością, i tak była ciekawsza od tej z The Third Reich. Za scenariusz filmu odpowiadał debiutant, co niestety widać, ponieważ fabuła jest do cna przewidywalna, źle poprowadzona, a do tego niepozbawiona zbędnych wątków. Dla mnie najbardziej niedorzeczna była scena, w której Rayne udaje się do burdelu na masaż, który kończy się lesbijskim seksem przedstawionym w taki sposób, że w zasadzie niczym nie ustępuje to softcore’owemu porno, a do fabuły nie wnosi absolutnie nic. Do bolączek scenariusza należy dorzucić także drętwe dialogi oraz papierowe, nieinteresujące postaci.

3

Słaby scenariusz być może dałoby się jakoś podratować, gdyby film powierzono bardziej utalentowanemu twórcy. Boll jako reżyser nieźle radzi sobie w przypadku mniejszych produkcji, które albo opierają się na dialogach, jak Stoic, albo są w jakiś sposób „społecznie zaangażowane”, jak Postal czy Rampage: Szaleństwo. Niestety, gdy Niemiec bierze się za „widowisko”, wychodzi klapa; okazuje się, że Boll nie potrafi odnaleźć złotego środka, który pozwoliłby wyważyć proporcje pomiędzy dialogami i akcją. The Third Reich opiera się na przeskakiwaniu od stosunkowo krótkiej i słabo zrealizowanej sekwencji akcji do relatywnie długiej scenki gadanej, w której szablonowe postaci wygłaszają słabe dialogi, posuwając akcję do przodu za pomocą zwrotów akcji, które widz przewidział już kilka minut wcześniej.

3

Ponieważ Boll zazwyczaj korzysta z usług tych samych osób, łatwo było przewidzieć, że operator Mathias Neumann i kompozytor Jessica de Rooij ponownie wyjdą obronną ręką, bowiem nawet w słabych filmach Bolla jako tako sprawdzają się tylko ich zdjęcia i muzyka. Podobnie jest i w tym przypadku, raz jeszcze pochwalić można niezłe plenery, tym razem chorwackie. Reszta niestety wypada słabo – aktorzy grają nieprzekonująco, efekty specjalne są kiepskie, a charakteryzacja głównej bohaterki woła o pomstę do nieba (Rayne nie była brunetką, tylko seksownym rudzielcem!) Co ciekawe, aktorzy mówią z rozmaitymi akcentami, w tym nawet walijskim i irlandzkim, ale nikt, nawet naziści, nie mówił z akcentem niemieckim.

3

Deską do trumny najnowszych harców Rayne jest, podobnież jak w poprzednich częściach, całkowity brak napięcia i atmosfery grozy. Uwe Boll niestety po raz kolejny postawił na akcję, prawdopodobnie nawet nie podejmując starań mających na celu sprawić, aby widzowi szybciej zabiło serce. Osobiście odbieram to jako poważną wadę, bowiem schadzki z komputerową Rayne nawet przy kolejnych podejściach potrafiły sprawić, że w pewnych momentach zacząłem czuć się trochę nieswojo, podczas gdy filmowa Rayne nie oferuje nic ponad trochę miałkiej akcji.

3

Po seansie BloodRayne: The Third Reich stwierdziłem, że prawdopodobnie nie będę już sięgał po następne filmy Uwego Bolla, jeśli domyślnie mają być one widowiskiem. Mimo upływu lat, reżyser kompletnie nie odnajduje się w akcji i horrorze – większe, bardziej rozdmuchane przedsięwzięcia wyraźnie go przerastają. O ile nie jest się miłośnikiem twórczości Herr Doktora, odradzam oglądanie BloodRayne III. Już lepiej zabrać się za Auschwitz – dramat zrealizowany za jednym zamachem z The Third Reich i Blubarellą (mając do dyspozycji scenerię drugowojenne, od razu nakręcił trzy filmy w tych klimatach – to się nazywa przedsiębiorczość!), może bardzo słaby, ale i tak lepszy od trzeciej odsłony Krwawej Reni.

Ocena: 2/10

Plusy
+ Malthe dalej wygląda seksownie
+ realia II wojny światowej

Minusy
– wszystko inne

Autor: Pottero

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Jacek „Pottero” Stankiewicz
Jacek „Pottero” Stankiewiczhttps://swiatthedas.wordpress.com/
Jak przystało na reprezentanta rocznika 1987, jestem zgrzybiałym dziadziusiem, który doskonale pamięta szczękopady, jakie wywoływały pierwsze kontakty z „Doomem”, a potem z „Quakiem” i „Unreal Tournament”. Zapalony gracz z ponaddwudziestopięcioletnim doświadczeniem, z uwielbieniem pochłaniający przede wszystkim gry akcji, shootery i niektóre RPG. Namiętny oglądacz filmów i seriali, miłośnik Tarantina, Moodyssona i Tromy, w wolnej chwili pochłaniacz książek i słuchowisk, interesujący się wszystkim, co wyda mu się warte uwagi. Dla rozrywki publikujący gdzie się da, w tym m.in. czy w czasopismach branżowych. Administrator Dragon Age Polskiej Wiki.
spot_img
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki