Recenzja napisana na podstawie wersji cyfrowej.
Słuchowisko to przepiękne medium. Podobnie jak audiobook pozwala na zapoznawanie się z książką, kiedy tradycyjne papierowe wydanie nie zdaje egzaminu, ot chociażby podczas uprawiania joggingu. Słuchowisko jednak, w odróżnieniu od zwykłego audiobooka, dysponuje również muzyką, dźwiękami i grą aktorską, co pozwala wsiąknąć w opowieść i – niekiedy na długie godziny – zapomnieć o świecie. Zwłaszcza jeżeli jest to słuchowisko wybitne, tak jak chociażby Sezon burz.
Na początek przyznam się do czegoś, co wielu czytelników uzna zapewne za bluźnierstwo: uważam, że Andrzej Sapkowski jest bardzo przeciętnym pisarzem, przynajmniej jeżeli chodzi o powieści. Krótkie formy opanował jednak mistrzowsko, dlatego Miecz przeznaczenia i Ostatnie życzenie pochłonęły mnie bez reszty, ale przez sagę przebrnąłem jedynie ze względu na ciekawe uniwersum, które poznałem już w opowiadaniach, i chęć poznania dalszych losów Geralta. Trylogię husycką z kolei skończyłem w połowie Narrenturm i nie mam zamiaru nigdy do niej wracać. Z tego też powodu lekturę Sezonu burz odkładałem tak długo, że w końcu zrealizowano na jej podstawie słuchowisko – mając na uwadze, jak niesamowicie wysoki poziom prezentowały słuchowiska zrealizowane na podstawie opowiadań, bez namysłu zabrałem się za pierwszą wiedźmińską powieść w formie audio. I przepadłem z kretesem na ponad trzynaście godzin.
Okazuje się bowiem, że chociaż powieści Sapkowskiego w formie papierowej niekiedy potrafią wynudzić, to jednak dzięki słuchowiskom stają się magiczne. Trudno powiedzieć, czy jest to bardziej zasługa autora i jego niesamowitej wyobraźni oraz erudycji, czy może Teatru Polskiego Radia, który idealnie wyczuł klimat Sapkowskiego. Janusz Kukuła – reżyser radiowy z wieloletnim doświadczeniem – bezbłędnie dobrał obsadę. Jak wspominałem przy okazji recenzji wersji audio Domu ze szkła, nie przeszkadza mi to, że obsada słuchowiska różni się od tego z gier – to inne medium, wymagające od aktorów innego warsztatu. Jako miłośnik zarówno słuchowisk, jak i polskiego dubbingu, jestem gotowy zaryzykować stwierdzenie, że Jacek Rozenek jako Geralt w słuchowiskach nie wypadłby nawet w połowie tak dobrze, jak Krzysztof Banaszyk, aktor o nieporównywalnie większym doświadczeniu w grze głosem, który w swojej karierze wcielił się już chociażby w Andrieja Bołkońskiego (słuchowisko na podstawie Wojny i pokoju Tołstoja), Son Gokū, Cole’a McGratha, Master Chiefa, Jima Raynora, a od paru lat jest polskim głosem Hugh Jackmana. Banaszyk jako Geralt wypada wybornie i przekonująco, zdecydowanie lepiej aniżeli Rozenek w Domu ze szkła. Każde wiedźmińskie słuchowisko kradnie dla siebie jednak ktoś inny – Krzysztof Gosztyła, pełniący w nich funkcję narratora. Gosztyła nie jest „biernym” narratorem audiobookowym, który cały tekst czyta jednostajnie – to aktor z wykształcenia i weteran słuchowisk, który wczuwa się w czytany przez siebie tekst. Inaczej brzmi u niego opis walki, inaczej sceny łóżkowej, inaczej brzmią opisy zachowań osobnika zdenerwowanego, a inaczej przestraszonego. Dzięki niemu nawet przydługie i czasami kompletnie zbędne opisy Sapkowskiego stają się przyjemne i słucha się ich z zapartym tchem.
Poza Banaszykiem i Gosztyłą zachowano również dwoje innych aktorów znanych już ze słuchowisk na podstawie opowiadań – Sławomira Packa (Jaskier) i Annę Dereszowską (Yennefer) – którym również nie można nic zarzucić. To samo tyczy się zresztą prawie wszystkich innych aktorów, w większości doświadczonych wyjadaczy. Poza już wymienionymi na szczególną uwagę zasługują przede wszystkim Mariusz Bonaszewski (weteran słuchowisk, szerszej publiczności znany jako głos Tony’ego Starka w filmach z Marvel Cinematic Universe) jako Ferrant de Lettenhove i Barbara Zielińska, często angażowana w dubbingu do ról wiedźm i babć, która w Sezonie burz – mówiąc kolokwialnie – pozamiatała jako komendantka z kordegardy. Zdarzyły się co prawda postaci zagrane trochę zbyt sztucznie, ale miały one do wypowiedzenia raptem kilka słów, najwyżej parę zdań, a wcielali się w nie najprawdopodobniej nowicjusze, więc takie potknięcia można wybaczyć i nie zaprzątać sobie nimi głowy. Chociaż udzielająca głosu Koral Karolina Gorczyca, która wcześniej udzielała głosu dalszoplanowym postaciom w słuchowiskach, a kilka miesięcy przed premierą Sezonu burz fenomenalnie wcieliła się w Larę Croft w Tomb Raiderze, początkowo brzmiała gorzej, niż się z tego spodziewałem. Być może była to trema związana z pierwsza dużą rolą w słuchowisku, a może aktora nie „dotarła” się jeszcze ze swoją postacią, ale na szczęście z każdą kolejną kwestią było już tylko lepiej. Na dobrą sprawę jedynym minusem całego słuchowiska jest dla mnie Tomasz Marzecki, ale osoby nie interesujące się słuchowiskami ani dubbingiem prawdopodobnie nawet nie zwrócą na to uwagi. Nie chodzi o to, że Marzecki zagrał źle, ponieważ – jak zawsze – spisał się wybornie. Problemem jest to, że w Sezonie burz udziela głosu Sorelowi Degerlundowi, dość ważnej fabularnie postaci, a w wydanej kilka dni później Krwi elfów wciela się już w Rience’a, którego fanom sagi przedstawiać nie trzeba. Co prawda w słuchowiskach bardzo często powtarzają się aktorzy, ale grają oni dalsze plany, postaci, których po przeczytaniu książki już się nie pamięta. Tomasz Marzecki posiada zaś dość charakterystyczny głos, a chociaż w obu słuchowiskach wcielił się w innego rodzaju postaci i zagrał je zupełnie inaczej, to mimo wszystko osoby obeznane z głosami polskich aktorów może to razić. Podobnie zresztą jak Kazimierz Kaczor – w Sezonie burz jako Kevenard van Vliet, wcześniej zaś jako Caldemeyn w Mniejszym źle i Herbolth w Okruchu lodu.
Standardowym przypadkiem wiedźmińskich słuchowisk realizowanych przez Teatr Polskiego Radia jest wymowa niektórych nazw własnych, która dla słuchaczy może brzmieć dziwnie albo wręcz – w ich mniemaniu – niepoprawnie. Przykładowo „Kaer Morhen”, „Kaedwen” czy „Scoia’tael” zawsze wymawiałem jako [kermoren], [kedwen] i [skojatel], w prawidłowości tej wymowy utwierdziły mnie również gry, z kolei w słuchowiskach słyszymy [kaer morhen], [kaedwen] i [skojatael]. Chociaż zdecydowanie bardziej wolałbym, żeby w słuchowiskach wymowa była taka sama jak w grach, to wymowy Teatru Polskiego Radia nie można uznać za niewłaściwą, ponieważ kwestię tę autorzy konsultowali z Sapkowskim. Jedynym, do czego wymowy w Sezonie burz można by się przyczepić, jest wstęp do rozdziału siódmego, w którym Sapkowski wykorzystał anglojęzyczne wersje wiersza Wild Nights Emily Dickinson i piosenki „The Traitor” Leonarda Cohena. Angielszczyzna pana Gosztyły nie jest niestety zbyt dobra, przez co cytowane przez niego fragmenty brzmią dość zabawnie.
Po raz kolejny specjaliści z Teatru Polskiego Radia bezbłędnie poradzili sobie z udźwiękowieniem. Nie silono się na rewolucję, skorzystano ze sprawdzonych utworów autorstwa Adama Skorupy wykorzystanych już we wcześniejszych słuchowiskach, pojawiło się jednak kilka nowych kompozycji. Słuchowisko na szczęście pozbawione jest zbędnych muzycznych interludiów – muzyka wykorzystana została jako uzupełnienie narracji i dialogów, a sprawdza się w tej funkcji wybornie. W żaden sposób nie można również przyczepić się do odgłosów – w Sezonie burz wszystko brzmi tak, jak brzmieć powinno.
Wszystkie audiohistorie wiedźmińskie są znakomite, czasem mam wrażenie, że saga o wiedźminie i formuła słuchowiska powstały właśnie po to, żeby dostarczyć nam tak niezwykły i dopracowany produkt. W moim odczuciu Sezon burz wybija się jednak na tle pozostałych słuchowisk o Geralcie, będąc może nawet szczytowym osiągnięciem tego medium – przynajmniej w Polsce. Być może wpływ na taką ocenę ma fakt, że w odróżnieniu od pozostałych części Sezonu burz nie czytałem, tak więc słuchowisko było moim pierwszym kontaktem z tym tytułem – ponieważ nie wiedziałem, co się zdarzy, trzymało mnie w napięciu od początku do samego końca, będąc niezapomnianym doświadczeniem.
Ocena: 10/10
Plusy
+ obsada, ze szczególnym uwzględnieniem Krzysztofa Gosztyły
+ realizacja
+ udźwiękowienie
+ w zasadzie: wszystko inne
Minusy
– drobne potknięcia, nie rzutujące jednak w żaden sposób na odbiór całości
Autor: Pottero