SIEĆ NERDHEIM:

Miłość, zemsta i krokodyl. Recenzja serialu Powrót do Edenu

Powrót do Edenu – okładka wydania DVD
Powrót do Edenu – okładka wydania DVD

Czasem spoglądam tęsknym okiem za czasami, kiedy nie było platform VOD i satelity. Widownia miała do wyboru kilka kanałów telewizyjnych na krzyż, a emitowane na nich produkcje potrafiły wyludniać ulice. Jest coś fascynującego w opowieściach o tym, jak to w latach 70. czy 80. całe miliony ludzi z nosami niemal przyklejonymi do kineskopów śledziły perypetie serialowych bohaterów. Słyszeliśmy to chociażby o Niewolnicy Isaurze, Pogodzie dla bogaczy oraz o Powrocie do Edenu – pierwszą serię tego ostatniego od niedawna przypomina kanał CBS Europa, więc wiedziona ciekawością postanowiłam urządzić sobie mały seans.

Stephanie Harper, dziedziczka wielkiej fortuny i rezydencji zwanej Eden, ma ledwie 23 lata, gdy umiera jej ojciec. Poznajemy ją prawie dwie dekady, dwóch mężów i dwoje dzieci później, tuż przed ślubem z kolejnym wybrankiem. Greg Marsden jest od niej młodszy, bardzo przystojny i robi furorę jako gwiazda tenisa. Trochę dziwna z nich para, bo Stephanie mimo „spania na forsie” bardziej przypomina kartofelka w koronkach niźli wielką damę, toteż niektórzy podejrzewają, że owa forsa bardziej interesuje Grega niż sama Harperówna. Bogaczka jednak jest święcie przekonana o prawdziwości uczuć swojego nowego ukochanego. Nie dostrzega, kiedy Marsden zaczyna romansować z Jilly – jej najbliższą przyjaciółką, matką chrzestną jednego z jej dzieci. Tenisista się nie obija: już podczas miesiąca miodowego w Edenie proponuje obu paniom wycieczkę łódką po miejscowych bagnach, podczas której wpycha niczego niespodziewającą się Stephanie do wody, prosto w paszczę krwiożerczego krokodyla. Ot, potem się wmówi ludziom historyjkę o nieszczęśliwym wypadku, poślizgnięciu się przy filmowaniu zachodu słońca, a majątek wpadnie do kieszonki jemu i jego nowej flamie…

Jednej rzeczy tylko nie przewidział. Że Stephanie przeżyje, a po wyleczeniu ran i kompletnej zmianie tożsamości będzie pragnęła zemsty na swoich zdradzieckich bliskich.

Powrót do Edenu – kadr z serialu
Powrót do Edenu – kadr z serialu

Trudno obecnie nie dostrzec w tej australijskiej produkcji wyraźnych inspiracji starszą o dwa lata amerykańską Dynastią – dla polskich widzów w czasach premiery kompletnie nieczytelnych, jako że przygody Carringtonów trafiły do naszej telewizji dużo później. Świat tak zwanego high life, bogaci i (w większości) piękni ludzie, luksusowe posiadłości, najmodniejsze ciuchy. Ale spokojnie, nie ma tu mowy o żadnej bezmyślnej kopii. Australijski anturaż, odrobina „biedniejszych” sfer dla równowagi oraz trochę niuansów i mamy świeży jak na tamte czasy świat przedstawiony. Choć niewątpliwie uproszczony dla potrzeb fabuły. A trzeba przyznać, że to poświęcenie, które warto było popełnić – cała intryga jest naprawdę dobrze skrojona i potrafi wciągnąć w stopniu pozwalającym zignorować różne nieprawdopodobieństwa czy niedopatrzenia.

Bo przecież na papierze to w większości brzmi niedorzecznie, zwłaszcza dla przeciętnego widza z XXI wieku. Półżywą, rozharataną i dosłownie zmieszaną z błotem Stephanie znajduje na płyciźnie dobry pustelnik. Dzięki jego opiece oraz ziołowym mazidłom od zaprzyjaźnionego Aborygena paskudne rany goją się bez zakażeń, choć zostawiając równie paskudne blizny, szczególnie na twarzy. Za pieniądze ze sprzedaży drogich kamieni podarowanych przez jej wybawiciela, kobieta wyjeżdża do oddalonej kliniki, gdzie rejestruje się pod fałszywym nazwiskiem i podaje wypadek samochodowy jako przyczynę swojego okaleczenia. Tam znakomity chirurg plastyczny nie tyle odtwarza poprzedni wygląd Stephanie, ile na jej prośbę nadaje Harperównie nową twarz. Do tego ćwiczenia, dieta, po wielu miesiącach pobytu w klinice również kompletnie odmienna fryzura i tak ostatecznie powstaje Tara Welles. Piękna brunetka robi błyskawiczną karierę w modelingu, dzięki czemu wpada w oko Gregowi Marsdenowi, który zdążył się już znudzić Jilly, topiącą poczucie winy w alkoholu…

No brzmi nieznośnie, ale uwierzcie, ogląda się to naprawdę nieźle.

Powrót do Edenu – kadr z serialu
Powrót do Edenu – kadr z serialu

Może dlatego, że między tym wszystkim dorzucono różne przyjemne detale, dodające jakiś tam posmak realizmu. Chociażby to, że Stephanie ma wyraźną słabość do zwierząt, więc możemy wielokrotnie oglądać ją w interakcjach z nimi (żart niezamierzony). Tak w fabule pojawia się pies Kaiser, kot Maxie, parę fajnych koni. Geneza personaliów jej nowego alter ego też potrafi dać trochę satysfakcji przy oglądaniu.

A może seans jest przyjemny ze względu na głównych bohaterów, którym trochę się kibicuje, a trochę chce się ich palnąć w łeb. Stephanie jest ogólnie miłą babką i podejmuje nieludzkie wysiłki, żeby dopiąć swego, ale z drugiej strony swoją bezbrzeżną naiwnością niejako sama sobie zgotowała ten los. Udręczona wyrzutami sumienia i alkoholizmem Jilly może wzbudzić żal – jednocześnie przez jej motywacje trochę się cieszysz, że perfidną cizię karma w tyłek gryzie. Za to Greg jest z góry namaszczony przez twórców do roli złola w niemal każdym aspekcie, jednak okazjonalnie trudno mu odmówić racji, gdy bezlitośnie narzeka na wady swoich kobiet, mówiąc głośno to, co w zasadzie większość widzów już od jakiegoś czasu myśli.

Czy może jednak całą robotę w Powrocie do Edenu odwalają co niektóre, ciekawie napisane postacie drugoplanowe? Wolne od pełnienia określonych, niemal szablonowych funkcji w głównej intrydze, mają okazję po prostu pobyć sobą. Doktor Marshall, chirurg składający Stephanie do kupy, od razu daje się lubić, jawiąc się na tle protagonistów jako oaza rozsądku i ogólnie pojętej zwyczajności. Podobne rysy charakteru ma służba z Edenu: gospodyni Katy i stajenny Christopher. Niby prości ludzie, a wykazujący się większym rozumem i czujnością od swojej pani. Żeby było ciekawie, po bogatszej stronie też pojawił się ktoś nieco bardziej przyziemny – pracujący w domu mody fotograf, typ trochę nerwowy, ale również wesoły. Honorowa wzmianka należy się Dennisowi, synowi Stephanie, który wydaje się naprawdę sympatycznym dzieciakiem (czego nie można niestety powiedzieć o jego siostrze Sarze, jednej z najbardziej irytujących postaci całego serialu). Ta gromadka naprawdę przyjemnie odciąża atmosferę i daje wytchnienie od napięcia towarzyszącego wyszukanemu planowi mściwej dziedziczki.

Powrót do Edenu – kadr z serialu
Powrót do Edenu – kadr z serialu

Jest trochę tak, że ogląda się pięć odcinków przede wszystkim dla rozróby, która rozegra się na finał w szóstym. Powrót do Edenu oparty został na sporej liczbie klisz i uproszczeń, ale patrzy się na nie z dużą wyrozumiałością. Wszak ten serial był jednym z pierwszych, które je wykorzystywały, a poza tym robi to w całkiem niezły sposób. Potrafię zrozumieć, co widzieli w tej produkcji odbiorcy z lat 80., w tym również nasi rodacy z roku pańskiego 1985. I dlaczego Powrót do Edenu doczekał się sequela. Na fali popularności miniserialu po paru latach powstała druga seria – już w typowym formacie opery mydlanej i kompletnym zapatrzeniu twórców w Dynastię, co niestety zaowocowało wielkim nagromadzeniem chwytów charakterystycznych dla gatunku. Aktorzy wymienieni na innych, zaginione dzieci, nieznani dotąd (i bardzo mściwi) krewni… Nie brzmi to zachęcająco, toteż chcąc mieć dobre mniemanie o przygodach Stephanie Harper i spółki lepiej poprzestać na oryginalnym serialu, co niniejszym czynię.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł polski: Powrót do Edenu
Tytuł oryginalny: Return to Eden
Producent: Hanna-Barbera Australia, McElroy & McElroy
Reżyser: Karen Arthur
Scenarzysta: Michael Laurence
Platforma: telewizja
Gatunek/typ: serial, romans, thriller
Data premiery: 27 września 1983 (świat), 8 września 1985 (Polska)
Obsada: Rebecca Gilling, James Reyne, Wendy Hughes, James Smillie i inni.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Dagmara „Daguchna” Niemiec
Dagmara „Daguchna” Niemiec
Absolwentka filologii polskiej na UWr, co tłumaczy, dlaczego z czystej przekory mówi bardzo potocznie i klnie jak szewc. Niedawno skończyła Akademię Filmu i Telewizji i została reżyserem. Miłośniczka filmu, animacji, dobrej książki, muzyki lat 80. i dubbingu. Niegdyś harda fanka polskiego kabaretu, co skończyło się stustronicową pracą magisterską. Bywalczyni teatrów ze stołecznym Narodowym na czele. Autorka bloga Ostatnia z zielonych.
Czasem spoglądam tęsknym okiem za czasami, kiedy nie było platform VOD i satelity. Widownia miała do wyboru kilka kanałów telewizyjnych na krzyż, a emitowane na nich produkcje potrafiły wyludniać ulice. Jest coś fascynującego w opowieściach o tym, jak to w latach 70. czy 80....Miłość, zemsta i krokodyl. Recenzja serialu Powrót do Edenu
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki