SIEĆ NERDHEIM:

ŚWIAT NICZYM KONAJĄCY SYFILITYK. Recenzja powieści Śniadanie mistrzów

Kurt Vonnegut to autor, który nigdy nie celował w pisanie łagodnych, bezpiecznych książek. Właściwie od samego początku jego kariery kolejne powieści, które wychodziły spod jego rąk, wywoływały mniejsze lub większe kontrowersje. Śniadanie mistrzów to jednak tytuł uważany za najbardziej szokujący ze wszystkich, jakie stworzył. Jeśli pamiętacie marny film z Bruce’em Willisem nakręcony na podstawie tej powieści, możecie wątpić, niemniej tak właśnie jest. Szokująco, obrazoburczo – przynajmniej w pewnych ramach, Polak nie zareaguje na całość tak, jak Amerykanin – ale jednocześnie zabawnie i lekko. Przede wszystkim jednak jest genialnie. I nic więcej dodawać nie trzeba.

Spotyka się dwóch wariatów. Jeden z nich pisze książki science fiction, drugi sprzedaje samochody. I tych dwóch wariatów zaczyna rozmawiać i… Brzmi jak początek dowcipu? Może i tak jest, może i Śniadanie mistrzów to dowcip. Komedia. A może tragedia. W końcu oba gatunki leżą tak blisko siebie, że czasem trudno je odróżnić.
Ale tak to wszystko się zaczyna. Kilgore Trout pisze książki, ale niezbyt wiedzie mu się w życiu, a jego nazwisko nie jest szczególnie słynne. Jego egzystencja wygląda tak, że Kilgore ma nadzieję, iż w rzeczywistości wcale już nie żyje. Z Dwayne’em Hooverem rzecz ma się inaczej. Zarabia dobrze na sprzedaży aut, ale zarażony ideą z jednej z książek Trouta, zaczyna myśleć, że oni dwaj są jedynymi myślącymi istotami w świecie samych robotów. W konającym świecie, w którym jedni mają wszystko, a inni nic, a najwięcej ma Ameryka, ich spotkanie stanie się brzemienne w skutki…

Siłą tej powieści, na równi z satyrycznym geniuszem, który skłania nas do myślenia i pobudza intelektualnie, jest kontrowersyjność właśnie. Brak poszanowania dla wszelkich świętości, które zresztą i tak poszanowania godne nie są. Amerykański sen? Coś takiego nie istnieje. Szlachetni ojcowie założyciele? To była banda plugawych oszustów, morderców i ludzi wyzutych z uczuć. Duma amerykańskiego narodu? To smutny żart, bo naród ów nie jest godzien niczego, ze względu na to, jak powstał. Gwiaździsty sztandar nie ma tu najmniejszego sensu, bo to jedynie prowojenny bełkot. Kaganek trzymany przez Statuę Wolności to nic innego, jak płonący rożek lodów, a jak coś takiego może być jakimkolwiek symbolem? Najgorsi są jednak ludzie – jeszcze od nich gorsi są tylko ci u władzy, ci, którzy mają wszystko, a nikomu nie chcą dać nic. Czy kogoś może dziwić, że taki świat chyli się ku upadkowi? Świat, bo Ameryka tożsama jest tu ze wszystkim, co ten świat reprezentuje. I jak tu się dziwić bohaterom, którzy albo mają nadzieję, że już nie żyją, albo wierzą, że tylko oni cierpią, bo reszta to bezemocjonalne, puste roboty.

Na braku poszanowania tego, do szanowania czego zmusza się nas każdego dnia, oparta jest ta powieść. Takich książek już się praktycznie nie pisze, bo ludzką mentalność zdominowała poprawność polityczna zmieniająca ich w lemingi – w bezrozumne roboty goniące za tym, co powiedział ktoś inny. Vonnegut idzie inną drogą. Jego interesują dwie rzeczy: to, co sam uważa za święte, i człowiek jako taki. Indywidualna jednostka, która nie ma siły przebicia, a mieć powinna. Czy w obecnym świecie można jeszcze być normalnym? Czy może chcieć się żyć i czy żyć się jeszcze w ogóle powinno? Tu już tylko śmierć zostaje w rękach człowieka, resztę mu odebrano.

Cały ten humanistyczny, a jednocześnie antyludzki manifest podany zostaje tu w sposób specyficzny. Vonnegut pisze bowiem lekko, ale zarazem fascynująco, świeżo i zachwycająco pod względem literackim. Jednocześnie robi to z olbrzymią dawką humoru, który sprawia, że czytelnik co chwila wybucha śmiechem. Ale śmiech ten szybko więźnie mu w gardle, bo całość przeraża – nadal jednak fascynuje, także wizją świata. Świata konającego, niczym występujący w książce syfilitycy, ale wciąż starającego się wykonywać wyuczone wcześniej ruchy, nieważne, że tylko pogorsza swoją sytuację. Wszystko to robi wielkie wrażenie, oszałamia, ale i zostawia czytelnika niezwykle usatysfakcjonowanym. Bo to nie tylko śniadanie mistrzów, to prawdziwa uczta – dla zmysłów, serca i dla intelektu. Powieść, jakich potrzeba nam więcej, bo w tym pędzie za modą, za tym, co zdaniem innych należy i wypada, zapominamy, kim sami jesteśmy.

Dziękuję wydawnictwu Zysk za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Śniadanie mistrzów em>
Data premiery: marzec 2019
Autor: Kurt Vonnegut
Typ: beletrystyka
Gatunek: styra

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Michał Lipka
Michał Lipkahttps://ksiazkarniablog.blogspot.com/
Rocznik 88. Próbuje swoich sił w pisaniu, w tworzeniu komiksów także. Przede wszystkim jednak czyta - dużo, namiętnie i bez chwili wytchnienia. A potem stara się wszystko to recenzować. Prowadzi także książkowego bloga https://ksiazkarniablog.blogspot.com
<p><strong>Plusy</strong><br /> + pełna głębi, poruszająca intelektualnie treść<br /> + brak krępującej pisarską swobodę poprawności politycznej<br /> + rewelacyjne pomysły<br /> + świetnie skrojeni bohaterowie<br /> + doskonały klimat<br /> + piękne wydanie</p> <p><strong>Minusy</strong><br /> - brak </p>ŚWIAT NICZYM KONAJĄCY SYFILITYK. Recenzja powieści Śniadanie mistrzów
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki