SIEĆ NERDHEIM:

Bieg królewski z pominięciem przeszkód. Recenzja książki Uciekinier

KorektaLilavati
Uciekienier - okładka książki
Uciekienier – okładka książki

King zmusza swojego bohatera do morderczej ucieczki przez antyutopijną scenerię pełną koszmarów. Ben Richards daje w długą tak brawurowo, że wszelkie społeczne problemy mija z szumem wiatru w uszach, a biegnie tak szybko, że zabójcy nie są w stanie go dogonić.

Ben Richards jest młodym kochającym mężem i świeżo upieczonym ojcem. Wraz z rodziną zamieszkuje getto dla biedoty, ledwie wiążąc koniec z końcem. Dokładnie tak jak ogromna część społeczeństwa. Miliony ludzi żyją w skrajnych warunkach, przykute do darmowej telewizji gwarantującej rozrywkę upodlającą człowieka. Ben przekreślił szanse na znośne życie, gdy odmówił dalszej pracy w szkodliwych warunkach. Teraz jednak odczuwa brak pieniędzy. Jego półroczna córka choruje na zapalenie płuc. Potrzebuje lekarza i środków, na które nie stać rodziców. Mężczyzna w przypływie desperacji oraz ojcowskiego heroizmu decyduje się na udział w jednym z telewizyjnych programów. Zostaje on wybrany do gry o nazwie UCIEKINIER. Zasady są proste. Jeżeli Ben przeżyje trzydzieści dni, zgarnie okrągły miliard nowych dolarów. Haczyk tkwi w tym, że na dwie doby po rozpoczęciu gry rozpocznie się pościg. Tropem mężczyzny będą podążać wyszkoleni zabójcy i policjanci, a cywile liczący na nagrodę za współpracę wydadzą go korporacji bez mrugnięcia okiem. Wszyscy są przeciwko niemu, a cały świat ogląda transmisję z jego desperackiej ucieczki. Dla Bena rozpoczyna się pełna przerażenia, paranoi i walki o przetrwanie rozgrywka. Jest sam przeciw wszystkim, a system nie gra fair. Co więcej, nigdy nikomu nie udało się wygrać tej gry.

Uciekienier - okładka książki
Uciekienier – okładka książki

Gdyby ktoś dziś zdecydował się na ekranizację Uciekiniera, w roli głównej zobaczylibyśmy pewnie mięśniaka pokroju Stathama. Prałby on po pyskach oddziały wyszkolonych zabójców i skorumpowanych policjantów. Okładałby ich wszystkim, co tylko nie jest przymocowane do podłoża (a jeżeli jest, to przecież zawsze można to po prostu wyrwać). Ukradłby ciężarówkę, wysadził kilka budynków w powietrze, załatwiłby sobie granatnik i zaliczył numerek z atrakcyjną zakładniczką z przypadku. W skrócie przemoc, pościgi, strzelaniny, wybuchy i nasmarowana olejkiem goła klata wypakowana jak autobus na letnie kolonie. Gdzieś z tyłu za zasłoną kurzu przemknęłoby smutne przesłanie, na temat tego, jak już niewiele brakuje nam do wizji przyszłości przedstawionej w powieści. Natomiast jeżeli chodzi o książkę, to jest… z grubsza podobnie. Tylko bez Stathama i z nieco mniejszą ilością wszystkiego. Reszta się niestety zgadza.

Ale jak to? Wizja przyszłości w wykonaniu Kinga to musi być coś dobrego, przecież on tak często podkreśla, że największe zło wypływa z człowieka i ulewa się z codziennego życia. A przecież wszelkie antyutopie to wręcz Galerie Ludzkich Niegodziwości oraz Wystawy Zezwierzęcenia Ludzkiego. Autor, mając jednak ogromne pole do popisu, woli przebiec je na przestrzał, nie oglądając się na nikogo. W końcu to Uciekinier, czyż nie?

Jedną z pierwszych książek napisanych przez King był Uciekinier – powieść, w której przedstawił antyutopijną wizję przyszłości. Listę nieszczęść, które mogą dotknąć ludzkość, stworzył z rozmachem. Niestety poszedł w ilość, a nie jakość. Na ponury świat przyszłości składają się wszechobecne media naginające społeczeństwo do swojej woli. Rozbudzają w ludziach najgorsze cechy, manipulują przekazami, szczują na siebie obywateli, a rozrywkę opierają na poniżaniu słabych, chorych i zdesperowanych jednostek – nic tak bowiem nie podnosi oglądalności, jak teleturniej, w którym staruszkowie schodzą na zawał. Jakie czasy, takie igrzyska, najważniejsze to wmówić gawiedzi, że tego właśnie chce. Jeżeli ludzi nie zabiją teleturnieje lub życie w nędzy, zrobi to powietrze zanieczyszczone tak bardzo, że raka płuc można dostać jeszcze przed pierwszym dniem w przedszkolu. Do tego dodajmy podział społeczeństwa, żerowanie na biedocie oraz ludzkie umiłowanie do oglądania przemocy i mamy obrazek smutny i dołujący. King obok tych spraw przechodzi jednak obojętnie.

Uciekienier - okładka książki
Uciekienier – okładka książki

Do wszystkich poważnych kwestii musimy sobie sporo dopisać sami. Stanowią one bowiem jedynie tło dla desperackiej ucieczki głównego bohatera. King nie zagłębia się w nie, bo niby kiedy, skoro Bena nieustannie ścigają i trzeba mu pozwolić gnać dalej? Autor stawia na nieskomplikowaną, konkretną fabułę oraz narrację pędzącą prostą drogą do wielkiego finału. I chociaż przyjemnie się to czyta – w końcu King dobrym rzemieślnikiem jest – a sam pościg poza akcją podszyty jest odrobiną paranoi, wiele elementów jest niezwykle słabo zarysowanych. Miłość do córki nie zostaje prawie w ogóle uwydatniona, a inna motywacja bohatera marnie zaprezentowana. Wpływ i manipulacje mediów prezentuje dobitnie zaledwie jedna scena, a problem zanieczyszczenia powietrza podsumowuje anonimowa ofiara. A czarne charaktery? Tych prawie w ogóle nie ma. Media poza kilkoma sztuczkami wypadają mało przerażająco (bo może nasze współczesne dawno stały się dużo gorsze), a specjaliści od polowania ledwo dogonili bohatera przed ostatnimi rozdziałami, by dać się zrobić na szaro niczym dzieci.

King wrzucił do wora sporo ważnych elementów, z których wiele można było wycisnąć, nad którymi nawet wypadało się zatrzymać, pochylić i zastanowić, a przecież komu jak komu, ale pisarzowi z Maine takie pochylanie i zagłębianie świetnie wychodzi. Wór jednak postanowił przerzucić sobie przez ramię i biec z nimi przez równe sto rozdziałów z numeracją klimatycznie odliczającą do jednego.

Autor próbował dotrzymać kroku swojej rozpędzonej akcji, dodając kilka przykrych i wstrząsających obrazków. Żaden jednak nie był w stanie odpowiednio zadziałać. Nie chwytały one za serce i nie miały szans odpowiednio wybrzmieć. Wszystko dlatego, że współgrać musiały z płaskim tłem. Dotykały drugoplanowych postaci pozbawionych twarzy, osobowości, historii czy emocji. Nawet najmocniejszy cios wymierzony w samej końcówce spływa po czytelniku, bo oberwało się postaciom, które w książce były zaledwie imionami. Całkiem fajny ten pościg, ale sceneria i bohaterowie całkowicie z tektury.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Uciekinier
Wydawnictwo: Albatros
Autor: Stephen King jako Richard Bachman
Tłumaczenie: Robert P. Lipski
Data premiery: 01.04.2015
Gatunek: Horror, thriller, antyutopia

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Wojciech Bryk
Wojciech Bryk
Student dziennikarstwa, który ma w sobie Zagubionego Chłopca. Uwielbia intertekstualność, easter eggi, zabawy skojarzeniami, popkulturowymi tropami oraz wszelkie dwuznaczności. W wolnych chwilach rozmyśla, co stało się z baśniowymi postaciami, oraz regularnie dokarmia rosnącego w nim geeka. Z radością wsiąka w fantastykę każdego rodzaju. Nieustannie pragnie odkrywać nowe rzeczy i dzielić się znaleziskami z innymi... a jeżeli przy tym wywoła u kogoś uśmiech, będzie całkiem spełniony. Stara się dorosnąć do prowadzenia własnego bloga. O horrorach pisze na portalu Mortal, a o popkulturze dla #kulturalnie.
<p><strong>Plusy:</strong></br> + szybka i dynamiczna<br /> + akcja przeplatana z atmosferą narastającej paranoi</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> - postaci drugoplanowe pozbawione charakteru czy osobowości<br /> - powierzchowne przedstawienie poruszanych problemów</p>Bieg królewski z pominięciem przeszkód. Recenzja książki Uciekinier
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki