SIEĆ NERDHEIM:

Ja się nie najadłam – recenzja książki Śniadanie z cząstkami

Bardzo liczyłam na tę książkę. Fizyka i inne nauki ścisłe to mój konik jeszcze od czasów podstawówkowych. Ostatnio skupiałam się na geologii i ekologii, chciałam wrócić do kwantów. I może to jest podstawowy problem w moim podejściu do książki Fernández-Vidal i Mirallesa: sporo czytałam i już dawno wyrosłam z tego poziomu ogólności.

Insignis nie reklamuje Śniadania jako tytułu dla młodzieży, używa raczej zwodniczego hasła „dla wszystkich”, zapominając dodać, że dla wszystkich mało zorientowanych. Ale nawet tu mam wątpliwości… Serduszko dwunastolatki we mnie szepcze, że lepiej czytać Monstrrrualną erudycję

Autorzy Śniadania zaczynają od Arystotelesa. Jakoś tak jest, że o antyku i fizyce klasycznej przeczytacie w każdej pozycji dotyczącej najnowszych teorii o kwantowej naturze świata. Mają przygotować grunt, pokazać, jak działają nauka i rewolucyjne zmiany paradygmatu, wreszcie uświadomić czytelnikom heurystyki, które na co dzień organizują nasze myślenie. Takie rozdziały bywają nudne, jednak tym razem nie było źle, choć bardzo pobieżnie. Darowałabym sobie minikomiksy z Einsteinem, ale zasadniczo świetnie nakreślono moment dziejowy, w którym zaproponował swoje przełomowe teorie.

A potem… Cóż, paradoksy wymiarów kwantowych zostały opisane w sposób bardzo infantylny. Nie mówię, że liczyłam na coś w stylu Hawkinga, ale wróżki i rozmowy z kotem Schroedingera jedynie opisywały, jak nieintuicyjne okazują się niektóre zjawiska, niczego nie tłumacząc. Obrazowe metafory ułatwiają zapamiętanie tych dziwów, niekoniecznie objęcie ich rozumem. Moje wielkie pytanie o paradoks obserwatora, chyba najbardziej fascynującą filozofów zagadkę fizyki kwantowej, nie znalazło ciekawej odpowiedzi.

Dużą zaletą Śniadania jest przewodnictwo fizyczki, osoby, która miała okazję pracować w CERN-ie. Dzięki temu można poczuć ekscytację naukowczyni wchodzącej do laboratorium jak do domu. Rozumiejącej ogromne mechanizmy umożliwiające uchwycenie najmniejszych cząstek. Ale, znowu mam „ale”. Działanie Wielkiego Zderzacza Hadronów zostało opisane ciekawie i w sposób pozwalający wyobrazić sobie, co się w nim odbywa. Poszczególne leptony czy bozony – intrygująco. Ale jakoś nie poczułam, jak te cząstki ze sobą wchodzą w interakcje i dlaczego obejmuje je zasada nieoznaczoności. Wracam tu do paradoksu obserwatora: CERN jest miejscem, w którym wydarza się on codziennie, kwantowa superpozycja zostaje ustalona ze względu na zaistnienie odczytu danych. W tej książce nic z tego niesamowitego zjawiska nie wynika, dostajemy jedynie zestawienie najpopularniejszych teorii. Jeśli mam być szczera, wystarczyłoby mi stwierdzenie: jako fizycy to zaniedbujemy, zajmujemy się matematyką. Niestety, nie dowiadujemy się tak naprawdę, jak na co dzień naukowcy mierzą się z tym paradoksem.

Gdyby Insignis wydało tę książkę z okładką bardziej zbliżoną do Drzwi o trzech zamkach będących pozycją dla młodszego czytelnika, wszystko byłoby jasne. Zostawiłabym ją komuś, kto ma w domu nastolatka. Polskiemu wydawnictwu należy się może jednak uniewinnienie, donut zdobi też oryginalne czy anglojęzyczne wydanie. Podejrzewam, że za granicą Fernández-Vidal jest bardziej znana jako autorka młodzieżowa. Widziałam też zachwyty nad Śniadaniem płynące od dorosłych czytelników i recenzentów. Nie uważam, że są na wyrost – to widocznie ich pierwsze lub wczesne zetknięcie z fizyką kwantową.

Jeśli mam być szczera, moim największym rozczarowaniem nie było to, że nie dowiedziałam się niczego nowego… Gdzieś na początku książki autorzy stwierdzają, że nie ma sensu zestawianie fizyki z duchowością. Próby wyjaśniania duszy kwantową superpozycją czy innymi tego typu skrótami myślowymi są mieszaniem porządków i naiwnością. Tymczasem może rozdział później czytamy o tym, jak dobrze buddyzm i zen wpisują się w obraz świata rysowanego przez teorię kwantów. Takie wtrącenia znajdziecie dużo częściej, a do tego nieco coachingowych wycieczek w psychologię. Koszmarnie nie lubię takiej niekonsekwencji.

Jak widzicie, dałam się podejść promocji jak zupełnie niedoświadczona czytelniczka i uwierzyłam, że Śniadanie z cząstkami jest dla wszystkich, a więc też dla osób mających za sobą wcześniejsze wypady w kwantomanię. Że nawet powie nam coś nowego. Tymczasem jeśli postawić sprawę uczciwie, to książka dla młodzieży i osób po raz pierwszy sięgających po taką tematykę. Dla starszych wyjadaczy ma ciekawostki z konferencji z 1905 roku oraz opis Wielkiego Zderzacza Hadronów, to jednak zbyt mało na polecajkę.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Śniadanie z cząstkami. Opowieść o nauce, jakiej jeszcze nie było
Tytuł oryginału: Desayuno con partículas: La Ciencia Como Nunca Antes Se Ha Contado
Wydawnictwo: Insignis
Autorzy:  Sonia Fernández Vidal, Francesc Miralles
Tłumaczenie:  Jan Wąsiński
Gatunek: popularnonaukowa
Data premiery: 14.04.2023

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Mól książkowy, wielbicielka wilków i wilczurów. Interesuje się europejskim komiksem i mangą. Jej ulubione pozycje to na przykład Ghost in the Shell Masamune Shirow, Watchmen (Strażnicy) Alana Moora czy Fun Home Alison Bechdel, jest też fanem Inio Asano. Poza komiksami poleca wszystkim Depeche Mode Serhija Żadana z jego absurdalnymi dialogami i garowaniem nad koniakiem. Czasem chodzi do kina na smutne filmy, kiedy indziej spod koca ogląda Star Treka (w tym ma ogromne zaległości). Pisze także dla Arytmii (arytmia.eu).
Bardzo liczyłam na tę książkę. Fizyka i inne nauki ścisłe to mój konik jeszcze od czasów podstawówkowych. Ostatnio skupiałam się na geologii i ekologii, chciałam wrócić do kwantów. I może to jest podstawowy problem w moim podejściu do książki Fernández-Vidal i Mirallesa: sporo czytałam...Ja się nie najadłam – recenzja książki Śniadanie z cząstkami
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki