SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja książki Shantaram

Shantaram

Moja historia z Shantaram rozpoczęła się w sposób dosyć niepozorny. Powieść Gregory’ego Davida Robertsa zagościła ponownie na półkach większości księgarń przy okazji premiery kontynuacji, Cienia Góry. Oryginał zaś to nie nowy twór, gdyż pochodzi z 2003 roku (w Polsce dostępny jest od 2008). W takim przypadku można mówić o retrorecenzji, lecz nie chcę w żaden sposób uwłaczać prozie Robertsa. Mamy bowiem do czynienia z dziełem nie tylko kapitalnym, ale także ponadczasowym oraz dość niecodziennym.

Shantaram (tytuł można przetłumaczyć jako „Boży Pokój”) opowiada o Linsayu Fordzie. Przez swoje uzależnienie od heroiny zostaje on zmuszony do wkroczenia na ścieżkę występku i napadania na australijskie banki. Trafia przez to do więzienia, z którego w karkołomny sposób umyka, wydostając się przez frontową bramę. Tak oto przylatuje do Bombaju, uciekając przed swoją przeszłością i sobą samym. Na miejscu uderza go wszechobecna sprzeczność, jaką charakteryzują się Indie. Zlepione domki tuż obok olbrzymich wieżowców, tragarze z drewnianymi wózkami poruszający się po tej samej ulicy co sportowe auta. Lin momentalnie zakochuje się w tym miejscu, nie spodziewając się jeszcze, jak zmieni jego życie w przeciągu zaledwie kilku lat. W tle przewija się też tajemnicza piękność, kobieta, której bohater oddaje zarówno swoje serce, jak i duszę, poświęcając jej wszystkie swoje myśli, będąc na każde jej zawołanie, nic o niej jednocześnie nie wiedząc. Przez, bagatela, 800 stron opasłego tomu zwiedzimy Indie wzdłuż i wszerz, poznając Bombaj w całej jego okazałości, a także zahaczając o pobliskie wioski czy też tereny graniczne Pakistanu. Fabuła, mimo że wciągająca, nie jest jednak najważniejszym elementem powieści. Shantaram mocno opiera się na prawdziwych przeżyciach Robertsa i choć Lindsay nawet na drugim końcu świata nie stroni od przestępstw, zachodzi w nim wewnętrzna przemiana. Jej przebieg zaś stanowi główny powód, dla którego warto się z tą książką zaznajomić.

Główny bohater w czasie swojej wędrówki spotka na drodze wielu myślicieli poddających w wątpliwość sens istnienia i rolę człowieka we wszechświecie, a także definicje dobra i zła. Lin również nie jest typowym milczkiem, w trakcie lektury wielokrotnie „posłuchamy” jego licznych pytań na temat otaczającej go rzeczywistości. Prawda, która z tej filozofii wynika, jest uniwersalna i odnosi się nie tylko do książkowej fikcji, ale także do naszego codziennego życia. Bądźmy szczerzy, każdy zastanawiał się nad tym, czy zło popełnione z dobrych pobudek jest takim samym złem jak to, które zostało wyrządzone jedynie z chęcią sprawienia drugiej osobie cierpienia. W Shantaram autor stara się takie i inne zagadnienia wyjaśnić, oferując nam opracowaną przez siebie filozofię. Jest to jeden powód, dla którego określiłem książkę mianami ponadczasowej i nietypowej. Drugi stanowi fakt, że proza Robertsa potrafi momentami przyćmić najlepsze dzieła poetyckie swoimi barwnymi porównaniami. Warto posłużyć się w tym momencie cytatem, dlatego prezentuję fragment tekstu, gdy nasz bohater mówi o Carli, swojej nieszczęśliwej miłości:

Moje oczy zaginęły, utonęły, pożeglowały po roziskrzonej lagunie jej spokojnego, zrównoważonego spojrzenia. Oczy miała wielkie i uderzająco zielone. Była to zieleń, jaką mają drzewa w kolorowych snach. Była to zieleń, jaką mogłoby mieć morze, gdyby było idealne.

Przedstawiony opis może nakreślić obraz Shantaram jako pozycji skierowanej wyłącznie do kobiet. Mogę jednak zapewnić, że prawda jest zgoła inna, gdyż tematami przewodnimi książki są miłość i życie, motywy uniwersalne bez względu na płeć potencjalnego czytelnika. Z drugiej strony powieść nie każdemu przypadnie do gustu. Oczywiście, poza wszechobecną filozofią odnaleźć możemy inne elementy, takie jak śmierć, wojna, głód, seks, narkotyki i wiele innych. Fabuła jednak miesza je wszystkie w jednym „kotle”, dlatego też jeżeli życiowe pytania nie są tym, czego oczekujecie od lektury, Shantaram okaże się mocno przegadaną, lekko zbyt romantyczną książką przygodową, która dłużyznami może skutecznie do siebie zniechęcić. W każdym innym przypadku istnieje zagrożenie bycia wciągniętym w duszny klimat Bombaju i wyłączenia z życia na kilka następnych dni.

Podsumowując, proza Gregory’ego Davida Robertsa jest dziełem unikatowym, spotykanym raz na tysiąc przypadków. Stanowi swego rodzaju mieszankę różnych elementów, których szukamy w książkach. Otrzymujemy możliwość odbycia podróży po Indiach i odkrycia ich z każdej, zarówno z najlepszej, jak i najgorszej strony. Powieść zawiera w sobie również wskazówki filozoficzne dotyczące odpowiedzi na temat sensu istnienia i naszej roli we wszechświecie, lecz nie tylko. Pod tym wszystkim dopiero pojawia się ciekawa fabuła, momentami przegadana, momentami przedłużana, lecz wciąż wciągająca. Shantaram można pokochać lub znienawidzić. Polecam jednak każdemu zdobycie egzemplarza – ze sklepu, z biblioteki, od znajomego – i wyrobienie sobie własnej opinii. Jeśli chodzi o ostateczną ocenę tytułu, jestem zmuszony z niej zrezygnować. Ilość elementów, jakie składają się na powieść, jest tak duża, że żadna skala liczbowa nie przekaże w sposób wierny informacji na temat jakości produktu. Mam jednak na koniec cichą nadzieję, że recenzja pozwoli choć trochę zrozumieć Shantaram jako fenomen na skalę światową.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Paulina W.
7 lat temu

Uwielbiam tę książkę zresztą tak samo jak jej kontynujację. Jest dla mnie jedną z najlepszych książek jakie przeczytałam KIEDYKOLWIEK. Mam tam mnóstwo popodkreślanych cytatów. Jestem pewna, że jeszcze kiedyś ponownie ją przeczytam

Snah
Snah
W skrócie na mój temat: zmęczony student, zawzięty rzeźbiarz tekstów, entuzjasta dobrej książki, oddany gracz. Urodziłem się w 1995 roku i jestem rówieśnikiem takich filmów jak Desperado i Batman Forever. Wolny czas spędzam przy dobrym kryminale lub innej wciągającej produkcji. Swoją karierę recenzencką prowadzę nieprzerwanie od 2013 roku tworząc mniej lub bardziej udane oceny wszelkiej maści tytułów. Do ekipy NTG trafiłem przypadkiem i zostałem na dłużej. W chwili, gdy to czytasz jestem dumnym redaktorem bloga i troskliwym członkiem ekipy.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki