SIEĆ NERDHEIM:

Rum, kobiety, śpiew i wielka klapa. Recenzja książki Piraci. Złoto szaleńców

Porywająca akcja zapierająca dech w piersiach, trzymająca w napięciu... W debiucie Mateusza Libery tego nie znajdziecie.
Porywająca akcja zapierająca dech w piersiach, trzymająca w napięciu… W debiucie Mateusza Libery tego nie znajdziecie.

Piękne kobiety, rum lejący się strumieniami, ukryte skarby i brutalne bitwy morskie – to wszystko przychodzi na myśl, gdy słyszymy słowo „piraci”. Zwłaszcza gdy jesteśmy po seansie takich już kultowych filmów, jak te z serii Piraci z Karaibów. I takie też miałam oczekiwania, gdy sięgałam po debiut literacki Mateusza Libery.

Szkoda tylko, że na oczekiwaniach się skończyło. Jak na debiut, autor porwał się przede wszystkim na zbyt wiele postaci. Śledzimy losy załóg trzech statków, co wprowadza niemały zamęt. Nazwisk jest mnóstwo, dodatkowo poznajemy przydomki części piratów i to wszystko miesza się w głowie jak w wielkim kotle. Bardzo tu brakuje spisu postaci, który ułatwiłby odnalezienie się w tym galimatiasie.

Wszystkie trzy załogi chcą odnaleźć skarb i dziewczynę, które zostały pozostawione na jednej z wysp Galapagos. Jednak każda z nich robi to z innych pobudek. Jedną dowodzi kapitan Vernon Ramsey, który pragnie odzyskać swój skarb i ukochaną, druga pragnie uzyskać królewskie ułaskawienie, a trzecia po prostu się wzbogacić. Pomysł na fabułę był świetny, gorzej z wykonaniem. Postaci, przez ich mnogość, mieszają się, a na dodatek styl autora jest bardzo specyficzny i czytelnik potyka się na nim jak na drodze wybrukowanej kocimi łbami. Kwiatki w stylu „piraci usłyszeli jakiś ruch”, suchoty jako odrębna od gruźlicy choroba albo „huczny dźwięk wystrzału” (a to tylko pierwsze trzy, które przyszły mi do głowy, bo takich kwiatków było dużo, dużo więcej) sprawiają, że przez tę książkę brnie się jak przez hałdy błota. Luki fabularne i błędy logiczne tylko dobijają człowieka w trakcie lektury. Przykładowo przez 90% książki główny bohater nie umie walczyć w pojedynkach, a pod koniec nagle, magicznie, wchodzi w posiadanie tej niełatwej umiejętności i radzi sobie naprawdę nieźle.

Powieść liczy ponad 600 stron i jest stanowczo zbyt długa. Ponad 400 stron to opis wyprawy, gdzie właściwie nic się nie dzieje – ot, przeskakujemy z jednego statku do drugiego, obserwujemy tu jakiś bunt, tam rozmowę kochanków, próbę zdobycia zaufania przez ojca u syna, i tak w kółko. Kiedy już liczyłam pod koniec, że akcja się rozkręci, to na chwilę wzięła większy rozmach… i zdechła jak ryba za długo będąca poza wodą. Gdyby tak całość skrócić o połowę, to historia nabrałaby rumieńców i tempa, a dzięki temu stałaby się też bardziej interesująca.

Chciałabym napisać coś dobrego o tej historii, ale zwyczajnie nie umiem. Oprócz pomysłu widzę tu same niedociągnięcia. Bohaterowie są nudni i nie wzbudzili we mnie ani sympatii, ani niechęci. Byli sobie, obserwowałam, co się u nich dzieje, i obchodziło mnie to tyle, co śnieg sprzed dwóch lat. Dialogi są sztuczne, nadęte i pompatyczne zupełnie bez powodu, a bohaterowie wielokrotnie powtarzają dokładnie te same informacje w niewielkich odstępach czasu. Tak samo zresztą było z ich przemyśleniami. W środku walki potrafili nagle zagłębiać się w myślach w coś, co totalnie było w tym momencie nieistotne – ja bym tam bardziej skupiała się na tym, żeby przeżyć, niż roztrząsała sto innych spraw. Piraci wysławiali się językiem zupełnie do nich nie pasującym. Pomijając jego sztuczność, to był zbyt elegancki, wygładzony, nie wspominając już o fakcie, że jak na społecznych wyrzutków, to posiadali bardzo rozległą wiedzę naukową. Pasowało to jak pięść do nosa i potrzebne było jak dziura w moście. Wątek romantyczny jest drewniany, niby rozwija się powoli, ale między kochankami brakuje chemii i jakiejś większej głębi ich uczucia.

Miało być jak w Piratach z Karaibów – akcja, piękne kobiety, rum i wspaniałe bitwy morskie. Zamiast tego otrzymaliśmy kapiszon opakowany w piękną pozłotkę. Męczyłam się z tą książką trzy tygodnie i cieszę się, że to już za mną. Szybko zapomnę o tej powieści, szkoda tylko, że zmarnowałam nad nią tyle czasu.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Piraci. Złoto szaleńców
Wydawnictwo: Initium
Autor: Mateusz Libera
Gatunek: powieść przygodowa
Data premiery: 25.07.2024
Liczba stron: 624
ISBN: 978867545914

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
spot_img
Piękne kobiety, rum lejący się strumieniami, ukryte skarby i brutalne bitwy morskie – to wszystko przychodzi na myśl, gdy słyszymy słowo „piraci”. Zwłaszcza gdy jesteśmy po seansie takich już kultowych filmów, jak te z serii Piraci z Karaibów. I takie też miałam oczekiwania, gdy...Rum, kobiety, śpiew i wielka klapa. Recenzja książki Piraci. Złoto szaleńców
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki