Jest takie miejsce w Europie, w którym bezwarunkowo się zakochałem. To Praga. Czeska Praga. Miasto, w którym czas się zatrzymał a kontrast pomiędzy starym budownictwem i nowym nie drażni tak, jak w pozostałych aglomeracjach. Tu nawet spacer w deszczowy dzień jest w stanie poprawić humor.
Urzekająca architektura stolicy oraz mentalność Czechów nieraz stanowiły tło bądź odgrywały główne role w filmach (np.XxX, Koneser) czy literaturze (np.Cmentarz w Pradze U. Eco). Jak tu się dziwić, skoro cały układ urbanistyczny oraz obecność zabytkowych budynków sprawia, że cofamy się do przeszłości. I to z kuflem piwa w ręce!
Zostając myślami w Czechach, zawadźmy o lokalną beletrystykę. Ostatnio w moje ręce trafiła (przetłumaczona na język polski) pozycja Młyn do mumii autorstwa Petra Stancika. Zaintrygowała mnie zarówno okładka, jak i hasło znajdujące się tuż pod tytułem: „Mistyczny porno-gastro-thriller…”. Nim się obejrzałem, „wylądowałem” na 20 stronie. Początek jest nieco chaotyczny, przez co byłem pewny, że moja przygoda z książką zaraz się zakończy, jednak ciekawość zwyciężyła. I bardzo dobrze!
XIX-wieczna Praga. Komisarz policji, Leopold Durman bierze udział w uroczystościach uruchomienia Orloja – pięknego zegara zlokalizowanego niemal w centrum miasta, który przez wiele lat pozostawał w „letargu”. W trakcie święta dochodzi do aktu wandalizmu. Jeden z uczestników zostaje obrzucony kostką brukową przez nieznanego napastnika, lecz ślad prowadzący do przybocznej alejki daje nadzieję na złapanie bandziora. Nieustraszony Durman wkracza do akcji i potyka się o płytko osadzone w kostce brukowej… zwłoki. Pęczniejące od nadmiaru gazu oraz charakterystycznie ułożone ciało stało się prawdziwą bronią miotającą kamienie. Po neutralizacji zagrożenia przychodzi czas na śledztwo. Po krótkich oględzinach u znakomitego patologa wniosek jest prosty: ofiara przed śmiercią była torturowana, a sama śmierć zadana w oryginalny sposób. Komisarz dochodzi do wniosku, że w Pradze grasuje szaleniec. Niebawem ginie kolejna osoba. Pierwszą i drugą ofiarę łączy jedna i ta sama cecha – wykonywany zawód. Czy Durmanowi uda się schwytać mordercę? Kim są członkowie stowarzyszenia Srebrnej Kotki? Jakie jeszcze tajemnice skrywają praskie ulice? I skąd w ogóle pomysł na taki tytuł książki?
Młyn do mumii Petra Stancika nie jest pozycją dla każdego. Kategorię wiekową można podciągnąć pod +18, ze względu na bardzo naturalistyczne opisy chędożenia (porno w czystej postaci!) i szczegółowo odtwarzane sceny tortur oraz wizje okaleczonych ciał. Ze względu na lubowanie się w tego typu literaturze, książka w żaden sposób mnie nie zgorszyła (o to naprawdę trudno), a urzekła. Pędzę z wyjaśnieniami. Otóż główny bohater w przerwach między niełatwą pracą zawodową a ciężką pracą swoich lędźwi często wpada do punktów gastronomicznych. I w tym właśnie miejscu autor pozwolił sobie na iście soczyste opisy serwowanych potraw. W dodatku takich, o których niejeden śmiertelnik dowie się tylko wyłącznie z lektury „młynu”. Podkreślę również, że wszelkiej maści kulinaria znajdujące się w książce nie należą do owoców niezwykle płodnej wyobraźni autora. Danie z jeża? A kto zabroni?
Fabuła, bohaterowie oraz szczegółowe opisy stanowią siłę napędową Młynu do mumii. Jest jeszcze coś, czego w książce nie sposób przeoczyć. To czeski humor (nie każdy go lubi bądź rozumie) oraz ukazanie Czechów jako narodu bez własnej tożsamości (oczywiście w satyryczny sposób). Choć dla niektórych książka może być wyzwaniem pełnym absurdu i naturalizmu, gwarantuję świetną zabawę. A gdy dorzucimy do tego elementy steampunku i spirytualizmu, otrzymamy solidną ucztę dla umysłu i ciężkie zadanie dla żołądka.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Młyn do mumii
Wydawnictwo: Stara Szkoła
Autor: Petr Stančík
Rysunki: Petr Stančík
Przekład: Mirosław Śmigielski
Typ: beletrystyka
Gatunek: porno-gastro-fantasy-thriller
Data premiery: 21.12.2016
Liczba stron: 342
Też kocham Pragę. ♥️