SIEĆ NERDHEIM:

Lawina nieładu. Recenzja książki Marvel. Absolutnie wszystko, co musisz wiedzieć.

KorektaKoszmar

Okładka

Trzeci raz zabieram się za pisanie o Marvel. Absolutnie wszystko, co musisz wiedzieć. Chciałbym, żeby było to spowodowane chęcią odpowiedniego wyrażenia zachwytu nad jakością tego dzieła, jego uniwersalnością jako źródła wiedzy zarówno dla czytelnika dorosłego, jak i dla dzieci. Prawda jest niestety taka, i nie będę czekał ze zdradzeniem tego do końca recenzji, że tytuł zatłukł moje wewnętrzne dziecko i pierwsze dwie wersje tekstu nacechowane były zbyt ostrymi objawami rozczarowania. Lata hodowania w sobie umiejętności tłumienia dojrzałej krytyki w celu czerpania czystej, niewinnej radości z rzeczy prostych i kolorowych na nic zdały się w konfrontacji z tym zlepkiem chybionych pomysłów i niedopatrzeń. Nie chcę marnować waszego czasu tak, jak zmarnowany został mój, więc mówię od razu – nie warto. Dociekliwych zapraszam na paradę przytemperowanego narzekania.

Skan 1

Autorów najwyraźniej nikt nie nauczył, że odwalając fuszerkę wypada nie podnosić oczekiwań klienta. Wbrew temu, co obiecuje tytuł, nie znajdziecie tutaj Absolutnie wszystkiego, co musicie wiedzieć. Zamiast tego jest pięć rozdziałów zasypanych dosyć przypadkowymi faktami z życia dosyć przypadkowo wybranych bohaterów w dosyć przypadkowo określonym porządku. Serio, bałagan przenika wszystkie aspekty kompozycji. Próżno doszukiwać się jakiegokolwiek sensu w selekcji informacji, które uznano, jakby nie patrzeć, za najważniejsze. Dotyka to też kolejności stron, przykładowo traktujących o konkretnych bohaterach, jak i nawet samych rozdziałów i podrozdziałów. Przebijając się przez wątpliwie przemyślaną strukturę dowiemy się między innymi, ile wzrostu ma Sasquatch, poznamy hipsterskie top 3 alternatywnych wersji Spider-Mana i przeczytamy naprawdę sporo robiących średnie wrażenie cytatów. Z jednej strony ucieszyło mnie częste sięganie po informacje spoza pelerynowego mainstreamu, a z drugiej bez przerwy nie mogłem zrozumieć powodów stojących za większością wyborów. Przykład? Proszę bardzo – sekcja o alternatywnych wszechświatach zawiera trzy podrozdziały: opis uniwersum dziejącego się w przeszłości komiksu 1602, przyszłości z roku 2099 i trzeci, charakteryzujący pobieżnie inne wersje Ziemi. Ciśnie się na usta pytanie: po co to w ogóle było?

Skan 2

Prawdą jest, że na studiach ledwo liznąłem pedagogikę. To jednak wystarczyło, żeby dowiedzieć się o konieczności osiągnięcia złotego środka między pozornie niezobowiązującym luzem i przejrzystą rzetelnością w celu efektywnego przekazania informacji młodym umysłom. W obawie przed utratą ulotnej uwagi najmłodszych autorzy zrezygnowali tutaj z jakiegokolwiek minimum spójności, porzucając możliwość narracyjnie sensownego wprowadzenia w tematykę na rzecz rozwarstwionych zlepków mało przydatnych ciekawostek. Co prawda nie znalazłem większych błędów merytorycznych, a i całość może się młodocianemu odbiorcy spodobać, ale bądźmy szczerzy – dzieci nie są szczególnie wymagające. Szczenięcy, głodny wiedzy umysł nawet kupę na kiju może uznać za coś fascynującego, co nie oznacza, że rodzice powinni wspierać i płacić za tak powierzchowne i nieprofesjonalne metody pobudzania wyobraźni swoich pociech.

Co więcej – wspominając wydawaną kiedyś w Polsce mangę Dr Slump, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że niektóre kupy na kiju wyglądają estetyczniej niż ten senny koszmar średnio zdolnego studenta grafiki. Nad stroną wizualną również ciąży widmo skrajnej przypadkowości, co sugeruje świadomy wybór chaosu jako osi taktyk redakcyjnych. Zaczyna się nawet nieźle – charakterystyczna, rozsądnie wykadrowana twarz Hulka na twardej, żłobionej okładce okłamuje nas blaskiem złoconych oczu, że środek skrywa porównywalnie zadowalającą jakość, a skrywa jedynie pasmo powodujących ból głowy rozczarowań. Można to dzieło uznać za jakieś studium popadania w szaleństwo, bo o ile pierwsze kilka stron wygląda nawet estetycznie, to potem bardzo szybko eskaluje wspomniana niedbałość. Cały tom jest zasypany faktami zapisanymi za pomocą kanciastych fontów przeczących zasadom miłego dla oka designu. To wszystko zamknięto w brzydkich, stereotypowo komiksowych dymkach, które na dodatek ułożone są według jakiejś pijackiej logiki, na każdej stronie inaczej. To znacznie utrudnia intuicyjne śledzenie powtarzających się bloków tematycznych – jedynego ogarniętego elementu w tym morzu bylejakości.

Skan 3

Sprawę dodatkowo pogarszają wybrane grafiki. Ja rozumiem, że superbohaterski miszmasz utrudnia stylistyczną spójność ilustracji, ale zdarzają się też błędy niewybaczalne. Sporo wklejonych rysunków straszy złą jakością i pikselozą, wynikającymi zwykle ze zbytniego rozciągnięcia lub po prostu skrajnego lenistwa (bo dotyczy to też grafik bardzo małych). Czarę goryczy przelały fragmenty, w których zrozumienie kontekstu uniemożliwiły lub wypaczyły rysunki niepasujące do towarzyszących im tekstów. Czasem było to wynikiem wspominanej już wielokrotnie przypadkowości (jak Lizard umieszczony bez premedytacji myląco blisko prostokąta z ciekawostką na temat Living Lasera), a czasem ewidentnym błędem zrodzonym z braku chociaż minimalnego researchu. Mówiąc o estetyce samych tekstów niektórzy pewnie zastanawiają się, ile w tym winy odpowiedzialnego za przekład Egmontu, więc od razu wyjaśnię: oryginał wygląda tak samo okropnie, polskiego wydawcę można więc winić jedynie za wierne odwzorowanie irytującego tumiwisizmu. Pod względem formatu, druku i oprawy Absolutnie wszystko… zasługuje na szóstkę. Szkoda, że to tak mocno kontrastuje z zawartością.

Oczyściłem się z irytacji, więc mogę przyznać: nie jest to tak do końca beznadziejnie tragiczny tytuł. Ciężko by było w tak opasłym formacie nie przemycić chociaż kilku naprawdę interesujących adnotacji, ładnych grafik i trafnych decyzji redaktorskich. Niestety w całokształcie mętnego niechlujstwa wszystkie te plusy nikną do takiego stopnia, że są praktycznie niezauważalne. Rezultatem jest dziurawa encyklopedia, zbyt wybiórcza i po prostu licha dla czytelnika dojrzałego i zdecydowanie zbyt niespójna, myląca i rozstrzelona informacyjnie dla zainteresowanych tematem dzieciaków. Mimo wszystko mam nadzieję, że album odniesie sukces na tyle duży, by zmotywować polskich wydawców do częstszego (i bardziej wybrednego) spoglądania w stronę tej niewątpliwie atrakcyjnej formy przekazywania wiedzy na temat wszechobecnych w popkulturze superbohaterów.

ZOBACZ W SKLEPACH

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Marvel. Absolutnie wszystko, co musisz wiedzieć
Wydawnictwo: Marvel / DK Children / Egmont
Autorzy: Adam Bray, Lorraine Cink, John Sazaklis, Sven Wilson
Typ: książka / przewodnik
Data premiery: 2018
Liczba stron: 249

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + zwracanie uwagi na superbohaterskie nisze<br /> + sporo fajnych ciekawostek<br /> + jakość wydania</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – bałagan informacyjny<br /> – bałagan graficzny<br /> – niespójności<br /> – błędy merytoryczne<br /> – kiepska jakość grafik<br /> – kuriozalna wybiórczość</p> Lawina nieładu. Recenzja książki Marvel. Absolutnie wszystko, co musisz wiedzieć.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki