SIEĆ NERDHEIM:

Zatrzymujemy boga śmierci w jego własnym więzieniu. Recenzja książki Kamień Łez

Richard i Verna w drodze do Pałacu Proroków.
Richard i Verna w drodze do Pałacu Proroków.

Biorąc do ręki drugi tom sagi Miecz Prawdy Terry’ego Goodkinda pod tytułem Kamień Łez, można się zdziwić. Ma on prawie dziewięćset stron i jest najobszerniejszą odsłoną cyklu. Pytanie główne brzmi: czy warto poświęcać czas na przeczytanie tego opasłego tomiszcza? Odpowiedź zawarłem w dalszej części tego tekstu.

Na początku dowiedziałem się, że Richard, rozprawiając się z Rahlem Posępnym (znanym z poprzedniego tomu), rozerwał zasłonę między światem żyjących a światem zmarłych. Powoduje to zachwianie kruchego balansu istniejącego między tymi rzeczywistościami i wymaga jak najszybszej naprawy. Główny bohater, czując na sobie ciężar odpowiedzialności za to wydarzenie, wyrusza, aby znaleźć sposób na przywrócenie sytuacji sprzed tej interwencji. Jego pierwsza próba przynosi jednak fatalne skutki. Antagonista wraca do świata żywych i wzmaga swoje wysiłki, aby uwolnić Opiekuna (otaczającego swą domeną świat zmarłych) do świata żywych.

Ogólnie fabuła jest wciągająca i nie musiałem się zmuszać, aby brnąć przez kolejne strony historii. Wadą jest tylko powtarzanie, niekiedy z uporem maniaka, niektórych kwestii. Zwłaszcza motywów działania dwójki głównych bohaterów. Naprawdę nie wiem, dlaczego autor czuł się w obowiązku przypominać co kilkadziesiąt stron, dlaczego walka z tym konkretnym wrogiem jest wręcz obowiązkiem. Drogi Terry Goodkindzie, nie zapomniałem, naprawdę. I trudno się oprzeć wrażeniu, że całość opowieści jest mocno spolaryzowana. Praktycznie od razu wiadomo, co jest tu „złem”, a co „dobrem”. Cała rzecz staje się przez to taką baśnią dla dorosłych.

Dwójka głównych bohaterów zostaje szybko rozdzielona i musi sobie radzić w zupełnie różnych środowiskach, mając kompletnie inne wyzwania. Pocieszające jest to, że są oni wierni swym zasadom, które poznałem dokładnie w pierwszym tomie. Autor nie robi z nich zupełnie nowych ludzi. Richard ma za zadanie nauczyć się panować nad darem, który jest unikatowy (nikt z podobnymi mocami się nie urodził w ciągu trzech tysięcy lat), a Kahlan próbuje walczyć z zupełnie nowym, nieznanym przeciwnikiem, prowadząc z nim wojnę partyzancką. Oboje robią wszystko co w ich mocy, aby znów uratować tak drogi im świat przed zagładą.

Bohaterów pobocznych pojawia się bez liku. Moją faworytką jest bez wątpienia Verna, której słowne przekomarzanie się z Richardem stanowi prawdziwą wisienkę na torcie w tym tomie. Oprócz niej jest jeszcze Cara, zagorzała protektorka głównego bohatera. Ma imponującą determinację w obronie Poszukiwacza oraz niczym niezachwianą lojalność. I przy tym jest zabójczo niebezpieczna jako Mord-Sith. Jest jeszcze cała plejada interesujących Sióstr Światła, ale nie chciałbym, aby ten akapit zamienił się w długą wyliczankę wraz z charakterystykami.

Świat przedstawiony w uniwersum sagi wzbogaca się o kilka nowych miejsc. Przede wszystkim mamy Pałac Proroków, gdzie urzęduje wspomniany zakon Sióstr. Szkolą one młodych czarodziejów, proroków, przy użyciu kontrowersyjnych metod. Z chęcią poznawałem mieszkańców tego budynku jak i jego pomieszczenia. Poznałem także lepiej błotnych ludzi i ich zwyczaje. Są oni intrygujący, więc nie miałem tego za złe autorowi, że do nich wróciłem. Z ciekawych społeczności mogę wymienić jeszcze Baka Tau Mana, którzy są niezrównanymi wojownikami broniącymi granic swych ziem (ich przywódczyni, a zarazem przewodniczka duchowa Du Chaillu to kolejna nietuzinkowa poboczna postać).

Do świata zostały dodane także kolejne fantastyczne istoty. Jedną z ciekawszych jest mriswith – niewidzialny zabójca używający charakterystycznego noża o trzech ostrzach. Pojawia się także sylfa służąca do podróżowania na dalekie odległości. Jest także odrażające, ohydne wręcz monstrum zwane namblą. Sprawę pogarsza fakt, że dokonuje pewnej czynności, której okrucieństwo robi wrażenie. Cała ta menażeria tylko wzbogaca nam już obfity w różnorodne byty świat.

Pod względem stylu nic absolutnie się nie zmieniło. W dalszym ciągu jest dosadnie, bez upiększania danego obrazu. Brutalność i gore dominują w scenach przemocy, nie znalazłem w całym tomie poetyckich metafor czy innych środków stylistycznych. Nie przeszkadzało mi to w pierwszym tomie, także i tutaj nie mam obiekcji.

Ostatecznie Kamień Łez to naprawdę dobra kontynuacja losów Richarda i Kahlan. Dostałem kawał solidnej historii, z nowymi miejscami i związanymi z nimi istotami czy też ludźmi, napisaną w stylu, do którego zdążyłem już przywyknąć. Powiedziałbym, że niczego więcej nie można oczekiwać od sequela i autor wykonał kawał dobrej roboty. Nie pozostaje nic innego, tylko sięgać po trzeci tom.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł polski: Kamień Łez
Tytuł oryginalny: Stone of Tears
Wydawnictwo: Rebis
Autor
: Terry Goodkind
Tłumaczenie: Lucyna Targosz
Gatunek: baśn, epic fantasy
Liczba stron: 891
ISBN: 978-83-7120-487-6

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Niepoprawny optymista, do tego maniak fantastyki. Czyta i kupuje kompulsywnie wiele książek. Gra we wszelakie tytuły (przede wszystkim RPG, strategie, można tu też wymienić parę innych gatunków). Nie patrzy na datę wydania danego dzieła i pochłania wszystko, co ma na swej drodze. Przekroczył magiczną trzydziestkę. Po cichu liczy, że go ominie kryzys wieku średniego.
Biorąc do ręki drugi tom sagi Miecz Prawdy Terry’ego Goodkinda pod tytułem Kamień Łez, można się zdziwić. Ma on prawie dziewięćset stron i jest najobszerniejszą odsłoną cyklu. Pytanie główne brzmi: czy warto poświęcać czas na przeczytanie tego opasłego tomiszcza? Odpowiedź zawarłem w dalszej części...Zatrzymujemy boga śmierci w jego własnym więzieniu. Recenzja książki Kamień Łez
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki