Dusza Ognia to piąty już z kolei tom przygód dzielnego Poszukiwacza Prawdy i jego ukochanej. Tym razem skupia się na jednej z prowincji Midlandów. Jest ważna z tego względu, iż graniczy ze Starym Światem, gdzie rządzi Jagang, i stanowi przez to swoistą bramę do świata Richarda. Imperialny Ład dąży do przejęcia władzy nad tym rejonem, aby w ten sposób otworzyć sobie drogę do inwazji. Oczywiście nasi bohaterowie robią wszystko, aby temu zapobiec.
Historia zaczyna się bezpośrednio po Świątyni Wichrów. Po dramatycznym uratowaniu protagonisty uwolnione zostały trzy demony, które już zaznaczyły swą obecność w świecie poprzez pochłanianie magii. Jest ona niezbędna do życia wielu istot i każda sekunda zaspokajania głodu przez te złe stworzenia stanowi śmiertelne zagrożenie dla pozostałych egzystencji. Tymczasem Kahlan i Richard biorą ślub. W jego trakcie bohater dostrzega „kurczaka, który nie jest kurczakiem”. Dziadek uspokaja swego wnuka, mówiąc mu, że to najprawdopodobniej Lurk (całkowicie niegroźny byt) grasujący w okolicy. Szybko okazało się jednak, że to tylko białe kłamstwo i kurczak jest pierwszą ofiarą demonów.
Po tym wydarzeniu następuje podział fabuły na trzy główne wątki. Wraca w tym tomie Kseni Annalina próbująca wyzwolić Siostry Światła spod jarzma Jaganga, dostajemy także Richarda i Kahlan przekonujących do siebie mieszkańców Anderith (wspomniana we wstępie prowincja) oraz na koniec Zedda badającego sprawę demonów. Wszystkie trzy potrafią wciągnąć i nie mogłem narzekać przy żadnym z nich na nudę, ale jeśli już miałbym którychś z nich wskazać jako najbardziej interesujący, to ze względu na swoją nową dla sagi naturę wyróżniłbym parę bohaterów próbujących swych sił w polityce regionalnej. Goodkind – o dziwo – potrafi się trochę rozpisać o tym, jak demokratycznie i pokojowo namawiać do głosów, i stanowi to miłą odmianę od ciągłej akcji czy przemocy. Całościowo patrząc, historia wciąga i nie musiałem się zmuszać, by brnąć przez kolejne strony powieści.
Nowe miejsce (a przynajmniej jedyne warte wzmianki) to oczywiście zupełnie wcześniej nieznane Anderith. Prowincja interesująca nie tylko ze względu na swoje położenie, ale również sposób sprawowania rządów, który pozornie jest demokratyczny. Mieszkańcy dysponują także potężną bronią w postaci rzeźb przypominających kształtem dzwony. Dźwięk, który się z nich wydobywa, jest śmiertelny dla wszystkich żywych istot. Trzeba przyznać, że autor potrafił uczynić ten rejon interesującym i chętnie o nim czytałem.
Świeże persony w uniwersum to też przede wszystkim istoty związane w jakiś sposób z Anderith. Na pewno mogę tu przytoczyć postać Bertranda Chanboora, będącego ministrem kultury tej prowincji z ambicjami na pozycję namiestnika. Od początku wiadomo, że te aspiracje nie są zdrowe i będzie on antagonistą dla poczynań Richarda i Kahlan. Jego knowania układane wraz ze swoim asystentem (równie intrygującym Daltonem Campbellem) potrafiły mnie zaciekawić i chciałem się dowiedzieć, jaki będzie rezultat jego działań. Obaj nie są czarnymi charakterami pozbawionymi osobowości i za to należą się słowa uznania dla autora.
Bestiariusz świata przedstawionego poszerza się nieznacznie, bo tylko o wspomniane demony. Należą one do wątku głównego, ale mimo tego właściwie niewiele o nich wiem poza tym, że stanowią śmiertelne zagrożenie i jakie są skutki ich działań. Ta aura tajemniczości czasami irytuje, ale ostatecznie myślę, że to dobry zabieg ze strony autora. W końcu najbardziej się boimy, wystrzegamy tego, co nieznane.
Stylistycznie mamy do czynienia z małą odmianą ze względu na inny charakteru tomu. Nie uświadczyłem tutaj wielkiego rozlewu krwi czy wielu scen jak z filmów gore. Dusza Ognia wydaje się być bardziej stonowana pod tym względem, co nie znaczy, że mniej interesująca. Cieszę się, że Goodkind spróbował swoich sił w czymś nowym i nie zaserwował mi ponownie tego samego.
Piąty tom sagi to zaskakująco udana część. Autor postanowił zmodyfikować tonację tego rozdziału opowieści i wyszedł z tego wyzwania zwycięsko. Dalej zdarza mu się co prawda irytujące przypominanie spraw, o których czytelnik wie i bardzo dobrze pamięta (jak chociażby o co walczy Richard albo to, że ma dar dwóch magii, albo kto jest jego ojcem i w jakich okolicznościach został poczęty itd.), i inne błędy, ale albo się do nich przyzwyczaiłem, albo reszta jest na tyle dobra, że nie rzutuje to mocno na moją ocenę całości. Myślę, że mogę z czystym sumieniem polecić piątą odsłonę sagi, zwłaszcza jeśli udało wam się przebrnąć przez poprzednie. Na pewno ten tom nie obniża ogólnego poziomu, a powiedziałbym nawet, że wręcz go podnosi. Nie stanowi jednak przełomu, jakiejś specjalnej rewolucji. Ot, kawał solidnego Goodkinda dla fanów.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł polski: Dusza ognia
Tytuł oryginalny: Soul of the Fire
Wydawnictwo: Rebis
Autor: Terry Goodkind
Tłumaczenie: Lucyna Targosz
Gatunek: baśń, epic fantasy
Liczba stron: 654
ISBN: 978-83-7120-886-7