LitRPG to jeden z tych podgatunków science fiction i fantasy, który zdobył moją uwagę pierwszym tomem serii Droga Szamana i utrzymał ją na tyle długo, że z niecierpliwością czekałam na kolejną odsłonę przygód Machana. Czy po lekturze drugiej części moje zainteresowanie wciąż jest na tym samym poziomie, czy jednak potencjał powieści łączących świat gry z literackim już się wyczerpał?
Książek na podstawie gier i gier inspirowanych literaturą nie brakuje ani na polskim rynku wydawniczym, ani tym bardziej na światowym. Istnieje przecież ogrom powieści rozszerzających uniwersa, które gracze znają doskonale, a żeby daleko nie szukać, jako przykład posłuży mi Dragon Age, World of Warcraft, Assassin’s Creed czy Mass Effect (w wydawaniu kolejnych tomów przoduje wydawnictwo Insignis). Także przemysł filmowy czerpie z komputerowych rozgrywek pełnymi garściami – z lepszym lub gorszym efektem. Można co prawda narzekać na jakość ekranizacji niektórych tytułów, trudno jednak zarzucić twórcom, że nie próbują przenieść świata gier na inne medium.
W cały ten rynek wkracza, całe na biało, LitRPG – mieszanka literatury ze światem gier. Oto główny bohater za popełnione w realnym świecie przestępstwo trafia do gry, gdzie ma nie tylko odbyć karę, ale również musi sobie radzić z nieprzyjaznymi „enpecami”, trudnymi misjami, agresywnymi „mobami” oraz innymi graczami. Trudno tę konwencję nazwać nowatorską, bo na wielkim ekranie coś podobnego gościło już nieraz – ot, żeby nie być gołosłowną, to polecam wam film Gamer z 2009 roku, z niezłym Geraldem Butlerem w roli głównej. Właściwie jedyna różnica w fabule polega na tym, że bohater Drogi Szamana sam jest swoją postacią (to on decyduje, co robi, oczywiście w ramach świata gry i wiążących go ograniczeń), natomiast bohater, w którego wciela się Butler, staje się niejako awatarem w rękach innej osoby.
Czy podobny motyw pojawiał się już w powieściach? Nie przeczytałam wszystkich wydanych na świecie książek (i nawet do tego nie aspiruje, świadoma własnych ograniczeń), więc trudno mi z całą stanowczością odpowiedzieć na to pytanie, niemniej – Droga Szamana jest pierwszą taką historią, która wpadła w moje czytelnicze ręce. No więc, jak wrażenia z lektury drugiego tomu przygód Machana – było na co czekać czy jednak niekoniecznie?
W związku z tym, że z głównym bohaterem spotykamy się niemal w tym samym momencie, w którym się z nim rozstaliśmy, znajomość pierwszego tomu serii jest mile widziana, by bez trudu zorientować się w sytuacji naszego szamana. Ta się bowiem zmienia: oto udało mu się uzyskać możliwość odbycia reszty z ośmioletniej kary w otwartym świecie Barliony (gry, do jakiej został zesłany), a nie w kamieniołomie. Odrzucił jednak intratną propozycję służby na dworze Gubernatora jednej z prowincji, w wyniku czego został odesłany do wioseczki na skraju Imperium, gdzie musi spędzić kolejne miesiące – wykonując misje, rozwijając swoje umiejętności oraz statystyki, zdobywając reputację u władz i jakoś sobie radząc z ograniczonymi zasobami. Co z tego wyniknie i jaki wpływ na grę będą miały decyzje Machana? Tego nie zdradzę, możecie być jednak pewni, że nie przejdą one bez echa.
Trzeba przyznać, że Wasilij Machanienko stworzył powieść, która wciąga od pierwszych stron, a czytanie jej to naprawdę duża przyjemność (w czym zapewne niemała rola Gabrieli Sitkiewicz odpowiedzialnej za przełożenie Drogi Szamana z języka rosyjskiego oraz całej redakcji, bo w oczy nie rzucają się żadne językowe lub stylistyczne babole). Książkę czyta się płynnie, a narracja prowadzona z perspektywy głównego bohatera pozwala poznać jego myśli, motywację oraz wnioski na temat otaczającego go świata, dodatkowo służąc jako świetna ekspozycja, która w jasny sposób tłumaczy czytelnikowi reguły gry, z jakimi Machan musi się liczyć (i kombinować, jak je obejść lub wykorzystać na swoją korzyść). Nie oszukujmy się jednak – nie jest to lektura, która zmusi was do przemyśleń i dekonstrukcji swojego życia. Droga Szamana świetnie sprawdzi się za to jako źródło rozrywki na jesienno-zimowe popołudnie lub dłuższą podróż.
Odnoszę też – zapewne do cna subiektywne i bazujące nad tym, że pierwszy tom czytałam dość dawno i pewnych rzeczy mogę nie pamiętać – wrażenie, że w Gambicie Kartosa Machan znacznie mniej obcuje z postaciami, które prowadzone są przez innych graczy, a jego relacje w dużej mierze ograniczają się do tych zawieranych z „enpecami” (bohaterami sterowanymi przez system gry). To z kolei przekłada się na fakt, że szaman dźwiga na swoich barkach niemały ciężar powodzenia całej serii. Jeśli bowiem jego kreacja nie przypadnie czytelnikowi do gustu, to próżno w Drodze Szamana szukać innej postaci, dla jakiej warto będzie lekturę kontynuować – w większości wypadków mamy bowiem świadomość, że pojawiają się one na chwilę, a ich reakcje zależne są od systemu, a jeśli już na skraj Imperium zawitają inni gracze, to na tyle krótko, że trudno zapałać do nich sympatią, nie mówiąc już o przejęciu się ich losami.
Droga szamana. Etap 2: Gambit Kartosa to tytuł, który nie każdemu przypadnie do gustu: sporo słownictwa typowego dla gier MMO RPG może zniechęcić kogoś, kto nie jest z nim zaznajomiony i niekoniecznie pała chęcią do jego przyswajania (nawet jeśli jest wytłumaczone), a ewentualna niechęć do głównego bohatera może poskutkować odłożeniem powieści. Jeśli jednak mieliście kiedyś do czynienia z grami, o których wspomniałam, to seria Droga Szamana będzie przyjemną i nostalgiczną podróżą do znanych wam realiów – doskonale zrozumiecie tajniki świata, a reguły, z jakimi musi zmagać się Machan, będą wam doskonale znane. Zdecydowanie polecam, bo sama z niecierpliwością czekam na trzeci tom (chcę się dowiedzieć, czy ta wydumana przeze mnie intryga, którą podejrzewam od pierwszej części, faktycznie będzie miała miejsce na papierze, a nie jedynie w mojej głowie).
SZCZEGÓŁY
Tytuł: Droga szamana. Etap 2: Gambit Kartosa
Tytuł oryginalny: Путь Шамана. Книга 2. Гамбит Картоса
Data premiery: 13.02.2019
Autor: Wasilij Machanienko
Tłumaczenie: Gabriela Sitkiewicz
Wydawnictwo: Insignis
Gatunek: LitRPG
Liczba stron: 432
ISBN: 978-83-66071-72-8
Oprawa: miękka