SIEĆ NERDHEIM:

Tak kończy bohater na wieki. Recenzja książki Bohater wieków

Elend i Vin mierzą się z wieloma wyzwaniami.

Bohater wieków kończy trylogię o Pierwszym Imperium z udziałem Vin, jej ekipy i reszty. Objętość jest odpowiednia, aby rozwinąć swój własny wątek, ale też zamknąć historie zaczęte w poprzednich częściach. Jest też właściwa doza epickości, która to jest stałym elementem książek Sandersona. Tylko nie wiem, czy w przypadku epilogu tej historii wszystko ma odpowiednie proporcje. Nie ukrywam, że miałem spore oczekiwania w związku z tym tomem oraz autorem i nie jestem w pełni usatysfakcjonowany efektem końcowym.

O dziwo, rzeczą, która mnie irytuje, jest chaos, do którego nas autor kompletnie nie przyzwyczaił i nie wiem, dlaczego się na niego nagle zdecydował. Normalnie by mnie to nie ruszyło, bo w końcu kocham Eriksona miłością bezwarunkową (a on w tym chaosie porusza się z nienaganną swobodą), ale tutaj nie ma się wrażenia, że w tym szaleństwie jest metoda. Wręcz przeciwnie, miałem odczucie, jakby autor wymyślił wiele bardzo dobrych pomysłów na sceny (same dobre, swoją drogą), ale musiał je skracać z jakiegoś bliżej nieznanego powodu. W którymś momencie zaczął je masowo, i jeszcze do tego losowo, wprowadzać. Nie mam osobiście nic przeciwko dwustronicowym rozdziałom, w których następuje zmiana miejsca i bohaterów, ale czułem, że to zupełnie nie pasuje do Sandersona i sam się trochę w tym zagubił. Taki szybki, wymuszony charakter nie służy tej powieści.

W książce są prowadzone jakby trzy oddzielne wątki (jeden z nich to Sazed próbujący nawiązać stosunki dyplomatyczne z ludem Urteau; drugi wątek dotyczy radzenia sobie z zawartością epilogu poprzedniego tomu; a trzeci to próba podbicia miasta przez Elenda i Vin). Nowe rozdziały oznaczają zmianę wątku na któryś z tych trzech głównych i musimy znosić te ciągłe przeskoki. Oczywiście przez to znalazłem masę cliffhangerów, aby zachęcić do czekania na kolejną partię tekstu, o bohaterze, co właśnie tam mierzy się z arcytrudną, życiową sytuacją. Mnie, weterana Martina, już aż tak ten zabieg nie ruszał, ale na pewno znajdą się tacy, którzy będą się niecierpliwić. Na szczęście wątki te są prowadzone bardzo dobrze i wciągają, są logiczne, tylko narzekam na te przejścia między nimi.

Starczy o fabule, przejdę do bohaterów. Stara gwardia nie zawodzi (w tym weterani, jak chociażby Breeze, czy drugi mój ulubieniec zyskujący w tym tomie sporo czasu „antenowego” – Marsh), a niektórzy z nich jeszcze bardziej się rozwijają czy też zmieniają charakter. Poznajemy także trochę nowych twarzy (jak chociażby TenSoon), którzy oczywiście są też interesującymi bytami, ale stanowią dodatek. Praktycznie wszystko się kręci wokół ludzi poznanych przede wszystkim jeszcze w pierwszej części. A ci dalej są kreacjami, których losy warto śledzić. Brakuje między niektórymi postaciami tych dialogów, które zawsze błyszczały, ale da się jakoś ten mankament przeżyć.

Stylowo nic, ale to nic, się nie zmienia. Tutaj Sanderson się broni na tym polu i dalej całość stoi na wysokim poziomie. Nie mogę niczego wytknąć, autor dalej wie, jak pisać, teraz tylko zgrzyta treść. Nadal lubuje się w epickich scenach, których tutaj nie brakuje. Ponownie są one przetykane odpoczynkiem oraz budowaniem napięcia przed końcem całości.

I dostałem w końcu to, na co czekałem od początku. I to w skali, jakiej się nie spodziewałem, a mianowicie opuściłem znane nam wzdłuż i wszerz Luthandel i powędrowałem w szeroki świat i to w kilku kierunkach. Można powiedzieć: „Nareszcie, brawo, autorze. To wspaniały pomysł i winszuję Twej dociekliwości i intuicji, że chciałem poznać jednak coś nowego, innego niż to miasto, nawet jeśli jest gorsze pod względem prestiżu i generalnie mniej okazałe od stolicy Imperium”. Pozostają pytania: czy te dodatkowe miejscówki spełniają swe zadanie? czy potrafią sobą zainteresować czytelnika? czy chętnie je zwiedziłem? Uspokoję wszystkich w tym momencie – tak, poznawałem je i byłem zaintrygowany tym, co znajdę za zakrętami. Szkoda tylko, że nadal mam lekkie uczucie niedosytu, ale przynajmniej częściowo ta ciekawość została zaspokojona.

Czuję, że oddzielny paragraf trzeba też poświęcić zakończeniu jakby nie patrzeć dość obszernego dzieła, liczącego sobie łącznie bez mała około dwóch tysięcy ośmiuset stron łącznie ze wszystkich tomów. Jak ja widzę koniec tego wszystkiego? Jest prawdziwie epicki, mocno dramatyczny i bardzo zaskakujący. Wszystkie pytania znajdują swoje odpowiedzi (nawet kto pisał te wszystkie wstawki między rozdziałami, które mnie zawsze intrygowały). Coś naprawdę dobrego, panie Sandersonie, tutaj po raz kolejny wie Pan, jak kończy mężczyzna swoje dzieła. Jeszcze większe plusy za to, że każdy tom jest jakby oddzielną w pewnym sensie historią, a stanowi całość z pozostałymi. To naprawdę sztuka, która się tutaj udała. Jedyna rzecz, która mi psuje odbiór całości, to pytanie, czy przypadkiem autor nie przesadził ze skalą całości. Nie wiem, czy by nie zaszkodziło stonowanie zwieńczenia i postawienie na coś choć trochę bardziej kameralnego. Obecnie można mieć wrażenie, że zostało to podkręcone na maksimum, do granic absurdu wręcz i jakby było jeszcze bardziej epicko, toby się to wszystko zapadło pod własnym ciężarem.

Podsumowując, ten tom nie zasługuje może na peany jak pozostałe, ale dalej trzyma wysoki poziom. Trudno tutaj ustrzec się lekkiego uczucia zawodu, że nie jest tak doskonale jak nas to tego pan Sanderson przyzwyczaił, ale widać nikt nie pisze tylko znakomitych rzeczy. Nie oznacza to, że ten tom jest katastrofą, o nie, jak najbardziej zasługuje na uwagę i dalej Sanderson jest wysoko, ale mógł być jeszcze wyżej. Na pewno ten tom jest gratką dla fanów sagi i na pewno warto dokończyć tę historię, ale po prostu mogło być lepiej.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł polski: Bohater Wieków
Tytuł oryginalny: The Hero of Ages
Wydawnictwo: MAG
Autor: Brandon Sanderson
Gatunek: epic fantasy, high fantasy
Liczba stron: 761
ISBN: 978-83-7480-556-8

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Niepoprawny optymista, do tego maniak fantastyki. Czyta i kupuje kompulsywnie wiele książek. Gra we wszelakie tytuły (przede wszystkim RPG, strategie, można tu też wymienić parę innych gatunków). Nie patrzy na datę wydania danego dzieła i pochłania wszystko, co ma na swej drodze. Przekroczył magiczną trzydziestkę. Po cichu liczy, że go ominie kryzys wieku średniego.
spot_img
Bohater wieków kończy trylogię o Pierwszym Imperium z udziałem Vin, jej ekipy i reszty. Objętość jest odpowiednia, aby rozwinąć swój własny wątek, ale też zamknąć historie zaczęte w poprzednich częściach. Jest też właściwa doza epickości, która to jest stałym elementem książek Sandersona. Tylko nie...Tak kończy bohater na wieki. Recenzja książki Bohater wieków
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki