SIEĆ NERDHEIM:

Wybitny standard. Przydługa recenzja komiksu X-O Manowar tom 1: Żołnierz

KorektaKoszmar

X-O Manowar Okładka

Nawet tacy bezkrytyczni łykacze superhero jak ja mają jakieś granice absurdu. Jakbym nie uwielbiał wykręconych fabuł, jakbym nie interesował się poznawaniem nowego uniwersum, w końcu docieram do pomysłu, który wydaje mi się zbyt pokręcony. Porwany przez kosmitów, wizygocki wojownik w ultrafuturystycznympancerzu wspomaganym z jakiegoś powodu wpisał się w właśnie tę grupę, przez co X-O Manowar przez długi czas pozostawał poza granicami mojego zainteresowania. Kolejna propozycja Wydawnictwa KBOOM, trochę z rozpędu, zmotywowała mnie do wyjścia poza swoją strefę komfortu i sprawdzenia, czy tak abstrakcyjnego herosa można napisać w sposób pozbawiony żenady wzbudzającej dreszcze. Nie chciałem robić sobie nadziei, sama przyszła. Szykowałem się na ponowne rozczarowanie komiksem, który obiecywał oddech świeżości w porównaniu do oferty hegemonów rynku, powierzając tę rolę bohaterowi będącemu jawnym skrzyżowaniem Conana i Boostera Golda. Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, jak ekstremalnie epicko to brzmi, przynajmniej w założeniu. Co teraz, będąc scenarzystą, musiałbym zrobić, aby wyciągnąć z elementów składowych jedynie to, co najlepsze i naprawdę wyjść poza ramy superhero? A może by tak… w ogóle nie robić z tego superhero?

X-O Manowar Skan 1

Arica, głównego i tytułowego bohatera komiksu, poznajemy, gdy usiłuje cieszyć się kuriozalną, kosmiczną emeryturą na planecie Gorin. Siłą swojej jedynej nieuciętej dłoni dba o plony, naprawia maszyny rolnicze i wyprawia nieokreślone sprośności z ogonem atrakcyjnej, niebieskiej kosmitki. Niestety, jak to często z cywilizacjami bywa, ta również jest rozdarta okrutną wojną, do której brodaty barbarzyńca szybko zostaje wmieszany wbrew swojej woli. Niezrażony odgórnie narzuconą rolą mięsa armatniego, bierze sprawy w swoje ręce, a właściwie rękę, aby jak najprędzej odwalić robotę i wrócić do łoża kochanki. Szybko okazuje się jednak, że sam jest sobie największym wrogiem – zabawa w chwilowy udział w batalii wychodzi mu troszeczkę zbyt dobrze, przez co perspektywa powrotu do mało obiecującej agroturystyki oddala się z każdym zwycięstwem.

X-O Manowar Skan 2

Nie ma się co oszukiwać – taki schemat widzieliśmy już wiele razy. Zniechęcony brutalnym życiem weteran zostaje szponami losu porwany w objęcia konfliktu, który niezupełnie go interesuje. Z grymasem permanentnej irytacji odnosi kolejne sukcesy, zmienia losy otaczającego świata, zdobywa grupę wiernych popleczników. Planeta Hulka to tylko jeden z przykładów, bo przecież podobne akcje w fikcji (nie tylko komiksowej) towarzyszą nam od dekad. Niezależnie od tego, czy chodziło o Rambo, czy też o podstarzałego Logana, efekt był jeden – dystopijna dekonstrukcja sztampy o twardoszczękim woju, która przez wielokrotne mielenie sama nabrała mocno oklepanego charakteru.

Czy to bardzo szkodzi nowej propozycji z uniwersum Valiant? Absolutnie nie. Jak już mieliśmy okazję zobaczyć wcześniej w Walecznych i Bloodshot: Odrodzenie, to wydawnictwo wykorzystuje schematy nieumiejętnie powielane przez gigantów komiksowego świata, aby stworzyć serie charakterystyczne, o wyraziście odrębnej atmosferze i stylu narracyjnym. Tym razem Matt Kindt postawił na stosunkowo tradycyjne, spowite mrokiem, pozaziemskie high fantasy. Tak samo jak u klasyków gatunku: Aric staje naprzeciw wyeskalowanym alegoriom problemów wyjętych żywcem z faktycznej historii naszego świata – w tym przypadku konkretnie jest to kosmiczna, gmerająca w genach wersja Imperium Rzymskiego. Oprócz przybliżenia historii do realiów znanych czytelnikowi stwarza to jednocześnie spójną narrację dla głównego bohatera, którego lud był przecież gnębiony między innymi przez ludzi Cesarza Justyniana. W efekcie, niezależnie od przewidywalności fabuły, opowieść jest wciągająca, wiarygodna i płynąc naturalnym rytmem buduje spójny świat Valianta.

X-O Manowar Skan 3

Jedna rzecz cieszy mnie szczególnie – zminimalizowanie udziału tytułowego pancerza. Aric wyrzekł się swojej kozackiej zbroi, traktując ją jako zło konieczne i reminiscencję niespokojnej przeszłości. W przyszłych tomach to się z pewnością zmieni, ale osobiście mam nadzieję, że jak najpóźniej. Wizygocki zabijaka wygląda dokładnie tak, jak brzmi każde opisujące go miano. To złodupiec z krwi i kości, o pokrytej bruzdami twarzy i naznaczonej licznymi bliznami, spalonej słońcem skórze. Jego mięśnie wydają się wykute ze stali, a spojrzenie jest ucieleśnieniem żądzy mordu. Wrzucenie na to wszystko srebrno-złotego pancerza już jest wystarczająco złe, a obrazu nędzy i rozpaczy dopełnia szybka na hełmie. Serio, ukazujące całą twarz, transparentne zasłonki z jakiegoś powodu działają tylko i wyłącznie w staroszkolnychanime typu Gatchaman i tam powinny zostać. Z drugiej strony przypomina to trochę fantastycznonaukowe zabawy w space-suity ze starej, europejskiej szkoły komiksu, więc nie mogę tego jednoznacznie przekreślić. Mi osobiście ten pancerz krzywdzi poczucie estetyki i mam nadzieję, że gdy się pojawi, to historia dostatecznie mi to zrekompensuje.

X-O Manowar Skan 4

Ano właśnie stylówa, bo w X-O Manowar to ona robi największe wrażenie. Pochodzący z Argentyny Tomás Giorello wcześniej rysował między innymi Conana dla Dark Horse. Jeżeli ludzie z Valianta faktycznie chcieli odróżnić perypetie Arica od typowego trykociarstwa, to nie mogli trafić lepiej. Cały album narysowany jest jak tradycyjna fantastyka ze starego kontynentu, więc moim pierwszym skojarzeniem były ilustracje do podręczników gier fabularnych z moich lat młodości. Pomiędzy mocnymi cieniami rysują się muskularne, naprężone sylwetki i szczegółowo nakreślona, złowroga maszyneria. Teatralnie skomponowana zawartość kadrów ukazuje doskonale różnicę między momentami statycznymi i dzikimi, dynamicznymi potyczkami. Kolory grają dobrze z klimatem w całokształcie, ale pod ich względem wyróżnia się świetny, krótki fragment ilustrowany gościnnie przez Davida Macka, odpowiedzialnego między innymi za wizualne rozpoczęcie przygody polskiego czytelnika z perfekcyjnym Daredevil: Nieustraszony.

Przy oprawie graficznej lejącej taki miód na oczy muszę częściowo przyklasnąć niektórym malkontentom ubolewającym nad stosunkowo małym formatem wydania, ale tylko częściowo. O ile naprawdę cudowne byłoby ujrzenie efektów pracy Giorello na nieco większych stronach, to szczerze wolę utrzymanie spójnego formatu dla wszystkich, podjętych przez KBOOM, komiksów z nowej linii Valianta. Na półce będzie porządek, a niektóre ilustracje w znacznym powiększeniu mogłyby okazać się niewystarczająco szczegółowe. Jeśli czytaliście wcześniej moje teksty, to wiecie, że jestem bezgranicznie łasy na materiały dodatkowe, a w tej kwestii X-O Manowar jest albumem niemalże bezkonkurencyjnym. Na wywiady, szkice, okładki alternatywne i informacje poświęcono tutaj aż 30 stron, czyli właściwie 25% albumu. Ok, dla niektórych może to będzie przerost formy nad treścią, ale ja pochwalam i proszę o kontynuowanie takiej polityki. Czepię się tylko tłumaczenia w kilku miejscach, bo na przykład “Bloodbeast” brzmiałoby bardziej złowrogo jako jakiś “Ogar Krwi”, niż bezpośrednio “Krwiobestia”. Dramatu nie ma, jest porządnie, ale niespełnionego tłumacza ukłuło to w oko.

X-O Manowar Skan 5

Straszliwie się rozpisałem, a w międzyczasie wielu polskich recenzentów zdążyło już pochwalić ten komiks. Chciałbym się jakoś do tego odnieść, ale dla własnej integralności nie czytam tekstów kolegów po fachu przed napisaniem swojego, więc podsumuję tę zdecydowanie zbyt długą grafomanię odpowiadając na pytanie: czy X-O Manowar to faktycznie nowy kierunek, świeżość w zatęchłym trykocie? Zupełnie nie, nawet wręcz przeciwnie. Pomijając ten drobny fakt, że z trykotami głównego nurtu ma odczuciowo niewiele wspólnego, to jest po prostu jednym z najbardziej zręcznych kolaży wielokierunkowych inspiracji. Matt Kindt ani na chwilę nie usiłuje wmówić nam, że robi coś nowego, ale przekuwa materiał źródłowy w perfekcyjny stop pozbawiony wyraźnych skaz. Powstaje z tego lita rozrywka, gładka w dotyku i błyszcząca, co rekompensuje jej nieskrywaną jednowarstwowość. Może na początku byłem nastawiony trochę zbyt sceptycznie, ale to i tak jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń roku 2018.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: X-O Manowar. Tom 1: Żołnierz
Wydawnictwo: Valiant Comics / Wydawnictwo KBOOM
Autorzy: Matt Kindt, Tomás Giorello
Typ: komiks
Data premiery: 06.12.2018
Liczba stron: 124

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + pięknie wygląda<br /> + świetnie się czyta<br /> + dobre operowanie sztampami<br /> + klimat bez spandeksu<br /> + o dziwo, pierwszoplanowy twardziel</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – prosta, dosyć płytka fabuła</p>Wybitny standard. Przydługa recenzja komiksu X-O Manowar tom 1: Żołnierz
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki