SIEĆ NERDHEIM:

Uosobiony oksymoron. Recenzja komiksu Pewnego razu we Francji, tom 1

Różne są role sztuki, ale taka, która wzbudza kontrowersje i wątpliwości coś już z pewnością robi dobrze, choćby częściowo. Pewnego razu we Francji idealnie wpisuje się do grona takich wzburzycieli, ale komiks nie odniósł mimo to sukcesu na naszym rynku, gdy prawie dekadę temu pierwszą próbę wydania tej historii podjęło Wydawnictwo Komiksowe. Cieszę się jednak, że Non Stop Comics podniosło rękawicę i wznowiło tytuł, bo nawet jeśli nie jestem do końca przekonany, co myślę na temat tego komiksu, to z wielką chęcią z kimś bym się na ten temat pokłócił.

Józef Joanovici to człowiek legenda, dosłownie, więcej konkretnych wniosków można chyba wysnuć nawet o moralności i motywacjach bezgłowych Akephaloi z mitologii greckiej (celowo hermetyczny wybór). Wiele można przy jego nazwisku postawić określeń i do każdego jakaś spora grupa historyków znalazłaby milion kontrargumentów. Z pewnością wiemy jedynie, że był mieszkającym (głównie) we Francji Żydem rumuńskiego pochodzenia, który w szeroko rozpiętych okolicach czasowych nazistowskiej okupacji postawił sobie dwa cele: przeżyć i przy okazji stworzyć sobie życiorys naćkany sprzecznymi stwierdzeniami mocniej od współczesnych programów wyborczych. Bezlitosny biznesmen i filantrop, kochająca głowa rodziny i bawidamek, przede wszystkim kolaborant i podpora ruchu oporu zarazem. Wzgardzony – okryty chwałą, chciałoby się rzec i nie byłoby to stwierdzenie ani trochę przesadzone.

Brutalność wojny to punkt przewodni tego komiksu. Czasem mniej bezpośrednio.

Joanovici zajmował się bowiem metalem, złomiarzem był, który zaczynając od najniższej pozycji w firmie wuja swojej małżowinki, szybko biznes przejął i wzbogacił się obrzydliwie między innymi dzięki konszachtom z nazistami oraz mafią. Z drugiej strony jednocześnie pakował ogromne ilości hajsu w działanie francuskich bojowników i często wykorzystywał swoje wpływy, by wyrwać niesłusznie więzionych spod katowskiego topora Rzeszy. Jak możecie się domyśleć, facet miał cholernie ciekawe życie i warto Pewnego razu we Francji przeczytać choćby po to, by poznać jego historię w przystępnej formie.

Nie da się jednak ukryć, że scenariusz Fabiena Nury’ego (Tyler Cross, Jam jest Legion) jest fikcją jedynie opartą na faktach historycznych. W najlepszym przypadku mocno romantyzowaną wersją faktycznych wydarzeń, przez co łatwo autorowi zarzucić pewną stronniczość i wielu czytelników to robi, ale ja się z tym nie mogę zgodzić. Fakt, Pewnego razu we Francji to komiks wręcz przygodowy. Trafnie operuje w ramach klimatów równie sprzecznych, co losy głównego bohatera. Ciężar i ohyda działań okupantów kontrastują z momentami wręcz zabawną narracją i cwaniactwem pana Józefa, które skutkuje sytuacjami przywodzącymi na myśl kryminalne komedie w stylu Złap mnie, jeśli potrafisz. To wzbudza dziwaczne odczucia, nie da się ukryć. Nie trudno podzielić odbiorców, gdy na jednej stronie mamy komiczny galimatias, a na drugiej pedofilię. Nie da się jednak zaprzeczyć, że wrażenie to wszystko robi mocne, może nawet mocniejsze właśnie dzięki tak nagłym zmianom atmosfery.

Akurat te kadry niespecjalnie pasują do mojego akapitu o warstwie graficznej.

Stronniczości nie widzę tu jednak za grosz. Czy Joanovici jest gościem, o którym dobrze się czyta? Jak najbardziej, ale po lekturze wcale nie byłem jednoznacznie przekonany o jego dobrych intencjach. Powiem więcej: poświęciłem kilka godzin na research, poszperałem po artykułach i opracowaniach naukowych i moje ostateczne zdanie na temat tej postaci nie zmieniło się ani trochę. Nury, moim zdaniem przynajmniej, bardzo dobrze ogarnął równowagę pomiędzy wątkami usprawiedliwiającymi protagonistę i tymi, w których cholernie trudno było go lubić. Nawet, gdy sprytnie tłumaczył się ze swoich występków, brzmiało to najwyżej jak szczwana wymówka. Dlatego też jedynym poważnym zarzutem, jaki mam wobec tego komiksu, jest delikatny chaos narracyjny. Scenariusz trochę za mocno skacze po różnych punkach na osi turbulentnych czasów i zdarzało się, że nie byłem pewny, na jakim etapie życia wywrotowca aktualnie się skupiamy.

Doznaniowy zgrzyt znajduje też swoje odzwierciedlenie w warstwie graficznej. Sylvain Valée rysuje w stylu niby mocno zbliżonym do europejskiej szkoły komiksowej XXI wieku, ale też i równie mocno romansującym z prawie uroczą bajkowością. Serio, weźcie sobie przypadkowego nazistę z dowolnej strony tego albumu i zamieńcie mu nos na bardziej zwierzęcą, czarną kropkę w stylu Disneya, nie gryzie się nic a nic. Artysta pozwala sobie na karykaturalność głównie przy twarzach, co pozwala mu też mocniej zaznaczać szeroki zakres emocji, a cała reszta szaty graficznej zakotwicza opowieść zdecydowanie bliżej rzeczywistości. Jestem pod wrażeniem zaprezentowanych tu umiejętności technicznych, gładka i pewna krecha kształtuje kadry wypełnione (ale nie przepełnione) szczegółami, absolutnie brak tu potknięć, kolory też dobrane i nałożone są wzorowo, bez szaleństw. Ponownie jednak nie jestem pewny, czy tej konkretnej historii nie przydałyby się bardziej posępne rysunki, gęste plany czerni i realizm ustępujący miejsca sugestywnej abstrakcji w intensywnych momentach. Z pewnością czytało by się to zupełnie inaczej, moim zdaniem prawdopodobnie trudniej, ale efekt końcowy uderzałby w serducho mocniej.

Tła też narysowane są doskonale, brak zarzutów.

Mieszane uczucia ponownie są więc u mnie ostatecznym wnioskiem po kontakcie z frankofonem, nikt chyba nie jest zaskoczony. Pewnego razu we Francji to dzieło z pewnością ambitne, porusza cholernie trudne tematy i opowiada o życiu jednej z najbardziej nieoczywistych postaci z kart kronik II wojny światowej. Niby celnie trafia w centralny punkt pomiędzy gloryfikacją i potępieniem, ale równocześnie prowadzi momentami narrację w stronę kuriozalnie skrajnych klimatów. Z pewnością nie mogę powiedzieć, że nie jestem pod wrażeniem. Mało który komiks w tym roku tak mocno zapisał się w mojej pamięci i choćby dlatego zachęcę was do zmierzenia się z tym tytułem osobiście, ale jeśli którykolwiek ze wskazanych przeze mnie mankamentów odstrasza was szczególnie mocno, to macie moje rozgrzeszenie. To na pewno nie jest komiks dla każdego.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Pewnego razu we Francji, tom 1
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz: Fabien Nury
Rysunki: Sylvain Valée
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Typ: komiks
Gatunek: historyczny, kryminał
Data premiery: 22.03.2023
Liczba stron: 120
ISBN: 978-83-8230-405-3

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Różne są role sztuki, ale taka, która wzbudza kontrowersje i wątpliwości coś już z pewnością robi dobrze, choćby częściowo. Pewnego razu we Francji idealnie wpisuje się do grona takich wzburzycieli, ale komiks nie odniósł mimo to sukcesu na naszym rynku, gdy prawie dekadę temu...Uosobiony oksymoron. Recenzja komiksu Pewnego razu we Francji, tom 1
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki