SIEĆ NERDHEIM:

Aż się skaleczyć można. Recenzja komiksu Parker, tom 1

Okładka to jest perfekcyjna.

Nawet jeśli spędziliście całe życie pod kamieniem, gdzie jedyną kulturą były kultury średnio oczytanych bakterii, z pewnością wciąż możecie wymienić chociaż jeden film (albo książkę, niech będzie), w której wykuty z molibdenu złodupiec-kryminalista mści się na swoich byłych współpracownikach, zwykle za zrobienie go w bambuko. Nie twierdzę, że Donald E. Westlake ten nurt rozpoczął, ale pisząc (pod nazwiskiem Richard Stark) serię książek o Parkerze, z pewnością dołożył większość cegiełek do jego obecnej definicji. Osiem filmów inspirowało się wytworami Westlake’a bezśrednio, ale to również dzięki niemu mamy dzisiaj bardziej odległe fabularnie Drive Refna, Killing them Softly (ja tam lubię), może nawet Johna Wicka oraz, co najważniejsze, uwielbianą przeze mnie serię Criminal Eda Brubakera. Darwyn Cooke musiał czuć ogromną presję, tworząc komiksową adaptację zapisków nieprawości dokonanych przez Parkera, a mi się ta presja udziela. Jak ocenić coś tak kultowego?

Otóż najlepiej zacząć od bezczelnej krytyki wynikającej jedynie z tej nieszczęsnej wrażliwości moralnej, która robi z naszej młodzieży delikatne płatki śniegu. Nie lubię Parkera, nie znoszę wręcz tego gościa i w związku z tym trudno mi było znaleźć coś, co mogłoby służyć za pomost między moją świadomością i światem przedstawionym. Tłem wydarzeń w książkach Westlake’a i komiksie Cooke’a jest rzeczywistość, w której wszyscy policjanci są skorumpowani, wszystkie uliczki niebezpieczne i każde gówno śmierdzi bardziej, ale tak z nutką zamyślonej nostalgii. Noir pełną gębą, więc czysto teoretycznie nie ma tu miejsca dla dobrych gości i zgnilizna tocząca charakter głównego bohatera nie powinna dziwić. Przez lata jednak twórcy nauczyli się żonglować tym mrokiem ze względną gracją i w efekcie dostawaliśmy postacie, którym dało się (czasem z niepewnością) kibicować. Właśnie Ed Brubaker doprowadził to do perfekcji we wspomnianym już Criminal, w Parkerze za to tej równowagi kapkę brakuje.

Jak widać, barczysty ten Parker.

Aktualnie mamy w podobnych opowieściach zwykle do czynienia z bezwzględnym i wysoce wykwalifikowanym specjalistą od brudnej roboty, który ma jednak mocny kręgosłup moralny. To najczęściej faceci o kwadratowych żuchwach, co to zdrady nie wybaczą, ale z reguły unikają zabijania niewinnych, kobiet, dzieci, psów przynajmniej. Parker nie ma takich hamulców. Choć komiks mówi nam bezpośrednio, że gość unika niepotrzebnego mordowania, to w jego słowniku definicja słowa „niepotrzebne” jest ekstremalnie luźna. Przypadkowa śmierć osób postronnych spływa po nim jak po socjopatycznej kaczce, a gdy ktoś nadepnie mu na odcisk, to może spodziewać się spokojnie wyrwania jelit przez odbyt (no dobra, strzału w głowę, Parker jest przynajmniej minimalnie elegancki). Typowe dla noir femme fatale trafiają się tu gęsto, ale to raczej one kończą fatalnie. Jednej jedynej trafił się zaszczyt bycia przez twardorękiego zbira faktycznie kochaną, co ten okazał motywując ją do przedawkowania leków. Niby miał motyw, zdrada i takie sprawy, niby żal go toczył, lecz ostatecznie musiała zginąć, bo miała czelność stanąć na drodze jego radosnej drogi do kryminalnej strefy komfortu i dobrobytu. Wszystkich traktuje jak śmieci, ale kobietom wręcz stara się okazać jeszcze mniej szacunku. Jedyną zasadą Parkera jest „nie wkurwiać Parkera”, a to jest bardzo trudne.

Jestem mimo to ogromnie rozdarty, bo trzymam w rękach komiks całkowicie skupiony na absolutnie antypatycznej postaci i nie mogę się oderwać. Jak wspomniałem, trudno mi było wsiąknąć w ten odstraszający mrok, ale jak to bagna mają w zwyczaju, na pewnym etapie zanurzenia wciągają bezlitośnie. Wiadomo, jest to w miarę bezpośrednia adaptacja książek Donalda Westlake’a, więc Darwyn Cooke nie może tutaj zbierać wszystkich laurów. Udało mu się jednak doskonale przełożyć ten przesadną mieszankę testosteronu, prochu strzelniczego i dymu papierosowego na język komiksowy. Przyznaję się bez bicia, nie czytałem oryginałów, ale obrazkowa wersja Parkera jest dziełem o bardzo sprawnie poprowadzonej narracji. Krótkie, samodzielne historie, epizody z życia wykolejeńca przechodzącego przez większość drzwi razem z futryną, składają się na całość zaskakująco strawną i angażującą. Nawet jeśli tego brutala nie sposób lubić, to trudno nie być pod wrażeniem jego dokonań, jakby przesadzone nie były. To takie samo uczucie, gdy widzieliśmy za małolata jakiegoś skretyniałego rzezimieszka startującego do Punishera. Jego nieświadoma bezczelność kontrastowała z naszą świadomością nadchodzącej burzy, w której gniew mściciela dosięgnie nawet władców podziemnego świata. Parker jest ekstremalnie skuteczny, szczwany jak lis, zabójczy bardziej od całego oddziału sił specjalnych na srogich dopalaczach i ma rozległą sieć kontaktów. W Criminal los ostatecznie sukinsynów zawsze karał, podobało mi się to, tutaj najgorszej mendzie wszystko się udaje, ale niech mnie coś strzeli, jeśli obserwowanie jego poczynań nie jest cholernie satysfakcjonujące. W całokształcie da się też, po mocnym wytężeniu wzroku, dostrzec mocny tragizm postaci. Jakaś tam samotność się przebija przez tę żelazną powłokę, ciągle biedaka ktoś zdradza i w sumie na jego miejscu też bym chyba przynajmniej troszkę zgorzkniał, choć chcę wierzyć we własną samokontrolę. Klątwa mięskich hormonów rozpędzonych do prędkości nadświetlnej przez życie w zbrodni.

Na lepsze traktowanie tu nie ma co liczyć.

Usprawiedliwiam się tym, że ten buc niezaprzeczalnie działa w nawiasie przedstawionej konwencji. Mimo wszystko na każdej stronie doskonale czuć, że Parker to fikcja jedynie podpatrująca notatki od rzeczywistości siedzącej trzy ławki dalej w ciemnym pokoju. Komiksowa forma opowieści chyba dodatkowo to podkreśla, bo kresce Cooke’a daleko do realizmu. Nawet jeśli tego nie pamiętacie, to z pewnością kojarzycie jego styl z licznych ilustrowanych przez niego trykotów (Batman: Ego, The Spirit i wiele innych). Nadużywam ostatnio tego określenia, ale to kreskówa, pulpa pełną gębą zbliżona do urzekającej stylistyki Bruce’a Timma w kultowym Batman: The Animated Series. Kanciaste szczęki, szerokie bary i minimalizm o uniwersalnym charakterze. W Parkerze jednak ten styl wykroczył poza granice konkretnych konturów w bardziej umowne plamy czerni i okazjonalnie zmiennego monochromu. Dzięki temu i tak już elastyczna krecha Cooke’a dopasowała się do zbrodniczej historii jeszcze lepiej. Szacun też ogromny za częste, ale bardzo rozważne i przemyślane eksperymenty z formą podania. Regularne kadry spotkacie tu często, ale charakter narracji często przeskakuje w rejony bardziej literackie z ilustracjami w formie dodatku albo nawet wręcz przeciwnie. Wszystko działa doskonale na potrzeby przedstawionej fabuły.

Trudno tu też nie wspomnieć o wydaniu, bo to półkowa perełka. Pokaźna cegła na matowym papierze, piękna zarówno w obwolucie jak i bez niej (ale lepiej jednak w ubranku). Na dodatek tona bonusów na czele z obszernym wywiadem z autorem, który poprowadził zmarły już niestety Tom Spurgeon z The Comics Journal. Tanio nie jest, ale widać, za co płacimy.

Profesjonalizm w każdym calu.

Mogę sobie słodzić, że ładny albumik i prawdopodobnie można go pokazywać znajomym w kontekście „Patrzta, jak można komiksy w Polsce wydawać”, ale to wciąż pierwsza propozycja ze stajni Nagle!, której nie udało się (prawie) bezbłędnie trafić w moje gusta. Oczywiście podstawą mojego biadolenia były nowomodne przyzwyczajenia i osobista wrażliwość. Rozpieszczony jestem, ale co ja poradzę, że lubię mieć możliwość choćby minimalnego sympatyzowania z bohaterem. Z drugiej strony nie mogę nazwać Parkera komiksem złym pod żadnym względem, to pięknie wydany sztos narracyjny z dobrze dopasowaną warstwą graficzną. Kwintesencja pulpowego kryminału i koncentrat klimatu noir wyciągnięty żywcem z pierwotnej macierzy tego gatunku. To naturalne, że ta formuła mogła się trochę zestarzeć i sami musicie sobie określić, na ile wam to przeszkadza. Jeśli waszym zdaniem filmy pisane pistoletem osiągnęły szczyt jakości w latach 60., to łykniecie to bez popity i będziecie chcieli więcej. Ja musiałem chociaż lekko przegryźć goryczkę gnidowatości ostrego jak brzytwa protagonisty.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Parker, tom 1
Wydawnictwo: Nagle! Comics
Scenariusz: Richard Stark, Darwyn Cooke
Rysunki: Darwyn Cooke
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Typ: komiks
Gatunek: kryminał
Data premiery: 31.05.2023
Liczba stron: 360
ISBN: 9788367725057

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Nawet jeśli spędziliście całe życie pod kamieniem, gdzie jedyną kulturą były kultury średnio oczytanych bakterii, z pewnością wciąż możecie wymienić chociaż jeden film (albo książkę, niech będzie), w której wykuty z molibdenu złodupiec-kryminalista mści się na swoich byłych współpracownikach, zwykle za zrobienie go w...Aż się skaleczyć można. Recenzja komiksu Parker, tom 1
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki