
Pierwszy tom Mercy otworzył przede mną nowe horyzonty w tematyce horroru gotyckiego. Zgrabne połączenie westernu i grozy z odrobiną wiktoriańskiej nuty kupiło mnie od pierwszych stron. Mirka Andolfo wykonała kawał dobrej roboty i nie pozostało mi nic innego, jak czekać na dalsze losy tajemniczej damy.
Już początkowe kadry drugiego tomu swoją groteską uderzają w czytelnika z impetem godnym parowej lokomotywy, stawiając przy tym znak zapytania: Kim są odziane w płaszcze postaci, strzelające w twarz dziecka, które swym wyglądem nie spełnia żadnych norm panujących w przyrodzie? Nim zdołamy otrzymać odpowiedź, przechodzimy do salonu. Lady Hellaine stoi na planie przed wielkim lustrem w towarzystwie swego lojalnego sługi i Rory – dziewczynki (jak wiemy z poprzedniej części) nieformalnie „zaadoptowanej” przez enigmatyczną niewiastę. Gdy wierny towarzysz opuszcza pomieszczenie, z ust Hellaine pada pytanie: „Co to jest matka?”. Zaskoczona słowami małolata udziela odpowiedzi na swój infantylny sposób, a Lady stara się ją zrozumieć. Nieco później, podczas powrotu z nabożeństwa, Lady otrzymuje zaproszenie na kolację od jednego z najbardziej wpływowych mieszkańców Woodsburgh, który tak na dobrą sprawę coś do niej czuje. Kobieta przyjmuje inwitację i następnego dnia odbywa się ustalona wieczerza. W tym samym czasie sługa Hellaine udaje się do baru, gdzie podrywa go mieszkaniec miasta. Wykorzystując sytuację, udaje się z nim za budynek, by dosłownie „skonsumować” znajomość. Po udanej rozrywce znikąd pojawiają się postaci w długich płaszczach…

Łowcy, kwiaty i krew, bo tak zatytułowany jest drugi tom Mercy, to nie tylko pełna makabreski opowieść. Pełno w niej ukrytych pragnień, dla większości nieosiągalnych ze względu na status społeczny. To również historia o szukaniu swojego ja w świecie pełnym bólu i niebezpieczeństw oraz o prawdziwej miłości, której jest tu jak na lekarstwo. Przykładem bezgranicznego uczucia jest z pewnością relacja Rory i Lady Hellaine. Dziewczyny wcale nie przeraża paranormalne oblicze przybranej matki. Największy strach budzi w niej możliwość odrzucenia.
Druga odsłona Mercy wyjaśnia czytelnikowi pewne kwestie i wprowadza nowe postaci, które zapewne w ostatecznym rozrachunku będą odgrywać kluczową rolę. Gdy wszystko idzie w określonym kierunku, jednocześnie pojawia się suspens. I jak to miało miejsce w poprzednim tomie, tak i tu Andolfo dorzuca coś do ognia, aby czytelnik nie czuł się zbyt pewny w prognozowaniu dalszych zdarzeń.
Włoska artystka ma pewną przewagę nad wieloma scenarzystami. Jest nią bez wątpienia dar rysunku. Kto, jak nie ona sama, odda w pełni wizualizację swojego konceptu. A robi to naprawdę dobrze! Przecudowne plansze, odpowiednia dynamika tam, gdzie jest to wymagane i zabawa odcieniami fioletu, który miłośnikom grozy może przypominać Kolor z przestworzy z Nicolasem Cage’em w roli głównej. Ilustracje Andolfo wyróżnia też szczegółowość. Kadry prezentujące odmienione postaci są pełne detali i soczystych barw, co w kontraście z nijakim tłem prezentuje się zjawiskowo. Zabieg ten pozwala też uzyskać dosadną różnicę między światem rzeczywistym a tym demonicznym.

Na koniec trzy słowa: romantyzm, groza i dramat. Te pojęcia doskonale oddają charakter Mercy. To swoista mieszanka gatunków, która zaspokoi romantyczne dusze i nakarmi te niespokojne. Żurek –mój redakcyjny kolega – miał rację co do serii. Jest godna uwagi, a co najgorsze, każdy z dotychczasowych tomów pozostawia głód, który (jak się nam wydaje) zostanie poskromiony podczas lektury kolejnej odsłony. Nic bardziej mylnego.
Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Mercy Tom 2: Łowcy, kwiaty i krew
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz i rysunki: Mirka Andolfo
Kolory: Mirka Andolfo
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Gatunek: horror
Liczba stron: 56
Data premiery: 28 kwietnia 2021