Mer to romans z elementami fantastyki, a dokładniej magii. Napisany przez dorosłych dla nastolatków – więc raczej Zmierzch niż Pięćdziesiąt twarzy. Dzieje się w liceum, dlatego wydarzą się w nim typowe konflikty i nieporozumienia między przyjaciółmi. Bez szczególnych dramatów, choć z kilkoma nagłymi zwrotami akcji.
Nie jestem fanką romansów, chociaż (co widać zwłaszcza po moich recenzjach komiksów z BOOM! Studios) można mnie nazwać miłośniczką licealnych klimatów. Oznacza to tyle, że nie do końca jestem w grupie targetowej Mer. Podejrzewam, że dla osób mających ochotę na bezpieczną lekturę, momentami wciągającą, opowiadającą o zauroczeniu i miłości łączącej ludzi z różnych światów, ten komiks mógłby być dobrą rozrywką. Ale nie myślę o tych czytelnikach tak źle, żeby im go zaraz polecać…
Trochę faktów. Główną bohaterką Mer jest Aryn, która nie dość, że niedawno straciła matkę, to musiała pożegnać także przyjaciół i dom. Jej ojciec postanowił się przenieść do zupełnie innego miasta, pod hasłem posłania Aryn i jej młodszej siostry do jak najlepszej szkoły. O ile młodsza dziewczynka nieźle sobie radzi (chociaż za dużo się o niej nie dowiemy), Aryn jest zupełnie rozbita i całkowicie samotna. Czuje, że nie pasuje do pozostałych uczniów – bogatych dzieciaków, których rodzice sponsorują szkołę, więc ich nastolatki są w niej nie do ruszenia. Przytłacza ją nadmiar nauki i konieczność nadrobienia materiału.
Na szczęście szybko zdobywa pierwszą koleżankę, bananową, ale serdeczną dziewczynę. Zauważa ją także chłopak o osobliwym kolorze włosów, chodzący wszędzie z dwójką równie oryginalnych znajomych. Kluczem do tej fascynacji jest wisiorek z muszelką, pamiątka po matce Aryn… Teraz historia wchodzi w etap skomplikowanych trójkątów i rozmów o uczuciach lub ich braku. Pojawi się pierwsza (i w zasadzie jedyna) negatywna postać – Anastacia (ta od One Day in Your Life) nie byłaby zbyt zadowolona, chociaż wszelkie podobieństwa są przypadkowe… Będzie impreza na jachcie i ujawnienie tajemnicy pochodzenia największego przystojniaka w szkole. O ile akcja komiksu ma pozory dramatyzmu, rozmowy między bohaterami, ujawnianie przez nich sekretów i emocji jest pozbawione tych cech. Szkoła uczuć to to nie jest…
Ani scenarzystka Mer Joelle Sellner, ani rysowniczka Abby Boeh nie mają wielkiego doświadczenia. Dla drugiej z nich to komiksowy debiut, co mocno widać. Rysunki nie są zbyt interesujące, zdarzają się niezręczności, na twarzach postaci widać złość (robią się brzydkie), ale inne emocje nieprzesadnie. O ile pierwsze strony tej historii wyglądają sprawnie i przyjemnie, to w pewnym momencie przestałam zwracać uwagę na ilustracje, czytałam dymki i od czasu do czasu frustrowałam się brakiem polotu Mer. Jeśli chodzi o scenariusz – jest generyczny do bólu. Na czymś trzeba było rozpiąć wszystkie te obrazki, to pozbierano znane i lubiane wątki, poukładano jeden obok drugiego… Abby Boeh wydaje się mieć potencjał (widać go na przykład w gościnnych okładkach zamieszczonych na jej stronie http://cargocollective.com/abbyboeh/), ale też więcej serca do kreski niż koloru. Co do Sellner – po tym komiksie nie chciałoby mi się sięgać po kolejny.
Mer to historia jakich wiele, pozbawiona głębi, humoru, większej estetyki. Trochę wygląda na robienie czytelnika w konia (tajemnica Atlantydy, plus romans, plus magia – teoretycznie powinno nie być źle). Ciężko się domyślić, co poeta miał na myśli – w co wierzyli twórcy odwalając niewątpliwie sporą robotę nad 126-stronicowym komiksem. Na szczęście Lion Forge Comics ma sporo innych pozycji z gatunku young adult, godnych polecenia zamiast tej. W temacie nerwowych nastolatek niesłuchających rodziców lepiej sięgnąć po Cloudia & Rex.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Mer
Wydawnictwo: Lion Forge Comics
Autor: Joelle Sellner, Abby Boey
Typ: komiks
Gatunek: supernatural, young adult, romans
Data premiery: 26 kwietnia 2017