Gdyby Skrzypek na dachu był komiksem, wyglądałby jak Klezmerzy. Dzieło Joanna Sfara, wychowanego w duchu kultury żydowskiej, aszkenazyjskiej i sefardyjskiej, syna śpiewaczki i adwokata, to przesycona klimatem i dźwiękami, wciągająca opowieść o dawno martwym świecie. Świecie międzywojnia, który tętni życiem i muzyką, ale i pełen jest zagrożeń. Warto do niego zajrzeć i spędzić kilka chwil, bo to przeżycie, które na pewno zapadnie Wam w pamięć.
Głównym bohaterem jest Noé Davidovitch, jeden z grupy dziesięciu żydowskich muzyków, która uformowała się w polskiej armii. Mimo demobilizacji trzymali się potem razem, aż do chwili starcia z inną grupą muzyków. Ze strzelaniny cało uszedł tylko Noé, który teraz włóczy się z miejsca na miejsce. Tak podczas jednego z wesel poznaje młodą Havę, dziewczynę, która nie widzi się w roli małżonki jednego z trzech proponowanych jej kandydatów, dlatego postanawia uciec i wieść tułaczy żywot wędrownej piosenkarki. Z czasem dołączają do nich kolejni ludzie, którym w życiu nie wyszło, ale czy wyjdzie im w zawodzie klezmera? Jak poradzą sobie z problemami, które na nich czekają? I dokąd zawiodą ich zawodowe drogi?
Zacznę może od tego, że nie przepadam za muzyką żydowską. Ogólnie wszelkiej maści etniczne dźwięki, skądkolwiek by nie pochodziły, jakoś do mnie nie trafiają. Mimo to czasem daję się uwieść dziełom na nich opartym (niezapomniany Skrzypek na dachu czy rewelacyjna scena pojedynku muzycznego między Żydami i Cyganami w Pociągu życia) i uwieść dałem się też Klezmerom. A obawiałem się, że może być zupełnie inaczej. Bo nie ma się co oszukiwać, nie dość, że temat nie mój, to jeszcze całość jest przecież prosta, ale po bliższym przyjrzeniu okazała się złożona z doskonale znanych mi z różnych – nie tylko muzycznych – opowieści.
Co w takim razie mnie kupiło? To, co zawsze cenię sobie tak bardzo – emocje. Sfar wielkich starań dołożył do tego, by oddać nam muzykę za pomocą słów, ale i tak największą siłą jego komiksu są uczucia, które wyzwala w czytelnikach. Klezmerzy bowiem to i komedia, i tragedia, może niepowalająca emocjonalną stroną na kolana, ale i tak zapadająca w pamięć i robiąca wrażenie. Wrażenie robi też życiowa zwyczajność tej opowieści. Owszem, całość zaczyna się mocnym akcentem sensacyjnym (skojarzenia z El Mariachi, który w Polsce występował także z podtytułem czyli kariera klezmera są jak najbardziej na miejscu), ale nic to nie zmienia. Dzieło Sfara to komiks stricte obyczajowy – ze wszystkim (głównie najlepszym), co się z tym gatunkiem wiąże.
Jeśli chodzi o szatę graficzną, Sfar serwuje nam tu bardzo uproszczone ilustracje, wzbogacone o równie prosty, często abstrakcyjny, ale nastrojowy kolor. Ogląda się to przyjemnie, bo nawet jeśli autor nie celuje w realizm, a wręcz nie stroni od bajkowych klimatów (pamiętam książeczki z dzieciństwa, które ilustrowane były w takim samym stylu), udaje mu się odmalować portret czasów minionych. Może podkoloryzowany, może przepuszczony przez filtr wyobraźni, ale i tak bardzo udany. Miłośnikom kultury i muzyki żydowskiej polecać całości nie trzeba – tak jak i fanom twórczości Sfara, jeśli jednak chcecie przeczytać dobry, barwny komiks o muzykach, niezależnie od własnych gustów na tym polu, nie pożałujecie, sięgając po Klezmerów.
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Klezmerzy, tom 1: Podbój Wschodu
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Autor: Joann Sfar
Tłumaczenie: Katarzna Koła-Bielawska
Typ: Komiks
Gatunek: obyczajowe
Liczba stron: 144
Data premiery: sierpień 2019