SIEĆ NERDHEIM:

100% Bonda, 50% satysfakcji. Recenzja komiksu James Bond: Black Box

Black Box cover

Dynamite Entertainment, dysponujące prawami do komiksowej marki James Bond, wydaje krótkie serie zeszytowe, później ukazujące się w formie zbiorczej. Każda z takich historii jest całością, mieszczącą się w ramach uniwersum (nieco odmiennym od powieściowego oraz filmowego), ale niewiele do niego wnoszącą. Są to odrębne misje Agenta 007, które poznawać można bez znajomości innych odsłon cyklu.

Akcja Black Box biegnie wartko według bondowskiego schematu, niezmiennego od czasów Iana Fleminga, a opisanego przez Umberto Eco w Supermanie w literaturze masowej. W prologu (teaserze) bohater ma zlikwidować francuskiego zabójcę, przebywającego na urlopie w alpejskiej chacie. Następuje i strzelanina, i pościg na nartach za tajemniczą postacią przeszkadzającą naszemu agentowi w wypełnieniu zadania. Potem idzie jak po sznurku. Właściwa operacja o kryptonimie Black Box rozpoczyna się odprawą w gabinecie M. Ktoś ukradł wrażliwe dane dotyczące najbardziej wpływowych osób na świecie – ich prywatne zdjęcia i korespondencję; afera WikiLeaks to przy tym pestka. Ujawnienie intymnych szczegółów z życia decydentów ze Wschodu i Zachodu grozi globalnym kryzysem PR-owym i destabilizacją geopolityki. Nic więc dziwnego, że łapy na tych informacjach położyć chcą wszystkie agencje wywiadowcze świata – siła rażenia tych rewelacji byłaby większa niż jakiejkolwiek bomby atomowej. Sam Bond konsekwencji wycieku się nie obawia, gdyż nie wstydzi się niczego. M natomiast… oblewa się zimnym potem na samą myśl o ujawnieniu pikantniejszych szczególików z życia wyższych sfer (a może i własnego). Zwierzchnik 007 wydaje się oślizgłym, szemranym, drżącym o stołek koniunkturalistą. Pomysł na zawiązanie intrygi jest aktualny i pełen potencjału, jednak tytułowe pudełeczko z danymi to zwyczajny MacGuffin – chodzi o to, by Szpieg Jej Królewskiej Mości miał się za czym uganiać.

Black Box 001

Bond wyrusza do Japonii, bowiem trop prowadzi do kontrolowanej przez yakuzę jaskini hazardu w dzielnicy Shinjuku. Szybko dochodzi do pierwszej konfrontacji z głównym przeciwnikiem, a potem następuje ciąg podchodów, strzelanin i pościgów, rozgrywających się w egzotycznych miejscach takich jak: hala sportowa podczas turnieju sumo, pokład superszybkiej kolei, las samobójców czy podziemia elektrowni Fukushima. Pojawiają się także postacie typowe dla bondowskiego podgatunku. Główny adwersarz, jak wielu wrogów 007, jest kaleką i odmieńcem – ślepe oczy skrywa za cyberwizorem połączonym bezpośrednio z mózgiem. Jego pomagier to potężnie zbudowany, zamaskowany psychopata. Dziewczyna Bonda ma mroczną tajemnicę i umie sobie poradzić w świecie tajnych operacji. Q tym razem podróżuje zmodyfikowanym autobusem, skrywającym oczywiście całą gamę nowoczesnych gadżetów. Epizodyczny występ zalicza także Felix Leiter, ale jak zwykle zostaje przechytrzony przez swego brytyjskiego kolegę po fachu.

Black Box 002

W Black Box nie ma niczego zaskakującego dla miłośników przygód agenta 007. O ile taki odbiorca może czerpać przyjemność z udanej realizacji schematu strukturalnego, to laik nie znajdzie tu nic dla siebie. Najbardziej rewolucyjne są monologi wewnętrzne Bonda, ale chyba wolałbym, by nie dzielił się on ze mną swymi przemyśleniami – najwyraźniej wzmożona konsumpcja alkoholu czyni twardzielem, ale nie literatem. W historii brak jest oryginalności, gry z czytelnikiem, jak w przypadku serii o Leiterze – Bondzie à rebours. Komputerowy potentat, stający przeciw agentowi, ma ogromny potencjał fabularny – walki powinny toczyć się w wirtualnej rzeczywistości, a bohater mógłby infiltrować konferencję branży IT. A tymczasem o nowych technologiach się zaledwie napomyka.

Black Box 003

Warstwa graficzna autorstwa Raphy Lobosca jest solidna, ale nie nowatorska czy szczególnie dynamiczna – nie ma zapadających w pamięć kadrów. Przyznam jednak, że odważne operowanie plamami czerni wypada całkiem udanie i wolałbym, by całość była monochromatyczna. Komiks jako całość nie wykracza poza bondowską średnią.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: James Bond: Black Box
Wydawnictwo: Dynamite Entertainment
Typ: Komiks
Gatunek: szpiegowski, thriller
Data premiery: 11.10.2017
Scenariusz: Benjamin Percy
Rysunki: Rapha Lobosco
Liczba stron: 177

NASZA OCENA
5/10

Podsumowanie

Plusy:

+ bondowski klimat
+ egzotyczne dekoracje
+ aktualny problem kradzieży informacji

Minusy:
– schematyczna konstrukcja
– niewykorzystany potencjał adwersarza
– niesympatyczny M.
– tępe monologi Bonda

Sending
User Review
0 (0 votes)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Marcin „Martinez” Turkot
Marcin „Martinez” Turkot
Jestem geekiem trzydziestego któregoś poziomu, a także niepoprawnym fanboyem Supermana. W magisterce pisałem o związkach komiksu superbohaterskiego z mitami. W życiu zajmowałem się redagowaniem czasopisma o grach fabularnych i planszowych, tłumaczeniami gier, moderowaniem forów, pisaniem tekstów dla największego polskiego portalu internetowego oraz do "Tygodnika Powszechnego". Obecnie pracuję w reklamie. Uwielbiam komiks, w szczególności frankofoński, oraz animacje wszelakiego rodzaju (może poza anime, na którym się nie znam). Od ponad 20 lat gram w erpegi. Na gry komputerowe nie starcza mi już czasu...
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki