Uwaga: recenzja zawiera spoilery z prologu gry. Co prawda zostały one zdradzone wcześniej przez twórców w formie zwiastunów, ale nie każdy musiał je oglądać.
Końcówka września i październik co roku oznaczają zakończenie okresu posuchy dla graczy i rozpoczęcie sezonu na wyczekiwane gry. W tym roku pierwsze ciosy postanowiło zadać Square Enix, najpierw wypuszczając Shadow of the Tomb Raider, a chwilę później pierwszy odcinek długo wyczekiwanej kontynuacji Life is Strange. Miło mi donieść, że tegoroczny sezon polowań na gry rozpoczyna się obiecująco, bo obie duże gry wydawcy okazały się być udane. Miejmy tylko nadzieję, że ten trend się utrzyma!
Life is Strange 2, podobnie jak wydany kilka miesięcy temu Vampyr, odchodzi od tego, co wydawało się być cechą rozpoznawczą Dontnod: postaci kobiecych. Bohaterami „dwójki” są dwaj bracia Diazowie, kilkunastoletni Sean i dziewięcioletni Daniel. Kontrolę sprawujemy nad tym pierwszym, będącym zwykłym nastolatkiem. Jego największym problemem jest, czy na imprezę zabrać piwo, czy colę albo czy prewencyjnie wziąć ze sobą prezerwatywę. Wszystko zmienia się na kilka dni przed Halloween, kiedy syn rasistowskich sąsiadów naskakuje na Daniela. Prowadzi to do sprzeczki, w wyniku której policjant zabija ojca braci, a sekundę później dochodzi do tajemniczego wybuchu, w którym ginie również rzeczony oficer. Sean, obawiając się, że to i Daniel zostaną obarczeni winą, postanawia uciec i pozostawić za sobą swoje dotychczasowe życie. Wraz z młodszym bratem wyruszają na pieszą wędrówkę po Stanach Zjednoczonych.
„Jedynka” bardzo duży nacisk kładła na motyw mierzenia się z konsekwencjami swoich czynów. Pierwszy odcinek „dwójki” zdaje się wskazywać, że gra będzie bardzo polityczna, co na pewno nie każdemu się spodoba. Bardzo wymowny jest już sam prolog, w którym nieuzbrojony Amerykanin meksykańskiego pochodzenia zostaje zastrzelony przez policjanta na własnym podwórku. Za śmierć policjanta obarczeni zostają oczywiście jego synowie, a ze znajdowanych po drodze gazet wiemy, że wydarzenie to prowadzi do protestów, chociaż nie wiadomo, która strona protestuje. Motywy takie przewijają się przez resztę odcinka. Sąsiedzi Diazów uważają ich za gorszych wyłącznie ze względu na ich pochodzenie, a postać, którą można uznać za czarny charakter tego odcinka, rodzimy Amerykanin z licznej rodziny, z miejsca oskarża ich o kradzież. Mało tego, bije boleśnie i stwierdza, że to przez takich jak oni wznosić trzeba mury na granicach. Oczywiście nie wszystkie postacie są ksenofobami i rasistami, ale to oni w Roads zauważali są najbardziej.
Polityka nie zmienia jednak faktu, że i na mierzenie się z konsekwencjami swoich działań i wchodzenie w dorosłość znalazło się miejsce w Life is Strange 2. Na początku gra informuje, że nasze wybory wpłyną nie tylko na świat wokół nas, ale też na Daniela. Efekty tego widać już w pierwszym odcinku. Jeżeli trochę się go zahartuje, będzie mógł odwrócić uwagę sprzedawczyni w sklepie, umożliwiając Seanowi kradzież. Jeśli zbeszta się go za to, że coś ukradł, wytknie nam, że sami przecież kradliśmy. „Dwójka” zmusza do zdecydowania, czy damy Danielowi wejść sobie na głowę, pozwalając mu na wszystko, czy będziemy mu odmawiać, żeby go zahartować (ale prawdopodobnie też stracić u niego poparcie), czy postaramy jakoś starać się to wyważyć. Co ciekawe, gra na początku pyta nas, czy graliśmy w „jedynkę” i jakie zakończenie wybraliśmy. Konsekwencje tego widać w odcinku, chociaż nie mają one żadnego wpływu na fabułę.
Przenosiny z Unity na Unreal Engine skutkują lepszą oprawą wizualną. Chociaż postacie zachowują charakterystyczny styl z „jedynki”, wyraźnie lepsze są chociażby efekty świetlne czy woda. Pod względem gameplayowym zmian jest niewiele – to w dalszym ciągu przede wszystkim symulator chodzenia i rozmawiania. Teraz jednak podczas rozmów można wykonywać też inne czynności, pojawia się ekwipunek oraz konieczność zarządzania skromnymi funduszami. Nie ma więc rewolucji, ale nikt się raczej tego nie spodziewał, a mechaniki się sprawdzają. Nie zawodzą też voice acting, muzyka (oryginalna i licencjonowana) oraz projekt lokacji. Jedyna wada związana jest z dodatkowymi aktywnościami. Sean, podobnie jak Max, ma duszę artysty. Podczas gdy dziewczyna robiła zdjęcia, chłopak rysuje. Zajęcie odpowiedniego miejsca do rysowania aktywuje mało udaną minigrę, polegającą na nakierowaniu kamery w odpowiednie miejsce, przytrzymaniu A, a potem wywijania lewym analogiem. Czynność trzeba powtórzyć, aż rysunek zostanie skończony.
Ci, którzy grali w Life is Strange, pamiętają zapewne, że pierwszy jej odcinek był istną burzą. Na dzień dobry dostaliśmy morderstwo i moc cofania się w czasie, a do tego menażerię stereotypowych postaci z amerykańskich filmów. W pierwszym odcinku „dwójki” są bodaj trzy mocne sceny, a całość jest dużo bardziej spokojna. Większość odcinka polega na podróży przez lasy stanu Waszyngton i próbach przetrwania w dziczy. To nie jest młodzieżowy dramat z elementami nadprzyrodzonymi, a bardziej kino drogi. Ze względu na obecność dziecka i jego starszego opiekuna, gra może kojarzyć się chociażby z The Walking Dead czy The Last of Us. Niewielka liczba mocnych scen nie wpływa jednak negatywnie na całość jako taką. Mimo schematyczności i stereotypowości (ot, chociażby motyw wilczych braci), to całkiem niezły dramat, wpisujący się w nurt historii o Ameryce Trumpa. A do tego opowieść o wchodzeniu w dorosłość, braterskiej więzi, ale też uprzedzeniach. Nie zawiodłem się i czekam na kolejne odcinki.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Life is Strange 2: Episode 1 – Roads
Platformy: PC / PlayStation 4 / Xbox One
Producent: Dontnod Entertainment
Wydawca: Square Enix
Dystrybutor: Steam
Gatunek: gra przygodowa
Premiera: 27 września 2018