SIEĆ NERDHEIM:

Kuweta pełna dobroci. Recenzja gry karcianej Eksplodujące Kotki – Przepisy na kotastrofę

Szykuje się karciana uczta! | źródło: rebel.pl

Po bardzo pozytywnych emocjach, które towarzyszyły mi podczas rozgrywki w Eksplodujące Kotki w wersji dla dwóch graczy, przyszedł czas na wypróbowanie tej gry w nieco innej odsłonie. Przepisy na kotastrofę przeszły moje najśmielsze oczekiwania, a sposób, w jaki omawiana karcianka została wydana, stanowi prawdziwy rarytas dla miłośników sierściuchowych potyczek, bowiem składa się na nią podstawowy wariant gry oraz wszystkie wydane do tej pory dodatki.

Zacznijmy od początku. Pudełko w dość sporym formacie sugeruje dużą ilość kart. Tak też jest w rzeczywistości. Blisko 121 kartoników to liczba, która zagwarantuje długotrwałą rozgrywkę na wysokim poziomie. Do tego dwie napisane w bardzo przystępny sposób instrukcje wprowadzające nowicjuszy do świata Eksplodujących kotków. Ale jest coś jeszcze. To tytułowe „przepisy”. Wszystkie opatrzone zróżnicowanymi nazwami i rysunkami. A jaka jest ich zawartość? Na każdej ze stron opisano dokładnie, jakie karty i w jakiej ilości należy przygotować do danej rozgrywki. Samych wariantów gry oferowanych przez Przepisy na kotastrofę jest trzynaście. Każdy z nich ma swój własny charakter, oparty głównie na myszkowaniu w talii przeciwnika lub w stosie kart. Oczywiście wszystkie łączy jedno – przegrywa ten, kto wylosuje kartonik Eksplodującego kotka lub Implodującego kotka (w tym przypadku „zgon” gracza nie następuje od razu – wszystko wyjaśniono na karcie i w instrukcji). Każdy, kto miał okazję zagrać w dowolny tytuł z serii, wie, że jest multum kombinacji, aby przetrwać spotkanie z wybuchającym sierściuchem.

Ile tego jest?!

Warianty oferowane przez Przepisy na kotastrofę zostały dobrane tak, aby radość z gry czerpało zarówno dwóch graczy, jak i większe grono. Na kartach „przepisów” umieszczono szczegółowe informacje, jak dostosować ilość kart do danej liczby osób. Ale to nie wszystko…

W pudełku znajduje się dodatkowo 5 pustych kart „przepisów”. Dzięki temu prawdziwi wyjadacze mają możliwość stworzenia własnego oryginalnego pomysłu na kotastrofę! A ponieważ rodzajów kart jest naprawdę sporo, można popuścić wodze fantazji, by stworzyć prawdziwie wybuchową rozgrywkę!

Czy każdy z przepisów jest zjadliwy? No nie do końca. Na całe szczęście tylko jeden proponowany przez twórców system rozgrywki (Strefa zagrożenia – chyba nazwa zobowiązuje)doprowadził mnie i moich graczy do wzruszenia… ramionami. Postępując zgodnie z instrukcją zawartą na karcie, przygotowaliśmy się do rozgrywki. Według treści karty rozegranie partii w gronie 3-5 osób powinno potrwać 10 minut. No niestety… Zajęło nam to zaledwie 180 sekund, przy czym stwierdziliśmy, że może to wina źle przetasowanej talii. Powtórzyliśmy zatem grę, która skończyła się w niespełna 4 minuty. I szczerze… nie była zbyt emocjonująca. Ten przepis nie przypadł nam do gustu, ale kto wie… Może inni gracze będą mieli możliwość delektowania się smakiem opisywanej rozgrywki przez dłuższy czas z nieco większą dawką pozytywnych emocji i wyczuwalnej nuty rywalizacji.

Przykładowy przepis

Z kolei pozostałe warianty gry wyciągnęły z nas wszystko to, do czego przyzwyczaiły już solidne, imprezowe karcianki. Mowa tu oczywiście o dominacji, frustracji (poległych uczestników rozgrywki) czy też nieoczekiwanych zmianach akcji (zdarzały się sytuacje, gdy gracze bez kart w ręce przy odrobinie szczęścia wygrywali poszczególne partie), ale przede wszystkim zagwarantowały nam soczystą porcję dobrej zabawy.

Spośród dostępnych wersji rozgrywek najbardziej do gustu przypadły nam trzy warianty. Tym, który jednogłośnie zdobył tytuł Przepisu Roku na Kotastrofę był Miausochista. Opierał się on głównie na zaglądaniu do stosu głównej talii oraz podbieraniu kart z ręki przeciwnika. Wariant ten rozegraliśmy wielokrotnie i za każdym razem bawiliśmy się doskonale.

Drugą opcją, którą uznaliśmy za megagrywalną, był Sos habaniero. Tu z kolei gracze mają możliwość manipulowania układem kart w talii głównej oraz dokonywania iście spektakularnych zagrań. Ta pikantna rozgrywka ukazała prawdziwe oblicze niektórych osób (żarcik oczywiście!).

Trzecim przepisem uznanym przez nas za interesujący była Czarna dziura. Gracze mają tu do czynienia z Implodującym kotkiem, co nadaje rozgrywce dramatycznego charakteru. Ale o tym trzeba przekonać się samemu.

Temu panu chyba drzazga weszła w dziąsło.

Żeby było jeszcze ciekawiej, do gry dorzucono pewien gadżet. W dodatku trochę niegrzeczny. To kołnierz wstydu znany dobrze niejednemu futrzakowi po wizycie u weta. Ale co to miało na celu? Zapewne wielu z was podczas rozgrywki wieloosobowej słyszało lub samemu zadało pytanie „kto teraz?”. No i właśnie dla takich osób jest specjalne miejsce w piekl… jest przeznaczony ten dodatek. Na kołnierzu umieszczono kierunek przebiegu tur. Czy można się go pozbyć? Oczywiście! Warunek jest jeden: inny gracz musi zadać to samo żenujące pytanie, co ty! Wtedy ta wspaniała biżuteria przechodzi na niego.

Czy to wszystko? No nie! Samo pudełko zawiera sortownik, dzięki któremu można uszeregować karty alfabetycznie, kolorystycznie lub jak tam sobie chcecie! Dzięki temu przygotowanie kolejnych wariantów gry przebiega w szybki sposób.

Ostateczna wersja Eksplodujących kotków to idealna opcja nie tylko dla miłośników kuwetowych sierściuchów. Możliwość wyboru wariantu rozgrywki lub stworzenia własnego unikatowego przepisu sprawiają, że tytuł jest regrywalny, a każda partia wygląda inaczej. Gorąco polecam!

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Eksplodujące Kotki – Przepisy na kotastofę
Zawartość pudełka:
121 kart
13 kart przepisów
5 kart blanków na własne przepisy
sławny „Kołnierz wstydu”
2 instrukcje
Informacje dodatkowe:
Wiek: 12+
Liczba graczy: 2-5
Przewidywany czas gry: 2-15 minut
Wydawca: Rebel

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz „Kisiel” Krzeszowiec
Łukasz „Kisiel” Krzeszowiec
Rocznik ’88. Fan komiksu, dobrej książki i filmu. Lubi posłuchać ostrzejszych brzmień. Swój gust muzyczny przyprawia klasyką oraz muzyką elektroniczną. Nie znosi owijania w bawełnę i jak ognia unika „niepracującej szlachty” czy „absolwentów szkół robienia hałasu”. W wolnych chwilach poluje na prawdziwe pokemony, włócząc się z wędką wzdłuż brzegów Królowej Rzek, zdradzając ją chwilami z innymi ciekami i bajorami. Nieuleczalny fanatyk włoskiego futbolu (wierny kibic Interu Mediolan). Wielbiciel dobrego piwa i whisky. Czasem popełnia recenzje, by innym razem nabazgrolić coś z zupełnie innej beczki. Podczas ostatniego remontu w jego domu, jeden z majstrów stwierdził, że ma nierówno pod sufitem.
Po bardzo pozytywnych emocjach, które towarzyszyły mi podczas rozgrywki w Eksplodujące Kotki w wersji dla dwóch graczy, przyszedł czas na wypróbowanie tej gry w nieco innej odsłonie. Przepisy na kotastrofę przeszły moje najśmielsze oczekiwania, a sposób, w jaki omawiana karcianka została wydana, stanowi prawdziwy...Kuweta pełna dobroci. Recenzja gry karcianej Eksplodujące Kotki - Przepisy na kotastrofę
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki