SIEĆ NERDHEIM:

Niespodziewana droga przez mękę. Recenzja gry Hellblade: Senua’s Sacrifice

Korektayaiez
Hellblade: Senua’s Sacrifice - screen z gry
Hellblade: Senua’s Sacrifice – screen z gry

Motyw szaleństwa eksplorowany jest przez popkulturę na masę różnych sposobów. W przypadku gier wideo, będących wciąż stosunkowo młodym medium, kwestię zaburzeń psychicznych ukazuje się zazwyczaj w jeden sposób. Mianowicie cierpi na nie, w różnej formie, wyłącznie antagonista produkcji. Zabieg ten pomaga w wytłumaczeniu, dlaczego dana postać jest tą złą oraz na pewien sposób zdejmuje z twórców brzemię, by nadać odpowiednie motywacje głównemu złemu, jak również protagoniście, czyli graczom. Wróg jest szalony, więc my jako bohaterowie musimy go powstrzymać. W przypadku omawianego w recenzji Hellblade: Senua’s Sacrifice sprawa ma się zgoła inaczej.

Hellblade: Senua’s Sacrifice - screen z gry
Hellblade: Senua’s Sacrifice – screen z gry

W grze wcielamy się w tytułową, Senue, celtycką wojowniczkę, której wioska została napadnięta przed wikingów. W wyniku walk umiera jej ukochany. Główna bohaterka, nie mogąc pogodzić się ze stratą, postanawia wyruszyć do Helheimu, nordyckiej krainy umarłych, aby ocalić bliskiego jej sercu młodzieńca. Taki opis fabuły Hellblade, chociaż trafny, pozbawiony jest najważniejszego aspektu, jaki sprawia, że prosta i oklepana historia staje się atrakcyjna. Mianowicie Senua cierpi na psychozę. W wyniku zaburzenia psychicznego w jej głowie pojawiają się głosy oraz widzi wszelkiej maści zakrzywienia rzeczywistości.

Studio Ninja Theory, odpowiedzialne za Hellblade, chwali się zresztą współpracą z masą psychologów i ekspertów od zaburzeń psychicznych, jak również z osobami, które cierpiały na schizofrenie. Tutaj trzeba przyznać, że twórcy spisali się na medal. Prezentacja głosów w głowie towarzyszących bohaterce przez cały czas jest imponująca i niezwykle sugestywna. Grając na słuchawkach, ciągle ma się wrażenie, jakby ktoś szeptał graczowi wprost do ucha.

Pochwalić należy również Melinę Juergens, aktorkę podkładającą głos głównej bohaterce. Wypowiadane przez nią kwestie są pełne ładunku emocjonalnego i wraz ze świetnie zaanimowaną twarzą wypadają perfekcyjnie. Z miejsca jest się w stanie uwierzyć w smutek, żal i desperację, które przepełniają Senue. Reszta obsady poradziła sobie zresztą nie gorzej, serwując naprawdę dobre występy głosowe.

Hellblade: Senua’s Sacrifice - screen z gry
Hellblade: Senua’s Sacrifice – screen z gry

Po takim wstępie można by przypuszczać, że reszta recenzji zostanie utrzymana w podobnym tonie, ale niestety. W tym momencie kończą się znaczące plusy Hellblade, a rozpoczynają rzeczy niedopracowane lub zrobione zwyczajnie źle. Jasne, gra studia Ninja Theory nie jest produkcją wysokobudżetową. Sami twórcy mówili o niej jako tytule indie wyglądającym na AAA, ale nie wszystkie jej bolączki da się usprawiedliwić ograniczonymi funduszami.

Chcąc powiedzieć, co tak naprawdę nie wyszło w Hellblade, najprościej napisać: rozgrywka. Cały gameplay polega tutaj na powolnym, nawet jeżeli włącza się tryb biegu, przemierzaniu lokacji, rozwiązywaniu dwóch rodzajów zagadek i pokonywaniu wrogów pojawiających się na skutek skryptów. Chociaż przejście gry zajmuje jedynie 6-8 godzin, to dawno nie wymęczyłem się tak z żadną produkcją.

Hellblade: Senua’s Sacrifice - screen z gry
Hellblade: Senua’s Sacrifice – screen z gry

Trzeba przyznać, że zdecydowana większość lokacji wygląda naprawdę imponująco; począwszy od zrujnowanych wiosek, po lasy czy bagna. Jednak część z nich cierpi z powodu braku pomysłów lub niedopracowania. Pozwolę sobie tutaj wymienić parę przykładów: zaraz na początku rozgrywki gracz musi przebyć dwie korytarzowe plansze, na których końcu znajdują się bossowie. Po drodze rozwiązuje zagadki, otwierając przy tym kolejne wrota. Po stoczonym już finałowym pojedynku okazuje się, że trzeba przebyć raz jeszcze całą wcześniejszą drogę po to, by powrócić do lokacji startowej. Może nie zajmuje to wiele czasu, ale jest irytujące i wydaje się zwyczajnie nieprzemyślane. Tym bardziej że dochodzi do tego dwukrotnie. W Hellblade zdarza się również moment, kiedy przyjdzie graczowi uciekać przed przeciwnikiem w labiryncie korytarzy i jednocześnie odnajdywać runy (o których napiszę zaraz). Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko dopracowano gameplay. Uciekając bowiem Senua, zamiast pochylić się i przejść przez dziurę w ścianie, nie raz zatrzymuje się tuż przed nią i dopiero po chwili wykonuje czynność wyznaczoną duszeniem odpowiedniego przycisku. Również w tym samym labiryncie okazywało się, że główna bohaterka jest ślepa. Stając bowiem naprzeciw wspomnianych run, musiałem często podejść o krok bliżej, bo ich nie zauważała.

Wspomniane w poprzednim akapicie szukanie run jest jedną z dwóch rodzajów zagadek występujących w Hellblade. Ze względu na swoją psychozę Senua widzi wokół siebie różne dziwne kształty. Zadaniem gracza jest odnajdywanie odpowiednio ułożonych przedmiotów lub rzucanych cieni, by swym kształtem przypominały runy blokujące przejścia. Druga z zagadek polega na zniekształcaniu rzeczywistości za pomocą przechodzenia przez specjalne bramy lub korzystania z dużych masek. Połączenie obu mechanik działa przyjemnie i w pewnych momentach zmusza do chwili zastanowienia nad tym, kiedy i jak wykorzystać zmianę w otaczającym bohaterkę świecie. Jednakże tutaj też przeszkadza zwyczajne przedobrzenie w ciągłym znajdowaniu run. Po pierwszych trzech godzinach robi się to irytujące i nie sprawia wcześniejszej przyjemności.

Hellblade: Senua’s Sacrifice - screen z gry
Hellblade: Senua’s Sacrifice – screen z gry

Trzecim i ostatnim aspektem, nad którym mam zamiar się pochylić na trochę dłużej jest walka. Ta nie jest specjalnie trudna. Do dyspozycji mamy zaledwie trzy rodzaje ataków: cios lekki, ciężki oraz kopnięcie. W dodatku możemy parować lub unikać wroga, a raz na jakiś czas uruchamiać specjalną umiejętność, pozwalającą spowolnić czas i zwiększyć zadawane przez Senue obrażenia. Rodzajów wrogów jest cztery (nie licząc bossów) i na każdego z nich można przyjąć inną strategię. Można, bo w przypadku trójki z nich najlepiej sprawdza się taktyka; parowanie w odpowiednim momencie i kontratak. Nie sprawia to, że walka w Hellblade jest jakoś specjalnie zła, lecz z niezrozumiałych dla mnie powodów twórcy zdecydowali, by kamera blokowała się zawsze na przeciwniku przed nami, a próby obrócenia jej trwały wieczność. Nie stanowiłoby to minusa, gdyby nie fakt, że wrogowie pojawiają się czasem tuż za naszymi plecami. Głos w głowie Senui uprzedza nas przed tym, ale sama bohaterka ma często problemy z uniknięciem ataku, gdyż blokuje się na stojącym za nią oponencie.

Hellblade: Senua’s Sacrifice - screen z gry
Hellblade: Senua’s Sacrifice – screen z gry

Żeby jednak nie kończyć tej recenzji negatywnie, pragnę wymienić jeszcze dwa plusy. Może są one niewielkie w skali całej produkcji, ale jednak zasługują na docenienie. Pierwszym jest przedstawienie licznych skandynawskich mitów w formie znajdziek, motywujących do zaglądania w korytarzowych lokacjach do różnych zakamarków, jak również oryginalna interpretacja przez twórców części postaci z nordyckiego panteonu i dostosowanie ich do własnego użytku.

Drugim jest ogólna tematyka Hellblade. Cieszy fakt, że twórcy gier wreszcie odważają się sięgać po coraz trudniejsze i dojrzalsze tematy. Jednocześnie robią to w sposób odpowiedni, czyli pozbawiony chęci wzbudzenia kontrowersji, bo przecież łatwo byłoby zareklamować się hasłem: graj szaloną bohaterką. Zamiast tego korzystają z wiedzy ekspertów i z wyczuciem opowiadają historię kobiety dotkniętej chorobą.

Hellblade: Senua’s Sacrifice - screen z gry
Hellblade: Senua’s Sacrifice – screen z gry

Jak bym w takim razie podsumował Hellblade? Jako grę prawie dobrą. Bo pomimo ciekawego zamysłu i dobrze poprowadzonej fabuły, cierpi na mnóstwo bolączek wynikających z niedopracowania lub przerostu ambicji twórców. Z jednej strony zachwyca oprawą graficzną, ale równocześnie męczy powtarzalnością. Cieszy tym, że nie jest wyłącznie symulatorem chodzenia i zdarza się w niej walka, ale ta szybko okazuje się mało satysfakcjonująca, i irytująca przez niedopracowanie. Mimo wszystko czekam na zapowiedzianą kontynuację, mając szczerą nadzieję, że Ninja Theory w parze z dobrą historią da nam również usprawniony gameplay.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Hellblade: Senua’s Sacrifice
Studio: Ninja Theory
Wydawca: Ninja Theory
Data premiery: 8.08.2017 (PC, PS4), 11.04.2018 (XONE), 11.04.2019 (Switch)
Recenzowany egzemplarz: PC

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Adam "Sumo" Loraj
Adam "Sumo" Loraj
Rocznik '98. Student historii. Sięga w równej mierze po anime, filmy, gry wideo, komiksy i książki. Fan twórczości Hideo Kojimy, Guillerma del Toro i Makoto Shinkaia. Od najmłodszych lat w jego sercu pierwsze miejsce zajmują Pokemony, a zaraz potem Księżniczka Mononoke. Prowadzi i gra w papierowe RPGi, w szczególności w Zew Cthulhu i Warhammera. Za najlepszego światowego muzyka uważa Eltona Johna, a polskiego Jacka Kaczmarskiego. Swoje opowiadania publikował w m.in. magazynach: Biały Kruk, Histeria, Szortal na Wynos lub w antologii Słowiański Horror.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + przedstawienie motywu szaleństwa głównej bohaterki<br /> + grafika jest ładna<br /> + ciekawa i dobrze opowiedziana fabuła</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – powtarzające się i źle zaprojektowane lokacje – mało satysfakcjonująca walka<br /> – niedopracowany gameplay<br /> – nużące etapy przechodzenia od jednej lokacji do drugiej z przerwą na szukanie run</p>Niespodziewana droga przez mękę. Recenzja gry Hellblade: Senua’s Sacrifice
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki