Od dawna upodobałem sobie wielce gatunek gier, jakim są tak zwane interaktywne filmy. Połączenie tych dwóch rodzajów mediów wydaje mi się niezwykle atrakcyjne. Z jednej strony przez cały czas ma się wrażenie oglądania filmu (niekiedy z nieco gwiazdorską obsadą), a z drugiej, jako gracze, jesteśmy w stanie wpłynąć na dalszą fabułę. Pomysł, jaki miał Supermassive Games, żeby stworzyć antologię krótkich horrorowych produkcji, wychodzących w miarę regularnie, wydawał się strzałem w dziesiątkę. Tym bardziej, że studio wyrobiło sobie wcześniej reputację ciepło przyjętym Until Dawn. Jak im się udał cały projekt? Cóż, to nieco skomplikowane.
Na pierwszy sezon składają się gry: Man of Medan (2019), Little Hope (2020), House of Ashes (2021) oraz The Devil in Me (2022). Każda z poszczególnych odsłon nawiązuje do innego, znanego z opowieści grozy motywu. Tak oto w pierwszej części mamy do czynienia z nawiedzonym statkiem, w kolejnej obserwujemy szaleństwo związane z polowaniem na czarownice, w następnej zejście do tajemniczej, starożytnej świątyni, a w ostatniej uwięzienie w domostwie pełnym morderczych pułapek. Tego typu dobór tematów sprawdza się o tyle, że każdy znajdzie coś dla siebie. Jeżeli jest się fanem Carpenterowskiej Mgły, wówczas warto zainteresować się Man of Medan, a w przypadku impulsywnego pochłaniania lovecraftowych opowiadań może cię zainteresować House of Ashes. W przypadku wielbicieli gore zdecydowanie warte polecenia będzie The Devil in Me.
Wszystkie tytuły utrzymane są w konwencji interaktywnego filmu, co nie każdemu może się spodobać. W tego typu grach bowiem aktywnego gameplayu jest jak na lekarstwo. Głównie skupiają się na przemierzaniu akurat sterowaną postacią ciasnych lokacji i podejmowaniu decyzji mających wpływ na losy bohatera. Bo tutaj trzeba zaznaczyć dwie istotne kwestie: we wszystkich odsłonach Dark Pictures przyjdzie nam wcielić się w kilku protagonistów walczących o przetrwanie. Naszym głównym zadaniem podczas przechodzenia tytułów będzie wybranie odpowiednich ścieżek fabularnych, które doprowadzą do uratowania wszystkich postaci lub też do ich śmierci (należy wspomnieć, że zakończeń każdej z produkcji jest wiele). Tutaj właśnie pojawia się główny atut produkcji Supermassive. Dbanie o to, żeby wszyscy bohaterowie danej przygody potrafili angażować i sprawiać, że już po wybraniu opcji, w którą stronę ma potoczyć się dalej fabuła, myślimy nad konsekwencjami. Niestety, wiele w tej materii zależy tak naprawdę od tego, jak zostali napisani protagoniści, a z tym różnie bywa. W moim odczuciu najlepiej wypadają protagoniści House of Ashes, amerykańscy żołnierze, którzy trafiają do gniazda starożytnych bestii. Na samym początku grupa specjalna nie prezentuje się nazbyt pozytywnie, ale na szczęście szybko sytuacja się znacząco poprawia.
Jeżeli jesteśmy już przy bohaterach, warto wspomnieć, że twórcy postarali się, żeby w każdej części pojawiła się przynajmniej jedna gwiazda – mniej lub bardziej znany aktor lub kojarzona aktorka. I tak oto w poszczególnych tytułach możemy zobaczyć twarze: Shawna Ashmore’a, Willa Poultera, Ashley Tisdale lub Jessie Buckley. Reszta obsady przetacza się przez poszczególne produkcje jako mniej lub bardziej istotne postaci. Jak wypadają ich występy? Co prawda, można mieć pewne zastrzeżenia co do mimiki twarzy lub zastosowanej tonacji głosu, ale całościowo wypadają przyzwoicie. Dużo większym problemem jest strona techniczna.
Ze względu na fakt, że wszystkie odsłony wychodziły na przestrzeni czterech lat, oczywistym wydawało się zakładać, że będą się one nieco różnić od strony technicznej. I jeżeli jeszcze widać wyraźną poprawę między Man of Medan a Little Hope, tak niestety w późniejszych częściach trudno dostrzec w miarę podobny poziom, widać za to wyraźny regres. Ten dotyka w szczególności ostatnią odsłonę cyklu. The Devil in Me jest bowiem naszpikowane wszelkiego rodzaju błędami, problemami z animacjami, jak również – w mojej ocenie – jest ona najbrzydszą odsłoną cyklu (biorąc pod uwagę rok wydania i zdobyte przez studio doświadczenie). Widać, że twórców zjadło tempo wydawanych produkcji i brakło im czasu na dopracowanie tytułu. A szkoda, bo akurat gra inspirowana historią H. H. Holmesa wzbudziła we mnie największe zainteresowanie.
Różnie wypadają także fabuły. W zdecydowanej większości oparte są one na jednym, ewentualnie dwóch pomysłach i wszystko kręci się wokół nich. Jeżeli jeszcze w przypadku House of Ashes i The Devil in Me historie są wciągające, wystarczająco rozbudowane, tak nie można tego powiedzieć o Man of Medan, gdzie opowieść się wlecze i nie gwarantuje żadnych znaczących zwrotów akcji. Poza oboma zbiorami pozostawiłem Little Hope, bo z nim mam największy problem. Z początku bowiem historia o grupce uczniów, która dostrzega przebłyski z przeszłości dotyczące polowania na czarownice, jest wciągająca i naprawdę angażuje, to im dalej w las, tym było gorzej, aż do niezwykle rozczarowującego finału.
Ciekawym motywem przewijającym się przez wszystkie części jest postać Kuratora, któremu twarzy użyczył Tony Pankhurst, a głosu Pip Torrens. Ten tajemniczy mężczyzna, ubrany za każdym razem w stylowy smoking niczym Rod Serling w Strefie mroku, wprowadza nas w kolejne opowieści. Oprócz tego dwa, trzy razy na grę w przerwach na odetchnięcie proponuje nam małe podpowiedzi do dalszej części fabuły.
Pierwszy sezon Dark Pictures nie uniknął problemu dotyczącego większości antologii, czyli nierównego poziomu. Niestety ze względu na zaledwie cztery epizody nie udało się twórcom dostarczyć perełki, tytułu mogącego uchodzić za niemal doskonały. Nie zmienia to faktu, że zaserwowane historie mają swoje momenty i z pewnością dają się zapamiętać. Jeżeli więc lubicie klasyczne opowieści grozy, a w dodatku nie skreślacie gry tylko dlatego, że reprezentuje gatunek filmów interaktywnych, to warto dać szansę i zagrać w co najmniej jedną z opisanych powyżej odsłon.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Dark Pictures Anthology: Season one
Wydawca: Namco Bandai
Producent: Supermassive Games
Platformy: PC, PS4, PS5, XONE, XSX
Gatunek: horror, interaktywny film
Data premiery: 18.11.2022
Recenzowany egzemplarz: PS5