Oto doczekaliśmy się premiery Thora: Ragnaroku – kolejnego filmu ze stajni Marvela. Tym razem reżyserię powierzono Taice Waititiemu. Mówi się, że Waititi dostał niemalże wolną rękę jeśli chodzi o wizję tego, co w Ragnaroku miało się znaleźć. MCU postawiło jeden warunek: ma być zgodnie z uniwersum, reszta ma się po prostu sprzedać. Całość może dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że przy produkcji innych filmów kolejni reżyserowie byli zmuszeni do rozwiązania współpracy ze względu na creative differences (w skrócie: wizja reżysera nie zgadzała się z wizją studia, więc dziękowano mu za współpracę). Najwidoczniej studio nauczyło się na błędach albo Waititi w jakiś sposób ich do siebie przekonał. Co ciekawe, reżyser zajmował się wcześniej dziełami głównie komediowymi, a Thor: Ragnarok jest jego blockbusterowym debiutem.
Ale za to jakim dobrym!
Oto następuje ragnarök, mityczna zagłada Asgardu. To mściwa Hela, siostra Thora i Lokiego (tak, tak, wiemy nie od dziś, że Marvel lubi wybierać z mitologii to, co mu się podoba) i bogini śmierci w jednym, postanawia się zemścić. Odyn nie jest już tak silny jak kiedyś i nie potrafi dłużej przeciwstawiać się swojej żądnej władzy oraz rozlewu krwi córce. Hela, niemal zupełnie zapomniana przez społeczność Asgardu, ujawnia niechlubną historię – swoją i Odyna. Potem oczywiście przejmuje władzę. Niestety, ani Thor, ani Loki nie potrafią jej w tym przeszkodzić. Mjölnir przepada. Później, gdy bogini śmierci jest pewna, że zgładziła przeciwników, bracia planują, jak odzyskać utracony tron.
Łatwo nie jest, bo Thor stracił młot, a dodatkowo utknęli z Lokim na Sakaarze – dziwnej, wrogiej planecie-śmietniku. Jeśli raz się na niej znalazłeś, nie możesz jej opuścić. Mało tego, Thor musi zmierzyć się z Hulkiem. Jak ten zielony potwór się tam znalazł? Co z Bannerem? To wszystko film spróbuje rozwikłać. A! Jeśli myśleliście, że współpraca z Lokim przebiegnie bezproblemowo (nie oszukujmy się, wcale tak nie myśleliście!), będziecie miło zaskoczeni. Zarówno tym, co bóg kłamstwa planuje, oraz tym, jak została poprowadzona jego postać.
Mamy też walkirię, choć tych we wcześniejszych filmach trudno uświadczyć. Skąd wzięła się na Sakaarze? Dlaczego chce odrzucić swoją przeszłość i czemu woli być złomiarzem na planecie-śmietniku, zamiast wrócić na Asgard? Odpowiedzi mogą nie być aż tak oczywiste, jak się wydaje.
Oprawa Thora: Ragnaroku przywodzi na myśl podróż w czasie do lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Usłyszymy tu więc stare, dobre Led Zeppelin (ale to widzieliście już w zwiastunie!) oraz sporo elektroniki, a momentami przeniesiecie się do kolorowych, kiczowatych scenerii, które jednak wpasowują się w ten film nadspodziewanie dobrze. Pojawia się również kilka całkiem ładnych, estetycznych ujęć, choć podczas sceny z Hopkinsem na Midgardzie można dopatrzeć się odrobiny zielonej poświaty pozostałej po blue boksie, co w tak wysokobudżetowym filmie nie powinno mieć miejsca. Jest tego jednak na tyle mało, że można przymknąć oko, tym bardziej, że reszta CGI naprawdę daje radę i nie przytłacza.
Waititi w swej wizji filmu odchodzi również od sztampowego, mało śmiesznego humoru tak bardzo charakterystycznego dla filmów ze stajni Marvela. Humor jest prosty, w jednym momencie może szaletowy, ale nie jest prostacki czy po prostu głupi. To fajne zagranie niezręcznościami, kilkoma żartami sytuacyjnymi czy nawet niezdarnością bohaterów – a ta na planie wygląda na tyle realistycznie, że łatwo uwierzyć w tę ich nieporadność, co natychmiast wywołuje uśmiech. Jest też kilka całkiem sympatycznych postaci typu comic relief, nie są one jednak denerwujące czy nachalne. W rolę jednej z takich postaci wciela się nawet sam reżyser – nie użycza jej jednak twarzy, a jedynie głosu, co samo w sobie wydaje się ciekawym zabiegiem. Inną fajną postacią komediową jest Arcymistrz, w którego wciela się znakomity w tej roli Jeff Goldblum, robiąc świetne show. Swoją drogą – show częściowo improwizowane, co wyszło tylko na plus! Ciekawą postacią komediową jest również Hulk, w uroczy sposób łaknący atencji i odrobiny przyjaźni.
Pomiędzy aktorami czuć chemię. W Ragnaroku odchodzi się od standardowego prowadzenia fabuły komiksowej superprodukcji. Co prawda rozwałki jest sporo i wszystko oczywiście kończy się efektownymi wybuchami oraz wielką bitwą, a film początkowo troszeczkę wolno się rozwija, ale wszystko idealnie się spaja. Fabuła, choć niezbyt skomplikowana, nie jest też całkiem naiwna. Na takie produkcje nie chodzi się, żeby przeżywać duchowe katharsis, więc nawet tego od nowego Thora nie oczekiwałam, dzięki czemu miło się zaskoczyłam. W filmie dzieje się dużo i szybko, ale to nie przeszkadza w jego odbiorze. Aktorzy świetnie radzą sobie z prowadzeniem widza przez fabułę i nie ma się tego nieprzyjemnego uczucia, że czegoś zabrakło. To, co z początku mogło wydawać się pustym zapychaczem, okazuje się mieć swoją rolę i konkretne miejsce w akcji całego filmu.
Jeśli chodzi o minusy tego, co dało się zobaczyć na ekranie, jest to Hela. Jako główny antagonista miała ogromny potencjał i w ogólnym rozrachunku była całkiem ciekawie prowadzona. Problem polega na tym, że jak na tak istotną postać, dostała niesamowicie mało czasu ekranowego – co niestety może być po prostu przypadłością filmów Marvela. Jej przeszłość zarysowana jest nad wyraz skąpo, podobnie rzecz ma się z samym jej wprowadzeniem. To, w jaki sposób robi to Odyn, jest, delikatnie mówiąc, żenujące. Więcej czasu na ekranie dostał nawet Loki, który, choć jest postacią ważną, zdecydowanie aż tyle go nie potrzebował. To ciekawe, biorąc pod uwagę, że już przy wcześniejszych produkcjach mówiło się o tym, że z Lokiego należy zrezygnować, ponieważ widzowie są już tą postacią znudzeni. Czy w takim razie tak spora jego rola w Ragnaroku to fanserwis dla wąskiej grupy odbiorców? Być może. W każdym razie, wygląda na to, że Hela trafiła tam, gdzie większość Marvelowskich złoczyńców – na śmietnik. Ot, wykorzystano jej postać w jednym filmie, żeby natychmiast o niej zapomnieć.
Nie spodobała mi się również w tej produkcji postać Odyna. Oczywiście sam Hopkins gra świetnie i po prostu przyjemnie się go ogląda. Niestety, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Waititi nie miał pomysłu, jak rozwiązać całą tę sprawę w odpowiednio krótkim czasie – bo przecież w filmie goni czas, a są ważniejsze rzeczy do pokazania – dlatego całość wygląda trochę tak, jakby Odyn stwierdził: „no, radźta se, ja spadam”. I tyle. Trochę szkoda, że wątek został potraktowany nieco po macoszemu, ale z drugiej strony tak w zasadzie nie wiadomo, jak można by to rozsupłać inaczej.
Ostatecznie całość prezentuje się całkiem przyzwoicie. Niedobory Heli rekompensują nam inne, ciekawe wydarzenia i wartka akcja. Sprawa Odyna jest zaś na tyle krótka, że dość szybko wypiera się ją z głowy w trakcie seansu. Film jest takim must see każdego fana Marvela i fantastycznych blockbusterów ogólnie, ale osoby spoza fandomu również będą się świetnie bawić. Thor: Ragnarok jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym w ogóle, filmów Marvela. W moim odczuciu bije na głowę nawet Zimowego Żołnierza i pokuszę się o stwierdzenie, że jest zabawniejszy od Strażników Galaktyki (jednych i drugich). Być może studio poszło tropem DC Comics, które spróbowało zaufać dobrym reżyserom.
A może w końcu wkroczyliśmy w erę, w której komiksowe superwidowiska staną się naprawdę dobre.
Szczegóły:
Reżyser: Taika Waititi
Scenariusz: Craig Kyle, Christopher Yost, Eric Pearson
Gatunek: Fantasy/Przygodowy
Produkcja: USA
Premiera: 25 października 2017 (Polska), 10 października 2017 (świat)
Główne role: Chris Hemsworth, Tom Hiddleston, Cate Blanchett, Idris Elba, Jeff Goldblum, Tessa Thompson
Podsumowanie
Plusy:
+ jak na Marvelowski blockbuster – niezła fabuła
+ ciekawa stylistyka
+ prosty, sympatyczny, niewymuszony humor i nieirytujące postacie komediowe
+ różniąca się od innych superprodukcji ścieżka dźwiękowa
+ trochę ładnych ujęć
+ płynna, niemęcząca widza akcja
+ dobrze rozplanowani i zagrani bohaterowie
+ postać Arcymistrza
Minusy:
– Hela dostała zdecydowanie za mało czasu ekranowego
– potraktowany po macoszemu Odyn
– widoczna poświata po blue boksie
Kawał dobrego kina! Na tyle dobrego, że chyba podejdę do tego filmu drugi raz! I jeszcze Matt Damon w początkowych kadrach… xD
Ja to w ogóle na początku nie zczaiłam, że to Matt. xDDDD
Jeden z moich ulubionych, choć nielicznych dobrych filmów o superbohaterach. Dobry humor, rozbudowane dialogi i bez „rajtuzowych” gadek sprawiedliwości. Akcja, humor, momenty refleksji. Film naprawdę udany.