Jurkir: Muszę przyznać, że może krótko, ale mocno czekałem na ten film. Bynajmniej nie dlatego, że to horror – gatunek, który – jak dobrze wiecie – uwielbiam, ale ze względu na postać reżysera. Twórczość Alexa Garlanda budzi we mnie pełną rozpiętość uczuć. Najpierw obejrzałem Anihilację, do której mam dosyć ambiwalentny stosunek – rasowe 6/10, które ani mrozi, ani grzeje. Potem, o zgrozo, przyszedł czas na Devs. Nienawidzę tego serialu. Chyba nigdy nie widziałem tak gigantycznej, patetycznej, nadętej, egocentrycznej, technokratycznej papki. Jako że zaintrygowały mnie trailery i decyzja o seansie recenzowanej produkcji była pewna, to nadszedł czas nadrobić chyba najlepiej jego oceniany film, czyli Ex Machina i ona mnie z kolei zachwyciła. W związku z tym możecie sobie wyobrazić moją ciekawość odnośnie nowego tworu. Tak się złożyło, że nie byłem jedynym z redakcji, który udał się na pokaz przedpremierowy. W próbie przedstawienia zobaczonego szaleństwa będzie pomagał mi redaktor Ponton.
O fabule w zasadzie nie ma się co za dużo rozpisywać, bo wszystko, co powinniście wiedzieć jest w trailerze, a cała reszta to już tak czyste i ogromne szaleństwo, że nawet gdybym chciał, to nie potrafiłbym wytłumaczyć, co tam się właściwie działo. Po śmierci męża kobieta wybiera się na odpoczynek na wieś. Już po pierwszym spacerze sielska okolica zmienia się w miejsce z koszmaru. Osobliwi mieszkańcy, prześladowca i zjawiska paranormalne. Mniej więcej do połowy, może trochę dalej, budowany jest klimat napięcia bazujący na horrorze psychologicznym, a później zaczyna się szaleństwo podobnie okraszone psychologicznymi aspektami.
Ponton: Zgadza się, o fabule lepiej wiedzieć tyle co nic – no może warto zaznaczyć fakt, że Rory Kinnear występuje tutaj aż w ośmiu wcieleniach. I ten aspekt intrygował mnie już podczas oglądania zwiastunów – co ten Gerland ma na myśli i na cholerę ich tyle natłukł. Trudno również napisać rzetelną recenzję bez spoilerów, bo tutaj każdy element ma znaczenie, ale na pierwszy plan wysuwają się właśnie wcielenia Rory’ego. Myślę, że pod koniec tekstu uchylimy rąbka tajemnicy, a póki co musicie jedynie wiedzieć, że to sprawnie zrealizowana hybryda gatunkowa, gdzie dramat zmienia się w thriller i finalnie transformuje w horror. I faktycznie, na początku jest spokojnie, nawet lekko humorystycznie (żarcik z pubem), ale od momentu pewnego echa reżyser stopniuje napięcie do takiego poziomu, że nawet spadające z drzewa jabłka stają się przerażające. I nie wiadomo czego lub kogo spodziewać się za rogiem.
Jurkir: Cóż, jak to już kolega wspomniał, Kinnear gra tu świetnie, ale nie można nic ująć odtwórczyni głównej roli, czyli Jessie Buckley. Jakimś cudem poznałem ją dopiero w Córce, gdzie zagrała po prostu fenomenalnie. Problem polegał na tym, że tamten film był mocno średni, żeby nie powiedzieć słaby w mojej opinii. Tu jest inaczej, a co za tym idzie jej występ wybrzmiewa dużo, dużo mocniej. Wróćmy jeszcze na moment do Rory’ego. Jedną z postaci, w które się wciela, jest pewien… młodzieniec? Nie wiem, jak to lepiej określić – bez znaczenia. Chodzi o to, że twarz została ewidentnie wklejona na inne ciało i po prostu źle wygląda, wręcz nienaturalnie i sztucznie. Ciężko mi uwierzyć, że to spartolona robota, a nie celowy zabieg artystyczny, bo w innych momentach efekty specjalne robią naprawdę ogromne wrażenie, ale do tego pewnie wrócimy jeszcze później.
Ponton: Jessie Buckley to jedna z ciekawszych aktorek, powiedzmy że młodego pokolenia. Świetna w Chyba pora z tym skończyć, Tabu, wspomnianej przez Ciebie Córce (a film spoko, więc tyle mam do powiedzenia :)), ale faktycznie tutaj daje popis aktorski. Potrafi zarówno i słodko się uśmiechnąć, i krzyknąć, jak i wykorzystać swój warsztat aktorski tak, że widać traumę w samych jej oczach. Rory Kinnear, którego poznałem w Domu grozy i Roku za rokiem, strzela tu swoją życiówkę, wykorzystując aktorski potencjał w ośmiu zupełnie odmiennych obliczach. Co do wspomnianej przez Ciebie młodej wersji, nie mam z tym problemu, może i nie jest to światowy poziom CGI, ale nie kłuł w oczy jak na przykład Księżniczka Leia w Łotrze 1. Poruszając już ten aspekt, myślę, że możemy płynnie się odnieść do poziomu audiowizualnego filmu.
Jurkir: Ogólnie produkcja stoi na bardzo wysokim poziomie, jeżeli chodzi o warsztat artystyczny. Świetnie dobrane lokacje, praca kamery, pojedyncze kreatywne ujęcia, szerokie wiejskie kadry, a do tego wszystko okraszone fenomenalną muzyką. Każdy z elementów bardzo mocno wpływał na budowę klimatu i nastroju. W pewnym momencie pokazano, jak bohaterka podążą pewną ścieżką, która z idyllicznej szybko przechodzi w przerażającą. Jeśli chodzi o muzykę, to i tutaj jest zabawa: wykorzystanie motywów pieśni religijnych czy dźwięków, które z początku nic nie znaczą, ale potem… Zdecydowanie z wielu pozytywnych aspektów tego filmu część audio stoi na najwyższym poziomie. Będę mocno rozczarowany, jeśli nie zobaczę nominacji oscarowej dla Bena Salisbury’ego i Geoffa Barrowa. Teraz widzę, że obaj Panowie zazwyczaj pracują razem i wśród ich produkcji są Ex Machina, Annihilation, Devs (sam serial krytykowałem za fabułę, ale oprawa wizualna była bardzo dobra), Hannah, Archive 81; wiecie, nie ma przypadków, są tylko znaki.
Ponton: Oj tak, znaków tu jest całkiem sporo. Gerland akcentuje zmianę gatunków w perfekcyjny sposób, wykorzystując wiele elementów świata przedstawionego. Z całą pewnością widziałem najbardziej przerażające spadające jabłka i raczej nie wpadnę na pomysł, aby bawić się w echo w tunelu, bo to może zwiastować pojawienie się dziwnego, nagiego typa. Muzyka robi robotę, a w połączeniu ze świetnymi zdjęciami, które sukcesywnie potęgują zagrożenie, sprawia, że mamy do czynienia z idealnym miksem, przy którym moje zmysły eksplodują pod sufit. Kiedy wjeżdża trzeci akt, zmieniając formę, już zupełnie chyliłem czoła za kreatywność i sprawne wykorzystanie różnych makabresek, deformacji postaci jako finalnych przepracowań traumy, co serwuje totalny body horror, którego sam Cronenberg by się nie powstydził. Wygląda to tak, że Alex to, co miał w głowie, prezentuje na ekranie, nie przejmując się tym, że krwawa matrioszka to zbyt grube odniesienie. Bohaterka cierpi, ale ucierpieć mogą również osoby wrażliwsze, bo faktycznie – po prostu jest grubo. Przez cały seans wiadomo, co chce reżyser przekazać – nie trzeba być mistrzem dedukcji, aby domyślić się, że chodzi o toksyczną męskość. Tytuł wcale, ale to wcale nas na to nie naprowadza. Myślę, że to też jest moment, kiedy możemy porozmawiać o warstwie scenariusza. Bez spojlerów to nieco czcze gadanie, a ja mam mały problem z tym filmem – przede wszystkim jeśli chodzi o pojmowanie świata przez Harper.
Od tego miejsca zaczyna się część spoilerowa, czytasz na własną odpowiedzialność.
Jurkir: Jak widzicie, mimo że może nie jesteśmy zachwyceni tym filmem i mamy do niego pewne uwagi (głównie w kwestii scenariusza), to jednakowoż zgodnie uważamy, że to seans obowiązkowy, bo gdy coś wypada w nim dobrze, to na mistrzowskim poziomie. Fabuła daje też spore pole interpretacyjne, które zmusza widza do myślenia, a to zawsze jest lepsze niż wyłożenie wszystkiego na tacy. Zdajemy sobie jednak sprawę, że niestety przez drażliwe tematy to nie jest produkcja dla każdego. W pewnym sensie mogą się zdziwić też fani twórczości Garlanda, którego kolejne tytuły były od siebie brutalniejsze, ale tu bardzo podwyższył poprzeczkę. Jak powiedział Ponton – to jedna z ciekawszych pozycji, jakie widział w ostatnim czasie i trudno mi samemu wyrazić się na jej temat inaczej.
Tytuł: Men
Wydawca: M2
Producent: A24/DNA Films
Reżyser: Alex Garland
Scenarzysta: Alex Garland
Gatunek: Horror
Data premiery: 03.06.2022
Obsada: Jessie Buckley, Rory Kinnear