SIEĆ NERDHEIM:

„BJ” Blazkowicz kontra wampiry – recenzja filmu Iron Nazi Vampir: Das Geheimnis von Schloß Kottlitz

    Der goldene Nazivampir von Absam 2 – Das Geheimnis von Schloß Kottlitz 1

Któż z nas nie zna kapitana Williama „BJ-a” Blazkowicza, który od ponad dwudziestu lat toczy zażarte boje z nazistami, a chociaż zawsze ich pokonuje, ci ciągle wychodzą z jakąś nową inicjatywą, która ma przechylić szalę zwycięstwa w II wojnie światowej na ich stronę? Agent Biura Tajnych Operacji (ang. OSA) stał się jedną z ikon gier komputerowych, a chociaż Amerykanie blisko dziesięć lat temu wykupili prawa do zrealizowania filmu opartego na grach z serii Wolfenstein, to jednak nie zanosi się na to, żeby takowy prędko miał trafić do kin. W sukurs przychodzą Niemcy, którzy w 2008 roku zrealizowali krótkometrażową parodię przygód Blazkowicza o wdzięcznej nazwie Der goldene Nazivampir von Absam 2 – Das Geheimnis von Schloß Kottlitz (Złoty nazistowski wampir z Absam 2: Tajemnica zamku Kottliz). Fani filmów klasy B zapewne czują podniecenie na samą myśl o typowym dla tego rodzaju kina tytule – długim, głupim i z cyfrą sugerującą kontynuację, chociaż tak naprawdę nigdy nie powstała część pierwsza. Dla Waszego i swojego zdrowia psychicznego w tekście korzystał będę jednak z tytułu, pod jakim film w późniejszym czasie wydany został na Blu-ray: Iron Nazi Vampir.

Podobnie jak w grach z serii Wolfenstein, tak i w filmie naziści parają się badaniami paranormalnymi, chcąc opracować kolejną wunderwaffe, która pozwoli ich Rzeszy zapanować nad światem, trwać tysiąc lat i temu tam podobne hitlerowskie bajania. Także i tutaj ich przeciwnikami jest amerykańska agencja, w której działa komórka do spraw nadprzyrodzonych. Kiedy Amerykanie dowiadują się, że w zamku Kottlitz niedaleko Innsbrucka obergruppenführer i generał Waffen-SS Otto von Grimm prowadzi eksperymenty nad wampirami, wysyła tam z tajną misją Williama Blazkowicza. Nie żeby mieli jakiś inny wybór – po prostu wszyscy inni agenci albo zginęli, albo, w najlepszym razie, są hospitalizowani…

    Der goldene Nazivampir von Absam 2 – Das Geheimnis von Schloß Kottlitz 2

Iron Nazi Vampir stanowi parodię Wolfenstein, ale na swój sposób można uznać go również za coś w rodzaju adaptacji. A to ze względu na fakt, że twórcy filmu porozumieli się z id Software, które udzieliło im pozwolenia na wykorzystanie motywów ze swoich gier. Co prawda ani razu nie pada nazwa „Wolfenstein”, a nazwa OSA zmieniona została na OSS, tym niemniej motyw samej agencji, jej komórki do spraw nadprzyrodzonych, nazistów prowadzących eksperymenty nad takowymi czy postać Blazkowicza zaczerpnięte zostały wprost z twórczości Amerykanów. Chociaż może nie do końca, bo filmowy Blazko w niczym nie przypomina swojego growego odpowiednika, wyrzynającego przebrzydłych nazistów w hurtowych ilościach. BJ nie jest tutaj twardym żołnierzem, a wymoczkiem w okularach i nieudacznikiem, które całe życie pracował za biurkiem, zaś jego kwalifikacjami do komórki ds. paranormalnych jest znajomość kuglarskich sztuczek. Nigdy nie był na froncie, jest nieporadny, a jeżeli coś mu się udaje, to z reguły dlatego, że ma po prostu szczęście, a nie umiejętności. Może trochę obraża to tę legendarną postać, ale trudno tego Blazkowicza nie polubić, tak jak trudno nie polubić chociażby Johnny’ego Englisha czy Austina Powersa. Sam scenariusz filmu nabija się także z fabuł Wolfensteinów, a chociaż daleko mu do wybitnego, twórcom udało się w tych czterdziestu minutach zawrzeć w miarę sensowną historyjkę, będącą pretekstem do szeregu żarcików.

    Der goldene Nazivampir von Absam 2 – Das Geheimnis von Schloß Kottlitz 2

Ponieważ za film odpowiadali Niemcy, obawiałem się trochę, jak to będzie z humorem, bo jednak niemiecki dowcip – może nie licząc tego zabójczego z Latającego cyrku Monty Pythona – mało kiedy mnie bawi. Na szczęście całość okazała się w miarę zabawna, nawet jeżeli spora część żartów obraca się wokół defekacji, oddawania moczu czy puszczania gazów. Tym niemniej widok Blazkowicza przemierzającego zamek i straszącego wampiry krucyfiksem zrobionym z kiełbas to rzecz bezcenna. No i warto docenić tę ironię, że film stworzyli właśnie Niemcy. Seria Wolfenstein była u nich zakazana ze względu treści nawiązujące do nazizmu, które w Niemczech nie mogą znajdować się na zabawkach (a tamtejsze prawo traktuje gry jako zabawki), oficjalnie zadebiutowała u sąsiadów zza zachodniej granicy dopiero w 2014 roku za sprawą ocenzurowanego The New Order, a mimo wszystko pierwszy film na motywach serii stworzono właśnie tam.

Iron Nazi Vampir stworzony został przez studentów monachijskiej Hochschule für Fernsehen und Film (Wyższej Szkoły Telewizyjnej i Filmowej), a jego budżet wyniósł – o ile dobrze zrozumiałem – osiemset euro za minutę, co oznaczałoby, że całość zamknęła się więc w kwocie około trzydziestu pięciu tysięcy euro. Myślałem, że z tego względu bardzo zauważalna i doskwierająca będzie budżetowość, ale na szczęście pomyliłem się. Co prawda widać jak na dłoni, że film nie miał wielkiego budżetu, co da się zauważyć przede wszystkim w scenach wykorzystujących trochę kulejące efekty komputerowe, ale mimo wszystko jak na tego typu produkcję jakość jest zadowalająca. Aktorzy grają nieźle, scenografie i zdjęcia są dość klimatyczne, podobnie zresztą jak muzyka, która starała się oddawać ducha growych oryginałów. Jeśli wziąć pod uwagę, że całość powstała osiem lat temu i to za niewielkie pieniądze, to oprawie naprawdę trudno coś temu filmowi zarzucić. Ba, twórcom udało się nawet zatrudnić kilku znanych – przynajmniej w Niemczech – aktorów, jak chociażby komika Olivera Kalkofego czy Santiaga Ziesmera. Ten drugi jest szczególnie interesujący, jego głosem przemawia bowiem SpongeBob Kanciastoporty w niemieckiej wersji serialu, a w Iron Nazi Vampir Ziesmer pojawia się jako… głos SpongeBoba.

    Der goldene Nazivampir von Absam 2 – Das Geheimnis von Schloß Kottlitz 3

Iron Nazi Vampir jest całkiem niezłym pastiszem, zręcznie łączącym w sobie elementy znane z gier komputerowych i komedię. Osobiście jestem miłośnikiem kina klasy B i z radością pochłaniam różne produkcje, które dla innych są po prostu nieoglądalne. Stąd też film oceniam stosunkowo wysoko – jeżeli nie przepadasz za tego typu kinem, dla bezpieczeństwa możesz obniżyć finalną ocenę do 4/10. Tym niemniej, wziąwszy pod uwagę, że film trwa zaledwie czterdzieści minut (plus napisy), nieśmiało sugeruję, żeby zaryzykować i dać mu szansę – a nuż będziesz bawił się przy nim tak samo dobrze, jak ja?

Nasza ocena
7.5/10

Podsumowanie

Plusy
+ sprawna realizacja (jak na film niskobudżetowy)
+ niezłe aktorstwo
+ dobra parodia Wolfenstein
+ z reguły humor, ale…

Minusy
– trochę za dużo tu żartów fekalnych

Sending
User Review
4 (1 vote)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Furu Art
7 lat temu

Bardzo przyjemna recenzja, nie wiem co twórcy parodii mają z tymi fekaliami i odchodami, ale bardzo lubią je wrzucać gdzie tylko się da, czy to odgłosy pierdzenia, bekania czy inne tego typu. Nie mniej obejrzałbym 🙂 Pozdrawiam, Furu.

Jacek „Pottero” Stankiewicz
Jacek „Pottero” Stankiewiczhttps://swiatthedas.wordpress.com/
Jak przystało na reprezentanta rocznika 1987, jestem zgrzybiałym dziadziusiem, który doskonale pamięta szczękopady, jakie wywoływały pierwsze kontakty z „Doomem”, a potem z „Quakiem” i „Unreal Tournament”. Zapalony gracz z ponaddwudziestopięcioletnim doświadczeniem, z uwielbieniem pochłaniający przede wszystkim gry akcji, shootery i niektóre RPG. Namiętny oglądacz filmów i seriali, miłośnik Tarantina, Moodyssona i Tromy, w wolnej chwili pochłaniacz książek i słuchowisk, interesujący się wszystkim, co wyda mu się warte uwagi. Dla rozrywki publikujący gdzie się da, w tym m.in. czy w czasopismach branżowych. Administrator Dragon Age Polskiej Wiki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki