SIEĆ NERDHEIM:

Czyściec z innego świata. Recenzja filmu Anihilacja

Pierwszy rzut oka na Anihilację wywołuje ogrom skojarzeń. Niezwykły ekosystem, do którego trafia główna bohaterka, przywodzi na myśl opowiadanie Lovecrafta, serial Zaginiony Świat, sfeminizowanego Predatora czy nawet stalkerowską Zonę. Głębiej film Garlanda skrywa jeszcze więcej elementów. Żadnego nie realizuje w pełni, raczej na pół gwizdka. Jednocześnie rozczarowuje, jak i tworzy niekompletną, niedopowiedzianą historię pozostającą w zawieszeniu. Cóż, każdy ma takie katharsis, na jakie zasłużył.

Lena jest biologiem i wykładowcą na uniwersytecie, a na swoim koncie ma kilka lat służby wojskowej. Nie wygląda jednak niczym nieślubne dziecko Lary Croft i Sylvestra Stallone’a. Jej dni przepełnione są smutkiem, żalem i tęsknotą za przedwcześnie zgasłym mężem. Małżonek, który przed rokiem wyruszył z tajną wojskową misją i na którym postanowiono już krzyżyk, niespodziewanie powraca do domu. Jest jednak zaledwie powłoką mężczyzny żyjącego we wspomnieniach Leny. Cierpi na skrajny przypadek wszystkomijednoizmu, a ochoty do życia ma w sobie tyle, co para wojskowych butów. Gdziekolwiek był, coś złego go połknęło, przemieliło, pozbawiło uczuć i wypluło. Bohaterka decyduje udać się tam, skąd powrócił. Jakaś jej cząstka czuje bowiem, że jest mu to winna. Tajemnica męża prowadzi ją do Strefy X.

Na podobieństwo Ewolucji z Davidem Duchovnym czy opowiadania Lovecrafta Kolory nie z tego świata wszystkie problemy zaczęły się od spadającego na Ziemię meteorytu. Bierze on we władanie wybrzeże parku narodowego, zmienia ekosystem, mutuje zwierzęta i sprawia, że rośliny są nawet bardziej kolorowe niż w zielniku siostry Faustyny. Miejsce to zazdrośnie strzeże swych tajemnic. Strefę od reszty jeszcze normalnego świata oddziela powłoka mieniąca się niczym benzyna rozlana na wilgotnym asfalcie. Chętnie wpuszcza odwiedzających, lecz nikogo nie zwraca. Prawie nikogo.

Film opowiada nam o losach grupy samobójczo-badawczej złożonej z kobiet intelektu. Szanse na sukces wyprawy są raczej mizerne. Badaczki na co dzień wierzące, że pióro jest silniejsze od miecza, wyruszają do niebezpiecznej krainy uzbrojone w szturmowe karabiny, lecz tylko jedna z nich ma wojskowe doświadczenie. I to w dodatku ta, która dołączyła w ostatniej chwili. Bez masek i skafandrów, ze świadomością, że jeżeli ktoś stamtąd wraca, to tylko jako warzywo napromieniowane niczym runo leśne pod Czarnobylem, mkną przed siebie niczym ekipa National Geographic. Gdy się na to patrzy, jedyne, za co przychodzi trzymać kciuki, to chyba tylko za szybką i bezbolesną śmierć.

Początkowo wygląda to mało optymistycznie i jeszcze mniej przekonująco. Jednak w sposobie rozpisania bohaterek rozbrzmiewa pewna znajoma nuta, która pozwala na chwilę zapomnieć i wybaczyć. Ekipa składa się z psycholożki, która zachowuje się niczym znudzone deszczem dziecko. To ta „szorstka i ponura służbistka, ślepo oddana powodzeniu misji”. Jest też energiczna ratowniczka. Pełni funkcję „mięśniaka i miłośnika broni ciężkiej”. Postać grana przez Thompson to ta „najbardziej inteligentna i zarazem wrażliwa”, w końcu to ona nosi w tej drużynie okulary. Jest też pani „sympatyczna i przyjacielska”. Anihilacja zaczyna więc przypominać trochę przeciwieństwo kina, które zrodziło Predatora. Zamiast mięśniaków i testosteronu, są kobiety i ich intelekty. Strzelanie na ślepo, wybuchy i machanie nożem zostaje zastąpione przez rozmowy o tendencjach autodestruktywnych. Zgadza się natomiast przekrój charakterologiczny drużyny, karabiny i dżungla równie piękna, co niebezpieczna.

Anihilacja balansuje gdzieś pomiędzy psychodeliczną scenarią a narastającym strachem przed nieznanym. W żadnym kierunku jednak nie wykonuje gwałtownych ruchów. Fauna i flora kosmicznie porąbanego miejsca przez większość filmu ogranicza się do kolorowych kwiatków i aligatora albinosa z nieco bardziej imponującym uzębieniem. Dopiero w ostatnim akcie trip na kwasie wchodzi na właściwe obroty i dane nam będzie oglądać obrazki z chorego snu narkomana. Atmosfera niepokoju i zagrożenia w tym odwiedzonym przez kosmiczną siłę miejscu również dawkowana jest stopniowo i skromnie. Garland skupia się natomiast na wewnętrznych dramatach bohaterek. Przynajmniej takie wrażenie można odnieść. Każda z kobiet zabiera ze sobą własne demony, licząc, że może to one zginą w tym małym egzotycznym piekiełku. Chociaż bohaterki mają swój bagaż emocjonalny i historię do opowiedzenia, a film wydaje się kłaść nacisk właśnie na element psychologiczny, reszta pań zostaje pominięta w natłoku retrospekcji Leny. Ich dramaty są jedynie powierzchowne, a mimo kryjącego się w nich potencjału, przesunięto je do grupy postaci z kategorii „obstawiamy, kto zginie pierwszy”.

Kino akcji, horror, SF, dramat psychologiczny czy może manifest ekologiczny o umierającej Ziemi? Anihilacja miała w sobie ślad każdego, a jednak jakby nie była żadnym. Zupełnie jak ten kamień, co spadł z nieba na samym początku. Czy to inwazja kosmitów, czy ich tradycyjne przywitanie, a może palec Boży wymierzony w tych, którzy wątpią w Jego nieomylność? Film Garlanda jest gdzieś pomiędzy grozą, psychodelią, a wewnętrzną przemianą bohaterek i ich dramatami. Robi wrażenie od strony wizualnej, jednak oszczędnie dawkuje nowe doznania. Delikatnie straszy atmosferą miejsca, lecz nie wykorzystuje całego potencjału. Popadanie w szaleństwo ilustruje jakoś tak… bez szaleństwa. A przecież coś się w nich rusza, coś w nich siedzi i grzebie w DNA, zupełnie jakby bawiło się klockami. Każda postać dźwiga emocjonalny bagaż, jednak żadna nie ma okazji w nim poszperać. Poznajemy tylko Lenę. Jej przeszłość, błędy i wątpliwości. Bo dla niej wyprawa nie jest wielką przygodą i badaniem nieznanego. To akt samobiczowania, próba odkupienia grzechów, zasłużone jej zdaniem cierpienie. Kolejne elementy jej historii powoli wpadają na właściwe miejsce, tak byśmy nie zechcieli przypadkiem pośpiesznie jej osądzić.

W Anihilacji można odczytać pewną prawdę o ludziach. Lubimy niszczyć. Mamy to bowiem w genach. Kod zapisany gdzieś głęboko w naszych trzewiach ustawia nam licznik. Dla jednych to boski błąd, dla innych wyraz doskonałości cyklu natury. Nie zmienimy tego, że nasze dni są z grubsza policzone, więc jakiś głos w nas, niedostrzegalny instynkt, podpowiada nam, żeby popaść w autodestruktywny humor. Tak ze złości. Co nam w końcu szkodzi? Wszyscy bowiem wkrótce przeminiemy.

Szczegóły:

Tytuł: Anihilacja
Data premiery: 13.02.2018
Reżyseria: Alex Garland
Scenariusz: Alex Garland
Typ: horror, sf, dramat psychologiczny
Obsada: Natalie Portman, Jennifer Jason Leigh, Gina Rodriguez, Tessa Thompson, Tuva Novotny, Oscar Isaac i inni

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Wojciech Bryk
Wojciech Bryk
Student dziennikarstwa, który ma w sobie Zagubionego Chłopca. Uwielbia intertekstualność, easter eggi, zabawy skojarzeniami, popkulturowymi tropami oraz wszelkie dwuznaczności. W wolnych chwilach rozmyśla, co stało się z baśniowymi postaciami, oraz regularnie dokarmia rosnącego w nim geeka. Z radością wsiąka w fantastykę każdego rodzaju. Nieustannie pragnie odkrywać nowe rzeczy i dzielić się znaleziskami z innymi... a jeżeli przy tym wywoła u kogoś uśmiech, będzie całkiem spełniony. Stara się dorosnąć do prowadzenia własnego bloga. O horrorach pisze na portalu Mortal, a o popkulturze dla #kulturalnie.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + mieszanka gatunkowych elementów<br /> + drugie dno czekające na interpretacji<br /> + psychodeliczna sceneria<br /> + ciekawie poprowadzona historia Leny<br /> + powolne odkrywanie tajemnic</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – historia nie rozkręca się w pełni i gubi potencjał <br /> – obsada grająca na pół gwizdka <br /> – słabo zarysowane wątki <br /> – niewiele zapadających w pamięć scen </p> Czyściec z innego świata. Recenzja filmu Anihilacja
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki