Kiedy próby przejścia w stan snu zimowego, by obudzić się w okolicach kwietnia, spełzają na niczym, mrok za oknem wydaje się stanem permanentnym, przechodzącym najwyżej w dwie godziny przecinanej deszczem szarówki, desperacko próbuję przenieść się mentalnie w inne, przyjemniejsze miejsce. Późna jesień nie zachęca do aktywności. Czego by nie usiłowali mi wmówić fitnessowi guru, instagramowe trenerki czy lajfstajlowe mamuśki , zamiast spaceru wśród mokrych, zbutwiałych liści wolę kubek gorącego kakao, kocyk i kota na kolanach.
Jakoś trzeba sobie zapewnić sposób na przeżycie do wiosny. Netflix & chill to dobre rozwiązanie na kilka tygodni, ale z czasem powtarzalność serialowych schematów bardziej człowieka frustruje, niż bawi. Książki są idealne, jednak po każdej dobrej lekturze dopada mnie fabularny kac, objawiający się niemożnością podjęcia nowej historii przed upływem odpowiedniego okresu żałoby. O grach komputerowych nawet nie wspominam, kilka tytułów mam rozgrzebanych od poprzednich świąt, a przestrzeń na dysku nie jest z gumy (jakby mi ktoś piętnaście lat temu powiedział, że terabajtowy dysk będzie za mały, tobym go śmiechem zabiła). Do planszówek trzeba mieć jakiekolwiek życie towarzyskie, no i wypadałoby się wygrzebać spod kocyka, a to już zbyt duże poświęcenie.
Nie wiem, czy to widok czekoladowych mikołajów obok półki ze zniczami, czy pierwsze w tym roku Last Christmas puszczone w sklepowej alejce, ale przypomniałam sobie o starej, analogowej rozrywce, rozwijającej twórczo i rujnującej życie rodzinne – nie, nie Monopoly, a… puzzlach!
Jak układać puzzle i nie stracić rodziny – zwijana mata na ratunek
Widzicie, gdy byłam dzieckiem, pod naszą choinką puzzle trafiały się na tyle często, że ich wspólne układanie stało się niemal elementem świątecznej tradycji. Znacie to? Pół salonu wyłączone z użytku na dwa tygodnie, bo po ułożeniu ramki rodzinny entuzjazm nieco opadł, zwierzęta domowe i małe dzieci z zakazem zbliżania się do obrazka na mniej niż dwa metry, przeskakiwanie nad trzema tysiącami elementów z garem bigosu zabranym balkonu i pozostawiona samotnie na placu boju rodzicielka, jedyna osoba w domu z cierpliwością i zacięciem… Ale za to ta satysfakcja, gdy obrazek zostaje ukończony, a kot wrzucił pod meble tylko dwa fragmenty!
Tak zupełnie poważnie, jeśli lubicie puzzle, koniecznie zainwestujcie w zwijaną matę do układania. Najczęściej filcowe, czasami podgumowane maty są nie tylko idealnym podkładem pod obrazek (koniec z szukaniem elementów na wzorzystym dywanie!), ale co ważniejsze, rozgrzebaną w połowie układankę można w każdej chwili zwinąć, nie naruszając swojej pracy. Gdyby ten wynalazek pojawił się wcześniej, moje dzieciństwo z pewnością wyglądałoby inaczej. Z innych bajerów istnieją odchylane podkładki na wzór kreślarskich, do wygodniejszego układania, czy pojemniki do sortowania puzzli, jednak da się bez nich obejść. Bez maty nie, przynajmniej nie przy dwóch kotach i Roombie.
Puzzle na prezent – to nie przypał
Puzzle to świetny, uniwersalny prezent. Każdy człowiek ma potrzebę twórczą, nie każdy jednak dysponuje talentem i umiejętnościami. Układanie obrazków nie tylko zaspokaja tę potrzebę, lecz również rozwija umiejętność logicznego myślenia i pamięć wzrokową, a skupienie się na jednej czynności pozwala się wyciszyć i odstresować (no chyba że mój kot właśnie spitala z elementem ramki w zębach).
Jeśli puzzle kojarzą się Wam tylko z nudnymi, stockowymi widoczkami na marnej tekturze, która po pierwszym ułożeniu paskudnie się rozwarstwiała, to czas zrewidować swoje doświadczenia. Wiadomo, zawsze można się naciąć na fatalną jakość, jednak wybierając sprawdzonych producentów jak Ravensburger, mamy pewność, że puzzlami będą się mogły bawić nasze wnuki (chyba że je pogubicie, bo nie macie zwijanej maty). Gdy chodzi o obrazki, to nie ma możliwości, że czegoś dla siebie nie znajdziecie. Od kilkuelementowych księżniczek Disneya, przez dzieła sztuki i architektury, zwierzęta, motywy popkulturowe, własne zdjęcia z wakacji, erotykę po wersję hard – kilkutysięcznoelementowy obraz w rodzaju niebieskiego balonu na błękitnym, bezchmurnym niebie.
Zresztą, puzzle to nie tylko klasyczne, płaskie obrazki. Trójwymiarowe układanki, kiedyś niemal wyłącznie w formie kul z nadrukowanym zdjęciem, teraz przypominają wręcz profesjonalne makiety, które po złożeniu zajmują niewiele miejsca i cieszą oko. Niektóre puzzle są drewniane i przypominają małe, rzemieślnicze dzieła sztuki. Płaskie czy trójwymiarowe, z ruchomym elementami, do sklejania, wieszania, puzzle perspektywiczne, Exit Puzzle z łamigłówkami, puzzleboxy zawierające zestaw zagadek logicznych… Wybór się nie kończy. A nie mówiłam, że to prezent idealny?
Jeśli nie mamy pewności, czy obdarowywana przez nas osoba układa puzzle nałogowo, czy tylko od czasu do czasu, najlepiej postawić na średni poziom trudności. Zwykle producent zamieszcza taką informację na pudełku, wraz z liczbą elementów. Okolica 500-1000 puzzli ze średnio skomplikowanym obrazkiem wydaje mi się adekwatne dla każdej dorosłej osoby. Co innego, jeśli wiemy, że mamy w rodzinie puzzlomaniaka, który i trzy tysiące machnie w jeden wieczór, albo chcemy kupić puzzle dziecku – wtedy należy szukać odpowiednio trudniejszych albo łatwiejszych wyzwań.
Dziel się miłością, dziel się puzzlem
Jedną z najlepszych rzeczy, jaką możemy robić z puzzlami, oprócz oczywiście ich układania, to dzielić się nimi. Mamy w rodzinie wieloletnie układanki, nikt już nawet nie pamięta, czyje oryginalnie były. Przekazujemy je kolejnym pokoleniom, pożyczamy sobie, wymieniamy się. Niektórzy trzymają ukończone obrazki w antyramach niczym trofeum („Pięć tysięcy elementów! Trzy miesiące to dziadostwo z Heniem układałam! Tu było najtrudniej, o zobacz, musiałam listki liczyć!”) i to też ma swój urok. Można taki obraz zalać specjalnym klejem na wieki wieków i powiesić w honorowym miejscu.
Chcecie poczuć świąteczny klimat już teraz? Zmykajcie do sklepu po puzzle. Ja w tym roku zabieram kilka pudełek do rodziny, aby z pełnym pierogów brzuchem po świątecznej wyżerce, przy Kevinie na Polsacie, zalec na dywanie pod choinką, skrzyknąć rodzinę i kolejne kilka godzin słuchać, że źle posegregowałam kolory, babcia ma za słabe okulary, a zaraz w to wszystko pies wejdzie i będzie po układaniu. I wszyscy będziemy się przy tym świetnie bawić, bo wyrażać miłość można na różne sposoby. Chociażby wspólnie układając puzzle i narzekając na siebie wzajemnie.
Wpis ten powstał we współpracy z Ceneo.pl