SIEĆ NERDHEIM:

Drzewo, które było człowiekiem – rozmowy o drugim tomie Pana Lodowego Ogrodu

PLO 2 cover

Fushikoma:

Można powiedzieć, że w drugim tomie dostajemy dokładnie to, czego byśmy oczekiwali: Vuko wraca do swojej postaci, kuma się z bogami, zaczyna czarować. Zachowuje przy tym swój cięty humor i dystans do całego tego hokus-pokus. Do tego będzie więcej Amitraju, przygody młodego tohimona zajmują teraz co drugi rozdział – trochę na nieszczęście, a przynajmniej tak myślałam kiedyś. Przy drugim podejściu do Pana już mnie tak nie nudzą, dobrze mi się je czyta i zaczynam doceniać rozległość i różnorodność świata wymyślonego przez Grzędowicza, które widać dopiero w tych fragmentach.

Angi:

Początek drugiego tomu nie zaskoczył mnie wcale. Oto nasz sceptyczny komandos na własnej skórze odczuwa skutki działania “magii” obecnej na planecie Midgaard. Niewiele zdziwił mnie również fakt, iż sam zaczyna tkać magię, zostając tym samym jednym z Pieśniarzy. Idzie mu co prawda nieudolnie, ale początki zawsze są trudne. No i nie łudźmy się, nikt nagle nie zmienia swojego podejścia do życia i otaczającego świata. Chwała Vuko, że wciąż pozostaje złośliwym, zdystansowanym do magicznego plumkania facetem. Nieprawdopodobnym byłoby jednak, gdyby Vuko jako jedyny z Ziemian (którzy okazywali się najpotężniejszymi Pieśniarzami na Midgaardzie) nie był w stanie tkać. Jakby nie patrzeć, z tak bogatą wyobraźnią i wiedzą niewyobrażalną dla mieszkańców średniowiecznego odpowiednika Ziemi, trudno się dziwić, że Vuko i naukowcy mieli wręcz miażdżącą przewagę nad rdzennymi Pieśniarzami.
Kruczy Cień w roli przewodnika i nauczyciela? To musiało się tak skończyć. Ale pomimo, że większość wydarzeń dało się przewidzieć, czytanie drugiego tomu nie traciło na przyjemności.
Przyznam jednak, że po pewnym czasie podświadomie zaczęłam przelatywać rozdziały przygodami Drakkainena na rzecz tych, w których opowiadane były losy tohimona. Kogo nie pociąga orient?

Fushikoma:

Mnie nie pociągał! Ale chciałabym jeszcze pogadać o zasadniczym aspekcie amitrajskich rozdziałów: kulcie Podziemnej Matki. Trochę mi się to wydaje Opowieścią podręcznej na opak. Znowu czerwień jest podstawowym kolorem tego kultu płodności, stosunki seksualne są reglamentowane i ściśle kontrolowane, wszyscy mają mieć proste życie i po równo dóbr… Z tym, że tym razem uciskani są mężczyźni, a kobiety reprezentują władzę i lepszą, bardziej wartościową część ludzkości. Trochę mi się na to burzy feministyczne serduszko, ale racjonalnie rzecz biorąc, temat jest stary jak świat: jeśli polityką rządzi dyskryminacja (na przykład ze względu na płeć) i kontrola obywateli, mamy do czynienia z paskudnym totalitaryzmem. Wy macie wrażenie, że to krytyka jakiegoś rodzaju feminizmu, czy raczej reżimu? Bohaterowie Grzędowicza nie są zwolennikami zbyt opiekuńczych państw…

TuTu:

Wątku kultu Podziemnej Matki będę bronić zębami i pazurami, jak niedźwiedzica młodych ;D Ale bardziej poważnie: dopóki nie zadałaś tego pytania, nie widziałam w tym wątku żadnej krytyki. Oczywiste było dla mnie przedstawienie czegoś w rodzaju powrotu do dawnej wiary, możliwych konsekwencji rewolucji w wierze, tego, co stałoby się, gdyby u nas wrócono do czasów pogańskich, tych najdawniejszych, w których kult oddawano Matce Ziemi, a religie patrialchalne nie istniały. Podziemną Matkę wyobrażałam sobie jako połączenie idei najstarszych figurek Wenus, tych beczkowatych, z wielkimi piersiami i szerokimi biodrami, czyli ideału płodnej kobiety, z przedstawieniami bogini Kybele. Co, jak odkryłam dopiero przy ostatnim czytaniu, pasuje do opisów krainy młodego tohimona – kojarzyły mi się z Azją Mniejszą, a bogini Kybele tam właśnie była czczona.
To kolejny dowód na to, że Pana Lodowego Ogrodu odkrywa się stopniowo wraz z własnym rozwojem. Wcześniej nie wiedziałam o Kybele nic poza pełnioną funkcją i noszonym przez nią imieniem. Teraz wiem na przykład, że jej kapłani poddawani byli kastracji, a sam kult składał się z orgiastycznych i gwałtownych tańców kultowych oraz tego, co można nazwać stroną urzędową.
I daję słowo, wciąż widzę właśnie takie odniesienia, nie zaś upolitycznienie pewnych idei w ściśle współczesnym kontekście. Choć możliwe, że jedno i drugie jest obecne.

PLO 2 cover

Ilustracje Dominika Brońka do I i II (e-book) wydania Pana Lodowego Ogrodu – wątek amitrajski.

Angi:

Ja z kolei podeszłam do tematu z innej strony. Nie interesowało mnie samo w sobie podejście do feministycznego dominium pod sztandarem Pradawnej Matki. To, co mnie burzyło, to próba całkowitego zatracenia podziału na płcie. Jakby nie patrzeć, wątek zrównania wszystkich wiernych jest pociągnięty tu do całkowitego ekstremum. Nie tylko wszyscy muszą żyć w ubóstwie, wyznawać tylko jeden kult i jedną “prawdę”, ale również wyzbyć się własnej seksualności!
Wspomniane “kastracje” dokonywane są za sprawą magii, a ludzie stają się dziwacznymi, zniekształconymi poczwarami, pozbawionymi całkowicie jakichkolwiek cech indywidualnych. To wszystko w imię wspólnoty i totalitarnego komunizmu. Zamiast krytyki feminizmu, widzę tu więc urzeczywistnienie wizji tego, co mogłoby się stać, gdyby komunizm na Ziemi rozwijał się dalej. Oczywiście, wizja z Midgaardu jest totalnie hiperbolizowana, niemniej jednak jest to inne terytorium, na którym panują nieco odmienne zasady. Tym, co jest więc najbardziej przerażające w poczynaniach Ifriji, to próba zniszczenia wszelkiej indywidualności, zniszczenia ludzkiego jestestwa i duszy. Wspólnota i równość nie są błogosławieństwem, a plagą, która wyjaławia ducha i prawdziwe ja. I to jest największa tragedia ludu Amitrajskiego.

Fushikoma:

Ja też myślę, że to niekoniecznie krytyka współczesnych ruchów kobiecych, ale jednak widzę w tej książce ogólną tendencję do pokazywania większości bohaterek mających władzę jako negatywnych. Bardzo to widać w trzecim tomie. Z kolei w tym Czerwone Wierze, Archimatrony i ich kapłanki są pokazane bardzo jednoznacznie jako żądne władzy przedstawicielki krwawego totalitaryzmu, przesadnie brutalne i dość nieludzkie. Składają ofiary z ludzi i pomiatają poddanymi (zwłaszcza mężczyznami). Każda z nich jest damską szowinistką i nic nie słychać o sympatyczniejszych przedstawicielkach albo chociaż przedstawicielach Kultu. TuTu, wspomniałaś poprzednio, że nie mieszczą ci się w głowie motywacje Aakena, dla mnie z kolei Freihof jest kompletnie niezrozumiała. Zaprowadzać równość przemocą? Wprowadzać orwellowski ustrój coś tam wiedząc o historii XX wieku i psychologii? Wygląda mi to na kolejnego głupiego arcyzłola, który sam nie wie, dlaczego chce zniszczyć świat – dla mnie ta negatywna bohaterka nawet nie jest interesująca, a przecież ma stanowić przeciwwagę dla obu pozytywnych: Filara i Vuko. Wciąż lubię Pana Lodowego Ogrodu, tylko czuję, że ceniłabym go bardziej gdyby nie te banalne megiery…

TuTu:

Szczerze – zgadzam się z Tobą odnośnie do takiego przedstawienia kobiet w Panu Lodowego Ogrodu. Wygląda na dość jednostronne, choć oczywiście możnaby się kłócić, czy Sylfana wpisuje się we wskazywany przez nas typ. Wątek jest, moim zdaniem, hmm, podstępny – widzę w nim duże możliwości błędnego odczytania założeń autora (jak w wypadku kobiet u Sapkowskiego w całej tej nieprzyjemnej sprawie, która wypłynęła ostatnimi czasy).
Co do sympatyczniejszych przedstawicieli Kultu sądzę, że nie może ich być, ponieważ cała idea wcielana przez ów Kult natychmiast by upadła. Chociaż, muszę przyznać, trochę mi to wszystko przypomina stado wojujących feministek 😀
Z drugiej strony, jeśli wyobrazimy sobie, że role układają się odwrotnie i to mężczyźni założyli Kult, powiedzmy, Niebiańskiego Ojca, a uciśniane i mordowane za najdrobniejsze przewiny są kobiety, co zobaczymy? Coś nawet nie parodystycznego, a nieprzyjemnie bliskiego realiom pewnych części (historii, czy nie tylko…?) znanego nam świata.
Oczywiście w kontekście kolejnych dwóch tomów ta perspektywa może ulec zmianie, ale przecież zakładamy, że na razie nie znamy ciągu dalszego 😀

Angi:

Przyznam szczerze, że w odróżnieniu od Was nie zwróciłam na tę problematykę specjalnej uwagi. Skupiłam się jedynie na tym, że Freihof jest po prostu rąbnięta. Równie rąbnięta, co każdy z naukowców, tyle, że na swój sposób. Jakby nie patrzeć, na Midgaard przybyło kilku naukowców. Van Dyken miał odchył w stronę faszyzmu, Freihof uparła się na kult Pramatki i komunizm, Passionaria Callo vel Bolesna Pani pogrążyła się w histerycznym śnie o skrajnym pacyfizmie, zaś Fjollsfinn, jako tytułowy Pan Lodowego Ogrodu, stworzył swoją bajkę o lodowym zamku obronnym z dala od reszty, zniekształcając się przy tym ciężko, w tym także swoją psychikę. Reszta naukowców została albo zamieniona w drzewa, podobnie jak Vuko w późniejszym czasie, albo skończyli jako dymiące zwłoki. Każdy tam jest stuknięty na swój sposób. Skąd możemy wiedzieć, jak nam by odbiło przy naszej wiedzy i możliwościach oferowanych przez Midgaard? Naukowcy dostali proste zadanie – zbadać dyskretnie mieszkańców Midgaardu, nie ingerując pod żadnym względem w ich kulturę. Wyszło, jak wyszło. Pamiętajmy, że szaleństwo nie jest w większości przypadków racjonalne, zaś wielokrotnie wspominane było, że “magia”, którą posługiwali się Pieśniarze, wpływała na nich tak, jak oni na nią, czyniąc nieodwracalne zmiany.
Nie zauważyłam więc tej krytyki dla kobiet, gdyż przyjęłam to jako ogólną krytykę ustroju z przesadzoną rolą matriarchatu, czyli odbicia patriarchatu ziemskiego. Na zasadzie “żeby było coś odmiennego”. Traktuję to jako wizję autora i zabieg literacki, bo gdybyśmy znowu musieli czytać o patriarchalnym przegięciu, to widzieliśmy ten motyw i odbijałby się nam, jak kotlet odgrzewany na zjełczałym tłuszczu.
Więcej o samych “odchyłach” psychicznych powiem przy okazji dyskusji na temat trzeciego tomu, gdyż to tam dostajemy przed twardz resztę drużyny badawczej.

PLO 2 cover

Cztery tomy pierwszego wydania.

Fushikoma:

W drugim tomie pojawia się także (i to jest jednak pewien spojler) pozytywna bohaterka: Cyfral, który po wyjściu z drzewa wyszedł też z mózgu Drakkainena i został Dzwoneczkiem, ale takim przebranym za Tank Girl, albo zupełnie gołym. Jest straszliwie kiczowatą panienką, z czego zdaje sobie sprawę sam Vuko, i na co można się irytować, ale co jednak osłabia patos jego powrotu do zdrowia. Wróżka często zaskakuje go swoim wyglądem i decyzjami, więc nie jest już tylko podległym jego woli biooprogramowaniem, ale zyskuje osobowość i wolę. To ciekawa bohaterka, czy zupełnie nie?

TuTu:

Tak, wyemancypowanie się Cyfral było powodem, dla którego chętniej czytałam fragmenty dotyczące Drakkainena. Śledzenie perypetii człowieka, który wreszcie był bliższy mi samej (przecież nie mam co marzyć o takim osobistym oprogramowaniu, a czasami chciałabym mieć je na przykład podczas egzaminów) i o własnych siłach musiał uczyć się życia w obcym świecie, było o wiele ciekawsze niż czytanie o kimś, do kogo nawet mentalnie nie bardzo mogłam dopasować siebie. Wcześniej Vuko był gdzieś w połowie drogi między osobą tak ode mnie odmienną, że fascynującą, i tak mi bliską, że szczerze lubianą. A tego rodzaju odległość od obu końców emocjonalnej skali to szary punkt zwany brakiem zainteresowania.
Przyznaję też, że uwielbiałam i wciąż bardzo cenię humorystyczne momenty Vuko i jego towarzyszki. Relacja tych dwojga wnosiła wiele lekkości do coraz mroczniejszej i poważniejszej akcji. Łącząca ich więź była dla mnie ciepłym złotym światełkiem w szybko stygnącym, szarzejącym i coraz bardziej przytłaczającym świecie Midgaardu.
Dodam tutaj, skoro już mówię o relacji kobieta – mężczyzna, że wątek dotyczący Aiiny (jeszcze w pierwszym tomie, ale tutaj to już nie będzie spoiler) z wiekiem cenię coraz bardziej. Kiedy czytałam Pana Lodowego Ogrodu po raz pierwszy wydawał mi się… może nie tyle zbędny, ile niekoniecznie potrzebny. Aiina uczyła młodego tohimona zapokajania potrzeb seksulnych kobiety, troski o nią, odpowiedniego jej traktowania, odczytywania sygnałów jej ciała. Dziś wołam: chwała Grzędowiczowi za to! Może przeczytawszy Pana ci mężczyźni, którzy myślą, że każdy stosunek to pościgi i wybuchy pod dachem z fajerwerków doznań, a rzadko sięgają po lektury inne niż fantastyka, wreszcie zrozumieją, że do osiągnięcia prawdziwej satysfakcji obu stron potrzeba czasu, zaangażowania partnerów i wypracowania umiejętności, których nie zdobywa się od tak i z którymi na pewno nikt się nie rodzi. Więc powtarzam: chwała Grzędowiczowi za to!

Angi:

Ach, nasz Dzwoneczek. Nie zapomnę tej sceny gdy Vuko próbował za wszelką cenę nauczyć się krzesania za pomocą magii, zaś Cyfral latała mu nad uchem i beształa, jak nierozgarniętego uczniaka. Przyznam, że zarówno wygląd i zachowanie wróżki były przyjemnym zaskoczeniem po mrocznych wątkach popadającego w entropię świata Midgaardu. Połączenie ciężkiego charakteru Vuko z ciętym dowcipem Cyfral, nie raz wywoływały z mojej strony niekontrolowane parsknięcia śmiechem. Dodatkowo widok tej dwójki musiał być niezwykle komiczny. Oto wielki, postawny, zatwardziały komandos podróżuje mając u boku kiczowatą, bajkową wróżkę. Śliczny kontrast.
Jeżeli zaś mowa o Aiinie… Cóż, jak już wspominałam przy okazji dyskusji o pierwszym tomie, ten wątek wywoływał u mnie wypieki na twarzy i silne zainteresowanie. Podobały mi się nauki Aiiny i pokazanie, jak należy obchodzić się z kobietą, jak sprawić jej rozkosz, zamiast skupiać się jedynie na własnym spełnieniu. Jakby nie patrzeć, seks powinien być przyjemnością dla obu stron, a nie tylko dla jednej. Byłam więc bardzo zadowolona z faktu, iż Grzędowicz postanowił pochylić się nad tematem choć na chwilę.
Seks jako narzędzie władzy? Smutna prawda, ale prawda. Tak było od wieków i nic się nie zmieniło po dziś dzień. Nie raz i nie dwa do korony i po władzę sięgano przez łóżko. Przecież wielokrotnie historia pokazała, jak konkubiny cesarzy, królów i książąt zostawały koronowanymi głowami, bądź z cienia sterowały całymi państwami rękami swoich potężnych kochanków. Choć z pewnością jest to bolesny cios dla romantycznych dusz, rzeczywistość pozostaje okrutna i nie podtrzymuje naszych wątłych złudzeń.

Fushikoma:

Na temat wątków erotycznych, a właściwie damsko-męskich, można by tu dyskutować mnóstwo czasu, chociaż raczej, znowu, przy okazji trzeciego tomu. Ja jakoś nie jestem jednoznacznie pozytywnie nastawiona do wątku Aiiny… Wydał mi się straszliwie smutny. Poza tym, edukacja seksualna jest bardzo na plus, ale tak z drugiej strony w przypadku dzieci z Tygrysiego Tronu miała pokazywać także to, że seks jest narzędziem władzy (z czym ciężko dyskutować) i trzeba nabrać do niego sporego dystansu. Jakkolwiek słuszne by nie były te postulaty, takie zburzenie romantycznych złudzeń jest bolesne i mam jakieś takie przekonanie, że można by je przeprowadzić inaczej. A co do tych mężczyzn… oni pewnie i tak pomyślą, że z ich inteligencją i doświadczeniem żadna nauczycielka nie jest im potrzebna. A tak serio, to nie wiem, na ile nie odczytają tego wątku jako przesadnie dziwnego, a nauk Aiiny jako niepotrzebnych zwykłym fajnym chłopakom. Coś jak (moim zdaniem) przekombinowany wątek tresowania bystretek.

TuTu:

Smutna prawda prawdopodobnie tak właśnie wygląda, chociaż wciąż wierzę w to, że ani my tego błędnie nie odczytujemy, ani oni 😀
Och! Tresowanie bystretek, zupełnie zapomniałam o tym wspomnieć w recenzji pierwszego tomu, szkoda. To wykład filozoficzny zrealizowany na podobieństwo tych z powieści pozytywistycznych i dzieł XX wieku, w których przynajmniej jeden fragment utworu wydaje się nieruchomą wyspą a odmętach fabuły – wyspą, na której umieszczono skondensowaną naukę dla czytelnika, wykładnię głównego założenia powieści przedstawionego w formie przenośni albo symbolu. Przyznaję, że te fragmenty zazwyczaj omijałam podczas czytania lektur (oby nie przeczytał tego zaden z moich wykładowców!), a potem musiałam do nich wracać, by zrozumieć sens utworu.

Fushikoma:

Moralitet i zbyt rozgarnięte zwierzątka… Krzywiłam się strasznie przy tym rozdziale.

Można powiedzieć, że drugi tom Pana jest w zasadzie jednym wielkim tworzeniem świata przedstawionego. Razem z Filarem przechodzimy cały Amitraj i dalej, a z Vuko dowiadujemy się powoli, czym jest magia i do czego jeszcze może się posunąć Aaken. Jak już mówiłam, ten pierwszy wątek kiedyś mnie nudził, ale tym razem trochę wciągnął i doceniłam głębię tej Azji Środkowej, Mongolii skrzyżowanej z Japonią i przełamanej chińską biurokracją. Przepełniony żałobą po spalonym świecie. I jeszcze upstrzony ruinami dawnej cywilizacji, znacznie bardziej wyrafinowanymi i zaawansowanymi technicznie niż Skalne Cuda z pierwszego tomu. Przypominały mi światy Dukaja (np. z Córki łupieżcy), ale przede wszystkim obrazy Chirico. Miałam nadzieję, że te budowle jeszcze wrócą i okaże się, kto i kiedy je zrobił, jednak wprowadzenie martwego śniegu szybko je przekreśliło.

TuTu:

Racja, w tym tomie rozbudowywany jest i świat, i jego założenia i prawa. Bardzo doceniam to, że magia tutaj nie jest wydumaną siłą dowolnie zmieniającą rzeczywistość. Magia, by zadziałać skutecznie i bez destrukcyjnych konsekwencji rozchodzących się wokół zmienianego elementu jak koncentryczne fale uderzeniowe po zrzuceniu bomby atomowej, musi mieć oparcie w fizyce, biologii, chemii i innych naukach ścisłych.

Angi:

Demityzacja kreacji magii w Panu Lodowego Ogrodu to z pewnością jeden z głównych atutów tej powieści. Wspomniane nauki ścisłe, jak i sama wiedza przyczyniają się do rozrostu możliwości, jakimi dysponuje Pieśniarz. Magia nie jest więc zwykłym “hokus-pokus”, lecz zbiorem danych i cząsteczek, którymi można manipulować za pomocą przyswojonych wiadomości o otaczającym nas wszechświecie.
Sam drugi tom, jako taki, z pewnością szybciej łyknęłam, niż pierwszy. Postaci stają się jakby bardziej… ludzkie? Mają swoje słabości, problemy, nie są idealizowane. Najciekawsze jednak dopiero przed nami, bowiem dwa pierwsze tomy to tylko fragmenty wielkiej, zagadkowej układanki.

PLO 2 cover

Szczegóły:

Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu tom 2
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Autor: Jarosław Grzędowicz
Typ: Książka
Gatunek: Fantastyka naukowa
Data premiery:11 maja 2012
Liczba stron: 656
ISBN:978-837-574-6105

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Michał
Michał
4 lat temu

Nie da się tego czytać.

Julia „Angi” Świerczyńska
Julia „Angi” Świerczyńska
Z wykształcenia filolog, z fachu SEM, a prywatnie pingwin z chrapką na władzę nad światem. Chciałam zostać tłumaczem, ale po drodze urodziło się milion innych pomysłów i wyszło jak wyszło. Spektrum moich zainteresowań zdaje się nie mieć końca. Uwielbiam pisać opowiadania i poezję, czytać, grać w gry komputerowe. Fascynuje mnie mitologia, szeroko rozumiana metafizyka, sny i inne zjawiska niewytłumaczalne. Muzyki słucham dobrej; moja ścieżka dźwiękowa jest bardzo zróżnicowana i często skaczę z jednej melodycznej skrajności w drugą. Podobnie w życiu. Jestem albo paskudną, złośliwą bestią, albo uchylę nieba, lecz to zależy od humoru, temperatury, ciśnienia, nagromadzenia poszczególnych zjawisk atmosferycznych i meteorologicznych. W skrócie, nigdy nie wiesz, czy dostaniesz kwiatka, czy może kwiatkiem.
<p><strong>Plusy</strong><br /> +rozległość świata przedstawionego i jego ciekawe budowanie<br /> +magia jako sztuka zależna od praw natury (fizyki, biologii, chemii, itp.)<br /> +wątki orientalne<br /> +Kult Pramatki<br /> +wyemancypowanie Cyfral</p> <p><strong>Minusy</strong><br /> -wątki erotyczne<br /> -przedstawienie kobiet<br /> -Kult Pramatki<br /> -pewna przewidywalność wątków dotyczących Drakkainena</p>Drzewo, które było człowiekiem - rozmowy o drugim tomie Pana Lodowego Ogrodu
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki