Prima aprilis: „Dzień Głupca”, „Dzień kłamstwa”, „Dzień śmiechu”, „Dzień kwietniowej ryby”… O tak, byle to nie był żart jak ów sławny jesiotr – drugiej świeżości. Dostosujcie poziom dowcipu do odbiorcy, nie musi go od razu cechować wyrafinowanie towarzyszące, dajmy na to, „Tańcowi z policzkowaniem rybami”. Jeśli jednak jesteście bliscy zaaplikowania sobie w towarzystwie samoprzylepnej łatki z napisem „nudziarz”, to powstrzymajcie się na chwilę. Nasza redakcja specjalnie na tę okazję poprosiła grono najwybitniejszych fachowców o konsultacje w dziedzinie efektownych, a przy tym nieszkodliwych figli, psikusów i swawoli!
Czy ja powiedziałem „nieszkodliwych”? No cóż… Jakby to skomentował najlepszy komik wśród niedźwiedzi, Miś Fozzie: „Wocka! Wocka!”.
10. Smerf Zgrywus
Justin: Chodzący dowód na zasadniczą dobroduszność, serdeczność i koleżeńskość niebieskoskórych stworków. Bo chyba tylko tym można wyjaśnić niepoprawną łatwość, z jaką wciąż przyjmują prezenty z rąk naczelnego kawalarza wioski. Jak tu go rozczarować, kiedy spogląda wyczekująco, wyciągając w naszą stronę standardowo zakokardkowane pudełko? Po jego otwarciu następuje równie standardowy wybuch, standardowe osmalenie zaskoczonej twarzy (znowu Ważniak?) i standardowy śmiech triumfującego wesołka. Ale przecież to jest właśnie odpowiedni standard dowcipu, czyż nie? Zresztą inwencja Zgrywusa wykracza poza ów popisowy numer, a i wiadoma paczka też potrafi prawdziwie zaskoczyć – nawet samego konstruktora. Ale generalna uwaga w jego przypadku: Ostrożnie! Wybuchowy suchar!
9. Onufry Zagłoba
Justin: Hej, aśćki i acany, a zmarszczył wam kiedy czoło taki oto heraldyczny enigmat: czemu Pan Zagłoba głosi się herbem Wczele, kiedy jego nazwisku już herb stosowny przypisano? Ano, sprawdźcie sami, a rychło jasna się wam stanie symboliczna przewaga szachownicy nad podkową z szablą związaną. Boć taki umysłowy patronat gambitów i roszad godniej do niepospolitego umysłu przystaje, zwłaszcza kiedy ten przednich forteli obfitość zawiera, którym to bogactwem roztropnie wraz ku pożytkowi i uciesze kamratów rozporządza. A jeśli wam inszych argumentów nastarczyć potrzeba, to wspomnijcie na uświęconą mądrość i przenikliwość ociemniałych czy jednookich, jako ów najpierwszy ociec Asów, co go zwą Odynem. A Pan Zagłoba i bielem ma oko zasnute, i siwizną głowę, toteż pomnijcie, gdzie się po radę udać wam należy, gdy ojca w pobliżu nie stanie, bo on wujem każdemu w szczodrości swego sprytu i dowcipu będzie. Jeno dopomóżcie mu wprzódy w podniesieniu wartości obmyśleniowej dla forteli przy użyciu sławnej jego metody z wykorzystaniem oleum konopnego, co to wiadomego vehiculum potrzebuje.
8. Hermes
Kerber: Pradziadek europejskich psotników, bóg podróżnych i złodziei. Ledwo się urodził, natychmiast wyrósł ponad miarę i popędził ukraść krowy Apollina, aby ogłosić się bogiem, samemu sobie składając krwawą ofiarę. W złotym kapelutku i skrzydlatych sandałach śmigał jako herold bogów i sprowadzał zmarłych do zaświatów, a lista jego patronatów jest równie długa, co przypisanych mu wynalazków. Zmieniał ludzi w kamienie bądź ich usypiał, kradł, psocił, wyciągnął Aresa z garnka. Jeden z przypisanych mu epitetów to „dolios”, przebiegły. Sam mit o jego narodzinach i imię mogą być jednymi z najstarszych sprośnych dowcipów świata (autorstwa Homera) – otóż hermy początkowo były przydrożnymi kamieniami, pierwotnie wyposażonymi w sterczące fallusy.
Popularność mitologicznego przechery nie słabnie. Niedawno wystąpił m.in. w grze Hades, gdzie wśród jego kawałów można wymienić namówienie głównego bohatera na wygranie dwóch szczególnie trudnych pojedynków z rzędu.
7. Bracia Weasley
Idris: Fred i George czy George i Fred? Nie rozróżnia ich nawet rodzona matka, więc nic dziwnego, że i wam mogą się mylić! Kojarzy ich każdy wielbiciel serii o przygodach Harry’ego Pottera i idę o zakład, że niejednemu czytelnikowi skradli serce swoimi żartami. Pierwsi, gdy trzeba było podłożyć gdzieś Łajnobombę czy odwrócić uwagę woźnego i jego donosicielskiej kotki, podobnie przodowali w żartach, figlach i pomysłach na to, jak kreatywnie obejść regulamin szkoły (hej, w końcu postarzeli się eliksirem o kilka miesięcy, żeby wrzucić swoje zgłoszenia do Czary Ognia). Nie tracili pogody ducha w ciężkich chwilach, żartując nawet wtedy, gdy George stracił ucho w starciu ze Śmierciożercami. Czy dla kogoś takiego jak ta dwójka możliwa była inna kariera niż założenie własnego sklepu, gdzie sprzedawali swoje magiczne dowcipy? Oczywiście, że nie! Szkoda tylko, że ich wspólną zabawę zakończyła Bitwa o Hogwart i śmierć Freda.
6. Beetlejuice
Justin: Problem z duchami? Who you’re gonna call? Chwilunia, momento (albo i memento)! Przecież problem dotyczy żywych! No to kogo wezwać, gdy materialni lokatorzy zakłócają spokój uduchowionego żywota? Prosta formuła: po trzykroć zawezwij lewe ramię Oriona… No dobra, fonetycznie to jak „beetle juice”. W każdym razie – trzy razy, a doświadczony (nie)życiowo bioegzorcysta zjawi się w okawyłupieniu (szybciej niż Candyman i nie potrzebujecie lustra)! Zielonkawy zarost, eee, porost na bladym licu, ekspresja ciała, które jeszcze nie wyczerpało impulsów, jakich mogłaby dostarczyć kanonada piorunów, głos katarynki porzuconej podczas pustynnej burzy, uzębienie zasługujące na pierwszą lokatę w kampanii „Odwiedź swojego dentystę”… Szyk zgnilizny i przerazy, gwarancja opętańczego śmiechu. Pomnik makabrycznej (a nawet perwersyjnej) przeciwwagi dla melancholijnych ciągot Tima Burtona. Gdyby Lobo zginął… ale przecież to niemożliwe.
5. Bart Simpson
Kisiel: Nie ma bata! Bart to obok Homera najbardziej ikoniczna persona z The Simpsons. Mały gnojek, który nie zawaha się przed niczym, aby utrudnić życie swojemu ojcu. A co jeśli akurat rodziciela nie ma w pobliżu? Nic nie szkodzi. Dyrektor szkoły, koledzy czy właściciel baru – nikt nie może czuć się bezpieczny! Petarda wrzucona do sedesu? A może wywołanie potężnej fali dźwiękowej za pomocą sklejonych ze sobą megafonów? Bart w „heheszkach” nie ma sobie równych! Jeśli kiedykolwiek zdarzy wam się usłyszeć „Eat my shorts” czy „Cowabanga”, to wiedzcie, że coś się dzieje. Postać młodego Simpsona, stworzona przez Matta Groeninga, szybko wpisała się na listę najpopularniejszych postaci z filmów animowanych. Ogromna rozpoznawalność oraz sympatia, jaką widzowie darzą „żółtego dowcipnisia”, wpłynęły na to, że klub piłkarski Zenit Sankt Petersburg postarał się o zgodę na wykorzystanie postaci Barta jako oficjalnej maskotki. Jak widać nawet młody Simpson może pełnić symboliczną rolę ambasadora USA na terenie Rosji. A może to tylko przykrywka?
4. Jack Sparrow
Idris: Aye, szczury lądowe? Jest wśród was ktoś, kto nie słyszał o Jacku Sparrowie? A właściwie, by oddać mu należyty honor – kapitanie Jacku Sparrowie? To jeden z Pirackich Lordów Siedmiu Mórz, członek Trybunału Braci, najlepszy (lub nagorszy, zależy kogo zapytać) pirat, jaki pływał po wodach świata. Śmieszek i żartowniś, co od zabawy i hulanek nie stroni, egoista pierwszej wody o tak skomplikowanej osobowości, że tego rozumem nie ogarniesz. Jego plany śmiało można porównać do szuflady, w której z wierzchu walają się graty wszelkiej maści, zaś pod tą stertą klamotów znajduje się… drugie dno, a pod nim może i kolejne. Za nim nie nadążysz, jego nie dościgniesz. Możesz mieć tylko nadzieję, że wasze cele są chociaż minimalnie zbieżne, bo jest wtedy minimalna szansa na to, że nie nabije cię w butelkę i nie wepchnie do luku Devy’ego Jonesa.
3. Loki
Idris: W tym zestawieniu zdecydowanie nie mogło zabraknąć Lokiego, lodowego olbrzyma, boga psot i żartów, adoptowanego brata Thora. Wielu kojarzy go z superbohaterskich produkcji Marvela, gdzie nie raz i nie dwa wywiódł w pole swoich przeciwników lub chociaż próbował to uczynić (czasem przy tych staraniach ocierając się o śmierć). Okazało się jednak, że – chociaż rozpoczął Ragnarok – serce miał po dobrej stronie. A czy wiecie, moi mili, że mitologiczny pierwowzór jednej z ulubionych marvelowskich postaci był tak wielkim spryciarzem, że nakłonił Thora do niejednej głupoty? Żeby równowaga w przyrodzie nie została jednak zbytnio zachwiana, to na jego koncie prócz wielu niecnych występków, żartów i kłamstw znajduje się też kilka zasług. Dzięki niemu Asgardczycy otrzymali swoje najcenniejsze atrybuty, jak złote włosy Sif czy młot Thora.
2. Joker
Kisiel: Jeśli kiedykolwiek umalowany mężczyzna z pofarbowanymi na zielono włosami zechce zaprezentować wam sztuczkę ze znikającym ołówkiem, odmówcie. Jegomość, którego poczucie humoru bardziej bawi zdemoralizowanych psychopatów niż zwykłego obywatela, to nikt inny jak sam Joker. Książę Zbrodni, który dzięki regenerującej kąpieli w kadzi z chemikaliami uzyskał swój jakże szarmancki wyraz twarzy, uchodzi za największego wroga Człowieka-Nietoperza. Gangster o niezbyt poważnym wyglądzie to istny wrzód na tyłku Gotham. Poza niszczycielskimi zapędami, Joker to prawdziwy mistrz ucieczek i nietuzinkowych sztuczek. Ozdobny kwiat w klapie marynarki? Jego woń sprawi, że nawet najgrzeczniejszy osobnik na ziemi rozpłynie się (dosłownie) z zachwytu. Talia kart? Jej tasowanie może pozbawić palców. Wszelkie działania wymalowanego zbrodniarza to skrzętnie zaplanowane pranki, których celem jest nabicie Batmana w butelkę. Tak na dobrą sprawę, obaj panowie nie mogą bez siebie żyć, ale żaden nie chce się do tego przyznać. To takie ying-yang w świecie superhero. A, przypomniało mi się… Prawdziwym asem w rękawie Księcia Zbrodni jest Jad Jokera. Po kontakcie z tą substanc… hahaha… ofiara zaczyn…hahaha…aż w końcu…hahaha……<cisza>.
1. Maska
Kerber: Nie mogliśmy zakończyć tego zestawienia przy udziale kogoś innego niż zielonego szajbusa, który używa dowcipu jako broni masowego rażenia. Zadebiutował już w 1991 w limitowanej serii komiksów The Mask z wydawnictwa Dark Horse, ale prawdziwą sławę zdobył na ekranach kin trzy lata później. Sympatyczny ciamajda Stanley Ipkiss (w tej roli przebojowy Jim Carrey) przypadkiem zdobywa antyczną maskę (stworzoną zresztą przez Lokiego) i wkładając ją, nabywa zarówno szalonej pewności siebie, jak i umiejętności manipulowania samą rzeczywistością, kosztem braku oporów moralnych. Maska sprawia, że jej nosiciel jest jednak tylko na tyle niebezpieczny, na ile pozwala jego charakter (co w oryginalnych komiksach przekładało się na tony brutalności), więc Ipkiss zmienił się w człowieka o mocach z kreskówki i nieskończonym poczuciu humoru, czym zasłużył sobie na miano ikony lat 90.
Jeśli u żadnego z naszych specjalistów nie udało się wam uzyskać satysfakcjonującej porady, to możecie spróbować jeszcze złapać gdzieś choćby Denisa Rozrabiakę, Anansiego, Aanga z Avatara czy Mabel z Gravity Falls. A może sami kogoś polecicie? Śmiechu nigdy za wiele!