Glitch Techs prawie umknęłoby mojej uwadze, ponieważ mam awersję do produkcji filmowych czy serialowych, które za swój nadrzędny temat próbują obrać gry. Zwykle ich twórcy podchodzą do tego po macoszemu i ostateczny wynik jest żenujący. Jednakże, gdy przypadkiem zobaczyłem trailer Glitch Techs na Netfliksie, poczułem impuls, by dać temu serialowi szansę i zostałem pozytywnie zaskoczony.
Nickelodeon od dłuższego czasu nie wyprodukował nic szczególnie godnego uwagi, stąd tym bardziej cieszy, że Glitch Techs okazuje się być tak wciągającą produkcją. Co prawda, powstawała ona w bólach. Wpierw zapowiedziano ją w 2016 roku z myślą o tradycyjnej emisji w telewizji. W roku 2019 prace zostały zawieszone i pojawiła się groźba anulowania całego projektu, do czego na szczęście nie doszło, chociaż ostatecznie serial trafił tylko na Netflixa w lutym 2020 roku i został ciepło przyjęty, dzięki czemu drugi sezon będzie miał premierę już 17 sierpnia tego roku.
Fabuła jest dość prosta – korporacja Hinobi, producent elektronicznych gadżetów i konsol do gier, co jakiś czas organizuje konkurs dla graczy, którego zwycięzca dostaje pracę w ich lokalnym sklepie. Przynajmniej oficjalnie, bo równocześnie, po kryjomu, zatrudniani są oni jako tytułowi Glitch Techs, których zadaniem jest zwalczanie dziwnych istot nawiedzających gry wideo i wyciągających przeróżne wirtualne postacie do świata realnego. Głównymi bohaterami jest dwójka nastolatków o pseudonimach High Five i ME K.O., którzy dość niespodziewanie ex aequo wygrywają wspomniany konkurs i podejmują się pracy dla korporacji. Po każdej udanej akcji wymazują pamięć świadkom, a za schwytane glitche, bo tak nazywane są duchy z gier wideo, otrzymują punkty doświadczenia niczym w grze RPG, które potem przekuwają na jakieś profity czy ułatwienia.
Nie będę ukrywał, że główną siłą tego serialu jest obrany motyw przewodni, czyli gry wideo. Do tej pory przy innych produkcjach tego typu czułem raczej zażenowanie niż ekscytację. Na szczęście, w czasie oglądania Glitch Techs bardzo szybko daje się zauważyć, że twórcy inspirację czerpali wprost z osobistego doświadczenia rozgrywki parodiowanych przez nich tytułów. W czasie seansu bawić nas będą żarty czy nawiązania do takich gier jak Castlevania, Final Fantasy, Metal Gear Solid czy Overwatch. Znajdziemy też odniesienia do innych dzieł kultury, na których twórcy się wychowali lub aktualnie są nimi zafascynowani. Jedną z parodiowanych franczyz jest kreskówka z lat 80. – Thunder Cats, zaś z nowszych dzieł wprawne oko wypatrzy nawiązania do JoJo’s Bizarre Adventure czy Hatsune Miku. Przed seansem obawiałem się, że wszystko zostanie mocno uproszczone, jednak po trzech odcinkach wszystkie moje obawy zostały rozwiane. Od samego początku czuć, że z tego serialu bije miłość do tak zwanej popkultury geekowskiej, więc osoby uwielbiające easter eggi, będą na pewno zadowolone z seansu.
Niestety nie obyło się bez wad. Niektórym widzom może przeszkadzać, że główni bohaterowie są dość utartymi archetypami. High Five stara się iść za rozsądkiem, zaś ME K.O. jest trochę dziecinna i lekkomyślna. Jednowymiarowość charakteru dotyczy też Mitcha, antybohatera tej historii, egocentrycznego gbura, a równocześnie najlepszego łowcy spośród Glitch Techów, którego rola w fabule ograniczona jest do bycia irytującym i dla protagonistów, i dla widza. W pierwszej chwili ten brak głębi w postaciach jest lekko odrzucający, aczkolwiek po paru odcinkach można się przyzwyczaić. Mam tylko szczerą nadzieję, że w kolejnych sezonach wszystkie postacie zaczną przechodzić ewolucje charakteru, bo z czasem na pewno zaczną znów męczyć. Niektórzy dorośli widzowie mogą mieć też problem z formatem przygód, gdyż ten przypomina „potwora tygodnia” – w każdym odcinku bohaterowie muszą sprostać nowemu glitchowi. Na szczęście, gdzieś w tle zawsze jest jeszcze główny wątek fabularny, który jest mniej lub bardziej rozwijany z każdą kolejną przygodą.
Jeśli chodzi o aspekty wizualne, nie mam do czego się przyczepić. Designy są pomysłowe i przyjemne dla oka, a animacja płynna, chociaż w pierwszych dwóch odcinkach zdarzały się spadki klatek. Na szczęście, kontynuując seans do końca sezonu nie zauważyłem, by problem się powtarzał. W scenach akcji w tle przygrywają nam najróżniejsze utwory w stylach pasujących akurat klimatycznie. Raz usłyszymy gitarę z perkusją, innym razem wpadającą w ucho elektronikę z chiptune, a wszystko to skomponowane przez Brada Breecka, który pracował też między innymi nad rebootem Voltrona z 2016 roku czy Gravity Falls, co daje się się momentami w Glitch Techs odczuć. Serial ten oglądałem w oryginalnej wersji językowej, ale z ciekawości obejrzałem dwa ulubione odcinki z polskim dubbingiem i napisami po angielsku dla porównania. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie zachowanie całego slangu growego ze wszelkim „farmieniem”, „spawnami” czy „dropami”. Sami polscy aktorzy głosowi są równie dobrze dobrani co w oryginale, co w efekcie daje przyjemny seans dla osób, które wolą oglądać po polsku lub w towarzystwie swoich pociech.
Miłość do gier bijąca z każdego odcinka to chyba już wystarczający powód, by dać Glitch Techs szansę. Każdy fan wirtualnej rozrywki znajdzie tu coś dla siebie, nieważne czy preferuje produkcje z trzeciej generacji konsol, czy premiery z ostatnich lat. A do tego w pakiecie dostajemy niezły humor, akcję, świetną muzykę i sympatycznych, chociaż trochę płytkich, bohaterów. A potencjał nie został wyczerpany i jest jeszcze wiele gier do sparodiowania.
SZCZEGÓŁY
Tytuł: Glitch Techs
Produkcja: Netflix
Typ: serial animowany
Gatunek: komedia, akcja, sci-fi
Data premiery: 21.02.2020
Liczba odcinków: 9
Twórcy: Eric Robles, Dan Milano
Studio: Nickelodeon Animation Studio
Obsada: Ricardo Hurtado, Monica Ray, Scott Kreamer, Dan Milano, Luke Youngblood