SIEĆ NERDHEIM:

Czasem epilog to za mało. Recenzja książki Ropuszki

    Ropuszki

Czasem epilog to jednak za mało, by zamknąć wszystkie wątki, zakończyć sprawy rozgrzebane przez naszych bohaterów i uporządkować ich życie po wydarzeniach, które zaserwowała im wyobraźnia autora. Czasem nawet sześć tomów nie wystarcza, by zarysować wszystkie relacje między postaciami i obszernie wyjaśnić jak doszło do tego, że te pałają do siebie nieskrywaną nienawiścią lub miłością. Pisanie powieści rządzi się swoimi prawami, a wdawanie się w wątki poboczne może sprawić, że główna akcja rozmyje się, tracąc przez to na wartkości i płynności, co rzutować będzie na jej odbiór przez czytelników. Niezwykle trudno jest wyważyć na jak daleko idącą dygresję można sobie pozwolić, często więc o wiele lepiej jest pewne rzeczy pominąć lub opatrzyć je krótkim streszczeniem, bez wdawania się w nadmiar niepotrzebnych szczegółów. Zwykle jednak te niedokończone wątki, pominięte kwestie i niewyjaśnione relacje nie dają po nocy spać i to nie tylko czytelnikom, ale również autorowi, który postanawia jakoś tę sprawę rozwiązać – bywa, że to właśnie skłania go do napisania kolejnej książki o losach bohaterów, czy to w formie powieści, czy zbioru opowiadań, domykających niedomkniętą lub niedopowiedzianą fabułę, do tej pory pozostającą w cieniu głównych wydarzeń. Przecież niejednego w skrytości ducha nurtuje pytanie co dzieje się z postaciami, gdy z jakiegoś powodu znikają na jakiś czas z kart książki.

Wnioskując z przedmowy Ropuszek, to właśnie sprawiło, że Aneta Jadowska po zakończeniu serii o przygodach Dory Wilk, toruńskiej policjantki-wiedźmy, postanowiła wydać książkę z opowiadaniami umiejscowionymi w uniwersum Thornu i dotyczącymi znanych nam już bohaterów. Jest to całkiem przyjemny ukłon w stronę fanów, z których zapewne niejeden nabrał apetytu na kolejne przygody umiejscowione w magicznym odpowiedniku Torunia. Pod tym względem autorka nie zawodzi. Mamy zatem ponętną wiedźmę płodności, która ponownie kopie tyłki tym, którzy z uporem maniaka stają jej na drodze, w ten czy inny sposób zagrażając Dorze, jej przyjaciołom lub szeroko pojętemu porządkowi społecznemu. Opowiadania mogą przeczytać osoby, które z heksalogią Jadowskiej nigdy dotąd się nie spotkały, muszę jednak stwierdzić, że osobiście nie widzę w tym większego sensu – niektóre z nich ewidentnie powiązane są z wydarzeniami, które mieliśmy okazję śledzić w powieściach, zostaną więc pozbawione kontekstu. Znacznie lepiej sprawdzają się jako lektura uzupełniająca do cyklu o Dorze, jednocześnie nieśmiało wprowadzając nas do kolejnej serii, tym razem o przygodach Witkaca, policyjnego partnera Dory, który okazał się istotą magiczną, a dokładniej – szamanem. Opowiadania, w których pojawia się Piotr Duszyński (bo Witkac tak naprawdę ma imię!) są miłym preludium do wydanej nie tak dawno temu książki Szamański blues, będącej pierwszym tomem zapowiedzianej przez autorkę nowej serii.

Opowiadania ułożone są chronologicznie. Lekturę zaczniemy więc od dwóch tekstów, które na osi czasu znajdują się przed całą heksalogią. Są to: Szatański Pierwiosnek – historia prawdziwa oraz Po deszczu każdy wilk śmierdzi mokrym psem – pierwsze opowiada o tym, jak to się stało, że Dora Wilk została adoptowaną córką Leona, czorta i piekielnego generała, który przeszedł w stan spoczynku i prowadzi własny bar, drugie zaś wyjaśnia czytelnikowi skąd wzięła się niechęć pomiędzy naszą wiedźmą, a członkiem starszyzny Thornu i alfą stada wilków – Brunonem. Przejdziemy przez historie umiejscowione gdzieś po Złodzieju dusz, pierwszym tomie serii, dowiemy się co działo się z Mironem i Joshuą, gdy w Na wojnie nie ma niewinnych Dora walczyła o wilka ze swojego stada i zachowanie poczytalności, a jej przyjaciele zniknęli, po części nie chcąc namieszać w rozejmie między systemami, a po części zaś zajęci swoimi, równie ważnymi sprawami. Skończymy zaś na opowiadaniach o tym, co działo się już po zakończeniu całej serii. Nie uzyskamy jednak odpowiedzi na wszystkie pytania, które nasuną nam się po lekturze heksalogii. Mnie osobiście bardzo nurtuje to, jakim typem magicznej istoty jest Bogna – pani patolog, która w Egzorcyzmach Dory Wilk okazała się nie być tak przeciętnym człowiekiem, jak można było o niej sądzić. Na to odpowiedzi nie otrzymałam, nad czym niezwykle ubolewam. Opowiadań jest w sumie czternaście, o różnej długości i poziomie powagi – znajdzie się więc i coś krótkiego a wesołego, ale i coś dłuższego, zdecydowanie bardziej poważnego. Niestety, niewątpliwym minusem książki jest to, że sześć z zamieszczonych w niej tekstów można było przeczytać od dawna na stronie internetowej autorki, nie stanowiły więc dla zagorzałych czytelników i fanów niczego nowego.

Styl autorki ma zarówno fanów jak i anty-fanów. Osobiście uważam, że książki Jadowskiej nie są literaturą wybitną (czego trudno spodziewać się po kimś, kto w pierwszym tomie daje swojej bohaterce nieśmiertelność, a w kolejnych dorzuca do tego pakietu kolejne moce, czyniące ją potężniejszą), stanowią jednak całkiem miłą odskocznię od życia codziennego i niezłe czytadło do autobusu lub pociągu. Lubię czytać o miejscach znanych mi wystarczająco dobrze, że przed oczami widzę trasę, którą przemierzają postacie, nie tyle wyobrażając ją sobie, co przywołując z zakamarków pamięci odpowiednie wspomnienia z chwil, kiedy sama przechodziłam tymi uliczkami. Umiejscowienie akcji w Toruniu sprawia, że nie mogę sobie odmówić lektury – jest to jedno z moich ulubionych miast, co dodatkowo budzi we mnie sentyment do prozy autorki. Muszę też przyznać, że Jadowska trzyma poziom – jej opowiadania są napisane przyzwoicie, nie odbiegając od tego, do czego jej czytelnicy zdążyli przywyknąć. Teksty są spójne, nie brak w nich też akcji, a czasem znajdzie się też miejsce na odrobinę pokrętnego humoru i wplecenie bardziej współczesnych wątków, dzięki którym autorka puszcza oczko do czytelnika.

Jako wzrokowiec wspomnę też o tym, co rzuca się w oczy, gdy sięgnie się po wydanie Ropuszek. Na pierwszy ogień pójdzie okładka, na której w końcu przestają pojawiać się, znane z heksalogii, przypominające zdjęcia grafiki – mnie osobiście irytujące, budzące moje niezadowolenie i estetyczny szczękościsk. Opowiadania w końcu doczekały się ładnej okładki, rysowanej rękami Magdaleny Babińskiej, odpowiadającej również za wszystkie ilustracje, na które możemy się w książce natknąć. Miłą rzeczą jest również to, że okładka stylistycznie pasuje do poprzednich tomów, dzięki czemu ładnie komponuje się na półce i nie przyprawia żadnego pedantycznego czytelnika o nerwicę, palpitacje i zgrzyt zębów wywołany różnicą w formacie czy szacie wizualnej – pod tym względem Fabryka Słów nas nie zawodzi. Co do rysunków, w książce nie ma ich zbyt wiele, bo raptem sześć, zatem wciąż więcej w niej literek niż twórczości artystycznej rysowników. Wszystkie grafiki są czarno-białe i umiejscowione tak, by przedstawiać opowiadaną właśnie historię, ułatwiając czytelnikowi wyobrażenie sobie danej sceny i jej bohaterów. Samą książkę czytało się miło i przyjemnie, pozostawiła jednak po sobie pewien niedosyt, całkowicie pomijając niektóre postacie z cyklu, kiedy innym poświęcono aż dwa opowiadania. Z miłą chęcią przeczytałabym coś o Asie, Baalu czy Lucyferze, może nawet o archaniele Gabrielu… i wielu innych postaciach, dla których nie było w heksalogii zbyt wiele miejsca, a które w Ropuszkach nie pojawiły się wcale lub zawitały na stronicach ledwie na kilka chwil, zaostrzając tylko apetyt.

    Tytuł: Ropuszki
    Autor: Aneta Jadowska
    Wydawnictwo: Fabryka Słów
    Rok wydania: 2015
    Liczba stron: 251

Nasza ocena
5.5/10

Podsumowanie

Plusy
+ opowiedzenie nieopowiedzianych historii
+ równy poziom opowiadań
+ grafiki Magdy Babińskiej
+ okładka pasująca do heksalogii

Minusy
– sześć z czternastu opowiadań publikowanych było wcześniej
– brak odpowiedzi na niektóre pytania
– pominięcie niektórych bohaterów

Sending
User Review
4 (1 vote)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
madusia
7 lat temu

serię o Dorze połknęłam, a za „ropuszki” zabrać się jakoś nie mogę. forma opowiadań jakoś nigdy do mnie nie przemawiała i może dlatego mnie trochę odpycha od tej książki. ale w końcu zatęsknię za Dorą i resztą i pewnie po nią sięgnę, zwłaszcza że leży grzecznie i czeka. 😉
pozdrawiam serdecznie.

Martyna „Idris” Halbiniak
Martyna „Idris” Halbiniak
Geek trzydziestego poziomu. Wyznawca Cthulhu i zasady, że sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kiedyś zginie przywalona książkami, z których zbudowała swój Stos Wstydu™. W czasie wolnym od pochłaniania dzieł popkultury, pracuje i studiuje, dorabiając się już odznaki Wiecznego Studenta™. Znajduje się również w zacnym gronie organizatorów Festiwalu Fantastyki Pyrkon. Absolwentka psychokryminalistyki i studentka psychologii, nałogowo przetwarzająca kawę na literki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki