SIEĆ NERDHEIM:

Człowiek w diablej skórze – recenzja książki Projekt Mefisto

Projekt Mefisto

Twórczość Marcina Mortki kojarzyłam głównie z pirackiego fantasy. Nie ma w tym oczywiście nic złego, bo w myślach teksty te pozostały jako przyjemne, ciekawe i warte poświęconego im czasu, dlatego ucieszyłam się, dostając do recenzji książkę od wydawnictwa W.A.B., Projekt Mefisto. Radość podwójna, bo to tematyka bliska memu sercu, a jeszcze lepiej, że z rodzimego podwórka.

Piekło jest prężnie działającą korporacją, a diabły, cóż, swego rodzaju akwizytorami. Zygmunt, główny bohater, diabeł z krwi i kości, jest typowym korposzczurem nastawionym na nic innego jak wynik. Problem pojawia się, gdy Zygmunt, trafiwszy do Wyplut, małego miasteczka pełnego sfrustrowanych ludzi, uświadamia sobie, że jego moce są tu niemal bezużyteczne. Diabeł, jak na typowego pracownika niższego szczebla korpo przystało, odpala starego laptopa, czeka na załadowanie się systemu Hellion i loguje się do programu Mefistofeles, by odkryć, że zbiera niesamowicie mało punktów. Rzecz to tragiczna, bowiem niewyrobienie normy może być karane nawet rediabolizacją, dlatego zdesperowany diabeł stara się dociec, co takiego jest w Wyplutach, że jego moce zwyczajnie tu nie działają, choć na szkoleniach był najlepszy. Zaczyna się wyścig z czasem, Zygmunt ma bowiem jedynie równe dwa tygodnie na wykonanie swego zadania. Jak nietrudno się domyślić, Wypluty powoli ujawniają swe tajemnice, pozwalając czytelnikowi zanurzyć się w świat stworzeń dawno już zapomnianych, co dziwi nawet samego Zygmunta. Ponadto okazuje się, że z czasem diabeł… człowieczeje. I to niekoniecznie w taki sposób, jakiego moglibyście się spodziewać!

Projekt Mefisto

Mortka piórem posługuje się bardzo zręcznie, tekst czyta się naprawdę przyjemnie. Nie jest ani przegadany ani niedopowiedziany. Dialogi są żywe i barwne, trafnie oddając mentalność polskich „sebiksów” lub prostą psychikę stereotypowych budowlańców. Jeśli o stereotypach już mowa – Projekt Mefistofeles jest ich pełen. Są one jednak podane w sposób przystępny i zabawny, można je więc nazwać bardziej karykaturą rzeczywistości niż powielaniem nieprzyjemnych schematów. Dlatego, w skrócie: opisy i dialogi bawią tam, gdzie bawić mają, przekazują odpowiednią ilość informacji, nie zasypując czytelnika niepotrzebnymi głupotami. Tam, gdzie bohaterowie odzywać się nie powinni, zwyczajnie milczą, pozwalając czytelnikowi na snucie domysłów oraz własną próbę rozgryzienia całej zagadki. Jeśli czegoś w książkach nie cierpię, to przesadnej łopatologii. W książce Mortki tego nie uświadczycie i chwała mu za to, bo nietraktowanie czytelnika jako idioty jest dziś towarem mocno deficytowym.

Kolejnym atutem autora są żywe, barwne postaci. Czytając, łatwo rozróżnić je po samym idiolekcie. Zdecydowanie nie są to bohaterowie, których trzeba rozgraniczać zaledwie po imieniu oraz kolorze włosów. Mają ciekawe, pogłębione portrety psychologiczne i każdy z nich radzi sobie ze smutną rzeczywistością w Wyplutach na swój wyjątkowy sposób. Podobnież każdy ma swoje motywy i rozterki oraz żaden z nich, poza głównym villainem, nie jest czarno-biały. To bohaterowie, którzy wyzwalają w czytelniku wszelkie emocje tam, gdzie autor sobie tego zażyczył: jednemu będziemy współczuć, z innym chwilę się pośmiejemy, jeszcze innego będziemy nienawidzić.

Przy czytaniu istotna jest dla mnie również poprawność tekstu oraz zwyczajnie jego sens. Nie uświadczycie tu dziur fabularnych czy błędów logicznych, to pewne. Podczas lektury natrafiłam jednak na kilka literówek, które zdecydowanie powinny zniknąć przy korekcie. Czy było ich więcej? Trudno powiedzieć, skłaniam się ku temu, że raczej nie, bo czytać staram się dość dokładnie i uważnie, wynotowując przy tym wszelkie mankamenty (ale i plusy!) czytanego tekstu.

Skupmy się na moment na oprawie graficznej powieści, bo jest na co popatrzeć. Nie ma co ukrywać: jest prosta, ale osobiście lubię minimalizm i tu go zachowano. Ot, postać diabła, domyślam się, że Zygmunta, wraz z jego diabolicznym cieniem na czerwonym tle. Do tego dobrze dobrany font i, co uważam za naprawdę ciekawy pomysł, czarny papier okładki. Wszystko to dopełnia obrazu całej książki, przyciąga wzrok, ale jednocześnie nie jest nachalne. Podobno nie ocenia się książki po okładce, ale gdybym zobaczyła ją w księgarni na półce, z pewnością, choćby z czystej ciekawości, bym po nią sięgnęła.

Projekt Mefisto

Przejdźmy teraz do minusów książki. Znalazłam jeden, ale jak dla mnie bardzo istotny. Jakoś do połowy książki po prostu płynęłam przez tekst, zarywałam nocki i nie uważałam na zajęciach, zaczytując się w powieści. Później nastąpił chwilowy spadek formy, ale równie szybki do niej powrót. Gorzej z zakończeniem. Odniosłam dziwne wrażenie, że zabrakło na nie trochę pomysłu, a gdzieś książkę trzeba było skończyć. Czuję lekki niedosyt po tym, co zostało tam zaserwowane. Sama w sobie książka jest jak najbardziej dobra, ale momentami naprawdę dało się odczuć, że autor mógł być odrobinę zmęczony tym, co pisał lub po prostu zabrakło „tego czegoś”, żeby wszystko ze sobą na koniec połączyć.

Szczerze powiedziawszy, książkę podrzucono mi na zasadzie „hej, siedzisz w diabłach i innych Lucyferach, może to coś dla ciebie?” i muszę powiedzieć, że było to kompletne rozminięcie się z celem, bo owszem, interesuję się diabłami, ale nie w takim wydaniu. Tym niemniej byłam niezwykle mile zaskoczona, kiedy okazało się, że i korposzczur Zygmunt potrafił dotrzeć do mojego serca.

Książkę polecam zarówno fanom fantastyki jak i mitologii słowiańskiej. Może nie ma jej tu tak dużo, ale i tak podana jest w przyjemny, ciekawy oraz nietuzinkowy sposób. Również dla osób dopiero zaczynających swoją przygodę z fantastyką będzie to dobry wybór, szczególnie jeśli chodzi o autorów z rodzimego podwórka. To książka dobra, zarówno językowo, pod względem humoru jak i fabularnie, zdecydowanie godna polecenia. Gdyby nie nieco naciągane – jak na mój gust – zakończenie, ocena byłaby o jeden punkt wyższa.

Ilość stron: 399
Oprawa: miękka
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu W.A.B.

7/10

Podsumowanie

Plusy:
+ ciekawa fabuła
+ zabawne przedstawienie stereotypów
+ powiew świeżości w polskiej fantastyce
+ niekonwencjonalne podjęcie tematu mitologii słowiańskiej
+ żywi, ciekawi bohaterowie z ładnie zarysowanymi portretami psychologicznymi

Minusy:
– wrażenie chwilowego zmęczenia materiału
– kilka drobnych literówek generalnie niewpływających na odbiór tekstu

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Izabela „Deneve” Ryżek
Izabela „Deneve” Ryżek
Studiowałam archeologię, ale nasze drogi w końcu się rozeszły. Wannabe redaktor, pisarka po godzinach. Bloguję, gram, czytam, oglądam. Prawdopodobnie nie starczy mi życia na nadrobienie papierowo-ekranowych zaległości. Kocham fantastykę, kryminały, thrillery. Gdybym mogła być postacią z gry, byłabym Bulbasaurem.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki