Większość akcji powieści fantasy dzieje się w rozległych magicznych krainach pełnych pradawnych lasów, ogromnych górskich szczytów czy potężnych królestw. Przyzwyczailiśmy się do tolkienowskich elfich języków, starych map przedstawiających wymyślone kontynenty i miliona najdzikszych rodzajów magii. Czy jest więc możliwym, by fantastyczna przygoda rozpoczęła się, trwała i zakończyła się w jednym tylko miejscu? Pierwszy Róg udowadnia, że da się i to bez uszczerbku na jakości treści.
Przy natłoku przedziwnych krain i jeszcze dziwniejszych historii Richard Schwartz postanowił tupnąć nogą i zagrać na nosie oklepanym fabułom większości powieści fantastycznych. Pierwszy Róg zaczyna się jak każdy odgrzewany kotlet – w karczmie podczas szalejącej śnieżycy. Gdzie więc ten bunt wobec klasyki? A chociażby w tym, że przez całe 489 stron nikt się z tej karczmy nie ruszy. Cała akcja i wszystkie wydarzenia odbywają się pod jednym i tym samym dachem, gdzie w wyniku chichotu losu albo raczej zabójczej śnieżycy zgromadziła się prawdziwa mieszanka wybuchowa osobowości i profesji. Mamy więc podstarzałego wojownika, piękną elfią maestrę, mroczną elfkę-paladyna, straszliwego herszta z grupą bandytów, kupców, górników, szlachciców, najemników, no i, oczywiście, karczmarza i jego córki. I choć jadła i trunku starczy choćby i do samej wiosny, atmosfera gęstnieje z każdym dniem, i to nie tylko z powodu odoru niemytych ciał.
Nie trzeba być geniuszem, by domyślić się, że zamknięcie pod jednym dachem dużej grupy ludzi zawsze prowadzi do konfliktów i przemocy. Nikt o zdrowych zmysłach nie wytrzyma długo w pułapce bez wyjścia bez poważnego uszczerbku na psychice. Richard Schwartz w Pierwszym Rogu stworzył więc coś na kształt eksperymentu społecznego w realiach fantastyki. Jak się później okaże, karczma na zapomnianym przez bogów trakcie nie jest aż tak klaustrofobiczna, jak mogłoby się wydawać. Na skutek różnych zbiegów okoliczności bohaterom przyjdzie dowiedzieć się w bardzo nieprzyjemny sposób, że stanowi ona jedynie czubek wielkiego lodowca o pradawnych korzeniach. Skazani na siebie wędrowcy zmuszeni będą ustalić relacje pomiędzy sobą, by przetrwać w tych czterech ścianach i się nie pozabijać. Zadanie to nie należy do najłatwiejszych, a narastający nienaturalny mróz wcale go nie ułatwia…
Przyznam otwarcie, że początek książki nie zapowiada wciągającej i ciekawej historii. Miałam ogromny problem, by przebrnąć przez pierwsze pięć stron, które przypominały wstęp do stereotypowego papierowego RPG. A gdy jeszcze doszedł grafomański opis wyglądu jednej z głównych postaci zajmujący dobre cztery strony, musiałam robić przerwy na długie i intensywne trawienie wzbierającego niesmaku. Na szczęście – dzięki, o bogowie – początek był jedynie niezgrabnym potknięciem przy wejściu na scenę. Zgryźliwy humor głównego bohatera, jego mądre i przemyślane uwagi oraz sposób prowadzenia historii wynagrodziły całkowicie początkowe cierpienie. Czyta się lekko, przyjemnie, a akcja książki rozwija się z każdą kolejną stroną.
Przed przeczytaniem Pierwszego Rogu myślałam, że lata spędzone z high fantasy mam już dawno za sobą i nie przekonam się już do tego typu literatury. Pan Schwartz postanowił jednak zmusić mnie do zmiany zdania i odtańczyć taniec godowy, który sprawił, że znów poczułam się zauroczona. Pokazał mi także, że da się stworzyć coś ciekawego i z jajem, nie zmieniając lokacji co drugą stronę. Choć początek powieści i szata graficzna porażają sztampowością, po raz kolejny otrzymałam dowód na to, że nie należy oceniać książki po okładce, a początek nie definiuje reszty jej literackiego ciała. Polecam gorąco i zabieram się za kolejną część.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Pierwszy Róg
Wydawnictwo: Initium
Autor: Richard Schwartz
Gatunek: fantasy
Data premiery: 2018