Według Douglasa Adamsa wszechświat rządzi się swoimi prawami, które nie do końca trzymają się ogólnie przyjętych zasad fizyki. Na takie stwierdzenie na pewno może sobie pozwolić ktoś, kto w sposób satyryczny przedstawia losy bohaterów w swoich książkach i daje się w pełni ponieść wodzom fantazji. Ale kto wie, może i newtonowskie zasady czy einsteinowskie teorie nijak się mają do innych planet? Może wszechświat to nie tylko zbiór ciał niebieskich i kosmicznego pyłu, ale również ogromna wystawa portali międzyczasowych? Ciekawą wizję w tym temacie przedstawił nasz rodak.
Z twórczością Kacpra Kotulaka swój „pierwszy raz” miałem podczas lektury gmorkowskiej antologii poświęconej muzyce Iron Maiden (Iron Tales). Jego opowiadanie zatytułowane Biegiem, ku wzgórzom w barwny sposób opisywało najazd Europy przez Indian. Przyznam, że podczas czytania dość oryginalnej wizji kolonizacji Starego Kontynentu śmiałem się do łez, a sam autor otrzymał ode mnie solidnego plusa. Dokładnie dwa lata później, gdy w swojej skrzynce znalazłem Początek, koniec i hot-dogi Kotulaka, z dziecięcą zapalczywością i ogniem w oczach zabrałem się za lekturę…
Głównym bohaterem historii jest Nabuchodonozor Wilkins. Z takim imieniem dzieciństwo i lata młodzieńcze nie mogły być usłane różami, ale nie tego dotyczy historia. Otóż pan Wilkins, kapitan floty kosmicznej USA, otrzymuje również bardzo odpowiedzialne zadanie: uchronienie Ziemi przed lecącą w jej kierunku asteroidą. Do pomocy zostaje mu przydzielony komandor Bertleigh – idealne ucieleśnienie głupoty. Żeby dodać nieco dramatyzmu, cały proces ratowania naszej kochanej planety mieści się dosłownie na kilku, początkowych stronach książki. Wniosek nasuwa się sam… Ziemia zostaje zniszczona, dwóch Amerykanów dryfuje właśnie w przestrzeni kosmicznej w swoim statku, a na domiar złego ktoś raczy przerywać jakże wymowną żałobę. Po krótkiej chwili na pokładzie melduje się kolejny załogant (dla odmiany kosmita) – Xijn Jumgroth, przedstawiający się jako koordynator końca świata. I w ten oto sposób dwóch ostatnich Ziemian jako jedni z pierwszych doznają zaszczytu poznania przedstawiciela obcej cywilizacji. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Utrata planety nie należy do miłych rzeczy, zwłaszcza jeśli we wszechświecie istnieją miliony innych – zatem „bezdomność” nie jest cechą każdej zawieszonej w kosmosie cywilizacji. Natomiast prawdą jest, że każdej z nich dokucza apetyt. O tym wie również i Xijn. W mgnieniu oka załoga trafia do międzygalaktycznej gastro-budki, w której dominują hot-dogi , specjalność właściciela „knajpy”, Sinusa Pi Czwartych. Tak oto drogi życiowe czterech postaci się krzyżują. Czy to już koniec historii? Otóż nie! Czeka na nich cała masa atrakcji począwszy od spotkania z ucieleśnioną wersją Czasu, poprzez wizytę jednego z Czterech Jeźdźców kończąc na lawirowaniu w czasoprzestrzeni.
Czego można się spodziewać po książce Kacpra Kotulaka? Na pewno pełnej pratchettowskiego humoru jazdy bez trzymanki, nieziemskich (dosłownie) zwrotów akcji oraz oryginalnych bohaterów. W Początku, końcu i hot-dogach wyczuwa się inspiracje Autostopem przez galaktykę, Facetami w czerni czy Doktorem Who i najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że ten cały miks wyszedł naprawdę dobrze, choć brakuje tu nieco trzech ząbków centuriańskiego czosnku (symboliczne nawiązanie autora recenzji do treści książki). Lekturę polecam w szczególności fanom panów Pratchetta i Adamsa, Ricka i Morty’ego oraz wszystkim tym, którym znudziły się szablonowe space opery z nadmiarem polityki w tle. Kotulak po raz kolejny dowodzi, że jest w doskonałej formie.
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Gmork za podesłanie egzemplarza do recenzji.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Początek, koniec i hot-dogi
Wydawnictwo: Gmork
Autor: Kacper Kotulak
Typ: beletrystyka
Gatunek: science-fiction
Data premiery: 10.03.2019
Liczba stron: 212
Chce się czytac❤️