Myślę, że kiedy piszę Komornik, i jeszcze dodaję Gołkowski – wiecie, czego się spodziewać. Jeśli nie, tych kilka słów was ustawi: przekleństwa, przemoc, groteska, obrazoburczość, Apokalipsa. Ta św. Jana, chociaż w wersji mało wzniosłej.
Kocham Wilq, cieszy mnie złorzecząca Achaja, sama często brzydko mówię, ale jednak jestem pod wrażeniem stylu Gołkowskiego. Jest absolutnie bezpardonowy, jedzie po bandzie… chociaż może trochę za dużo zasłania tymi środkami językowymi. Czasami to świetna zabawa, jak z Pana Lodowego Ogrodu uczyłam się chorwackich i fińskich przekleństw, tak z pierwszego tomu Komornika pewnie zapamiętam kilka starogermańskich. Kiedy indziej ciężko poczuć pod tą całą stylistyką człowieka, bohatera-narratora snującego się w podkutych sandałach po postapo skąpanym promieniami zachodzącego słońca.
W świecie tej książki Ziemia się zatrzymała i żyć, czy raczej egzystować, da się tylko w wąskim pasku słonecznego Blasku, akurat przypadkiem obejmującym połowę Polski. Poza nim jest mrok, Cień, Rewers, ale o tym dopiero w drugim tomie. Główną postacią Komornika jest tytułowy windykator, Ezekiel (Zek) na usługach anioła śmierci Azraela. A, tak, bo zastępy zstąpiły na Ziemię i zorganizowały machinę masowej zagłady bezpośrednio inspirowaną osiągnięciami Hitlera. A że, jak wspomniany, mają problemy z przerobieniem takiej masy ludzi, wysługują się także siepaczami w rodzaju Zeka. Posyłają ich (pieszo) na misje pozbycia się wyjątkowo upierdliwych dłużników, czyli bezczelnie nie umierających osób.
Komornik to książka stanowczo męska, czytaj: postaci kobiecych brak. Czasem zdarzy się jakiś sukkub (a nie, przepraszam, to już drugi tom), ale poza tym dziewczyny są niemal wyłącznie we wspomnieniach Ezekiela. Jak się nad tym zastanowicie, tak z dystansu, da się może znaleźć uzasadnienie – Apokalipsa to nic fajnego, Zek z kolei nie pcha się w żadne towarzystwo, w tym damskie… No i Aniołowie & co. są bandą staroświeckich, hiperkonserwatywnych szowinistów. Zarówno ciuchy, jak i porządek społeczny musi pasować do Biblii, czyli pochodzić z przełomu er.
Groteska jest w Komorniku wszechobecna. W scenach walk jest jeszcze poważnie (Gołkowski należał do bractwa rycerskiego), ale już urazy są przesadzone – słudzy Góry mają jakieś + 50 do regeneracji. Ważnym wątkiem jest nielegalna produkcja i handel relikwiami – to są, przypominam, części ciała różnych osób, do tego nie wszystek umarłe. No i cherubiny, serafiny… to coś w rodzaju średniowieczno-barokowych machin zagłady, plujących ogniem pyzatych twarzyczek na małych skrzydełkach, skrzydeł pełnych oczu – wszystko zgodnie z Literą. Gołkowski pokazuje w Komorniku na wiele sposobów, co by to znaczyło, gdyby Testamenty nie były metaforą.
Piszę tę recenzję z perspektywy drugiego tomu, dlatego będzie nieco łaskawsza niż byłaby po samym pierwszym. Gołkowski woli masakrę od portretowania i uczłowieczania swojego pierwszoosobowego narratora. Zek został zasłonięty (albo sam się zasłania) językowymi fajerwerkami, rzeką krwi i paskudztwa, scenkami jak z Happy TreeFriends. Trochę nie czuć w tym wszystkim osoby, więc z dramatycznej opowieści wychodzi czytadło. Jako lekka lektura z przytupem bardzo fajne i godne polecenia, ale bez głębi. Ale ja już wiem, jak tysiące wiernych fanów, że coś więcej zaczyna dziać się w Komorniku ++. Kontynuacja rzuca nowe światło na wiele elementów świata przedstawionego w jedynce, zwłaszcza opresyjność, totalitaryzm i (właśnie) odczłowieczenie społeczeństwa Blasku. Dzięki temu, z pomocą starogermańskich przekleństw i nieskrępowanej wyobraźni, warto poczytać te serię.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Komornik
Data premiery: 2016
Autor: Michał Gołkowski
Gatunek: postapo, fantasy
W sumie dobrze się bawiłem, ale musiałem w połowie zrobić sobie przerwę. Nie wiem w sumie dokładnie dlaczego. Czy coś mnie wymęczyło, czy za mało się działo, czy może irytowało mnie, że Gołkowski nieszczególnie odkładnie opisywał istoty anielskie (do tej pory wyobrażam sobie dziecięcą buzię, a dokładnie głowę (i tylko głowę) z 3 paramy skrzydeł, czy jakoś tak)? Czy może trafiłem na coś ciekawszego (chyba „Adept” Przechrzty, ale nie dam sobie nic uciąć)? Ale no nie mogłem Komornika wziąć na raz. Naprawdę uwielbiam, gdy w tekście pojawi się majestatycznie rzucona wiązanka, bawi mnie to niczym Zagubionego Chłopca 😀
Według mnie nikt z przeklinania nie zrobił takiej sztuki jak Kędzior z „Chłopców” Ćwieka.
W „Komorniku” niestety brzmiało to trochę, jak gdyby reprezentant starszego pokolenia próbował być „cool”. Jednak po powrocie druga połowa wciągnęła maksymalnie, a w momencie zakończenia byłem zaskoczony, że na kolejnej stronie nic nie ma 🙁
Jak już marudziłam wyżej i będę w kolejnych recenzjach, pierwszy tom jest boski językowo i trochę pustawy jeśli chodzi o psychologię postaci. I myślę, że właśnie przez to trochę męczy. Ale „Rewers” i „Kant” już nie mają tego problemu, widac w nich Zeka-osobę. Czytałeś kolejne?
Jeszcze nie. Ale skoro zmiany są wyraźne i to na lepsze, nie będę się dłuzej wahał.
moim zdaniem „Rewers” jest świetny, bardzo mnie zaangażował, do tego jest bardzo przewrotny 🙂 moja recenzja właśnie jest w korekcie, więc niedługo możemy pod nią też pogadać 😛 Ciekawe, czy się zgodzimy.
Pytanie tylko, czy uda mi się nadgonić „Rewers” do tego czasu 🙂 Tym bardziej że taki ładny przygotowany stosik leży na wyciągnięcie ręki 😀 Z pewnością się pojawię i będę wypatrywał innych okazji do porównania wrażeń
Znamy to wszyscy!
Jeszcze tylko bąknę, że moim zdaniem „Rewers” jest idealny na Święta
No i już całkiem namówiłaś 😀
Dorzucę do tego drugi tom Pana Lodowego Ogrodu i dodatkowo będzie partiotycznie 😀
Perkele, patriotycznie jak cholera!