Blurb na okładce prezentuje tę książkę dość przewrotnie, czyta się ją przez to z dużym zaskoczeniem. W tej recenzji pojawią się jedynie wątki wspomniane przez samego Grzędowicza na spotkaniu promocyjnym, więc technicznie rzecz biorąc nie są to spojlery… Ale ostrzegam: jeśli chcecie być zaskakiwani od samego początku, to wróćcie tu co najmniej po połowie Helu 3.
Skoro zostaliście: wystarczy przeczytać okładkowe notki od ostatniej do pierwszej – tak właśnie przebiega fabuła tej książki. W pierwszym rozdziale czytelnik ląduje na główkę w Dubaju, gdzie Norbert, ktoś w rodzaju tabloidowego dziennikarza, próbuje znaleźć iwent (czyli zdarzenie), na którym dałoby się zarobić. Nie nosi ze sobą kamery czy aparatu, tylko okulary z wbudowanym obiektywem i omnifon, jeszcze niespełnione marzenie Apple'a i hipsterów. Bohater nie ma jednak czasu na sojowe latte, bo myśli głównie o tym, że jeśli nic nowego nie wrzuci do sieci – nazywanej tu już MegaNetem – umrze z głodu, i to na obczyźnie. Na początku naszej wspólnej przygody nie tylko dostanie cynk o akcji terrorystycznej, ale spotka polskich komandosów, których warto zapamiętać, bo wrócą.
Iwenciarz Norbert, ze swoją stresującą pracą i niewielkim szacunkiem dla publiczności czyhającej na szybką sensację, jest wyraźnym komentarzem do trendu zauważalnego już dziś – klikalne są „pudelkowatość” i chryja, z obowiązkowym „szokiem” i „dramatem”. Już w kolejnych rozdziałach okaże się jednak, że to tylko pazłotko przykrywające niezbyt poza tym błyszczącą rzeczywistość bohatera. Grzędowicz umieścił go w antyutopii, gdzie doktryna zrównoważonego rozwoju wtłoczyła Europę w przymusową nędzę, z obowiązkowym liczeniem kalorii i składników odżywczych, bo zakupy są na kartki (choć wirtualne). W trakcie poznańskiego spotkania z czytelnikami autor stwierdził, że to nie jest jego wizja „jak będzie”, ale hipoteza. Oparł się na faktach o naszej codzienności, ta jednak może rozwinąć się jakoś inaczej – i lepiej, żeby tak zrobiła.
Świat Helu 3 jest mistrzowsko zbudowany – z energicznego języka Norberta, w którym zdarzają się świetne neologizmy, gotowe do użycia już teraz i bardzo plastyczne. Akcja zaczyna się w Dubaju, potem przeniesie się do Polski, Rumunii i w końcu na obiecany Księżyc. Ale zanim dotrze w kosmos, przejdzie przez szare mieszkanie w bloku, zakupy u nielegalnych, żyjących poza prawem rolników, wielką aferę „podsłuchową” i pensjonat dla straumatyzowanych najemników. Rzetelna, powolna konstrukcja, która wciąga czytelnika i każe mu wierzyć, że to dopiero pierwszy z wielu tomów. Ale nie łudźmy się, to pojedyncza historia, Grzędowicz postanowił wrócić do zwięzłych form i tym razem zapanować nad książką mniejszej objętości niż Pan Lodowego Ogrodu. Praca and Helem zajęła mu 4 lata, a w międzyczasie „na świecie zaczęło się robić dziwnie”, wybuchła afera podsłuchowa (przez co musiał przebudować pierwotną wersję dobierania się przez Norberta do iwentu w luksusowej restauracji), nasilił się terroryzm. Ale po co taki długi „wstęp” na Srebrny Glob? Jak powiedział sam pisarz – „bywają takie książki, na przykład Psy wojny Forsytha”, podobnie (aż do tzw. zakończenia otwartego) traktował konstrukcję świata także Dick. Krótko mówiąc, to powrót do klasyki, ale także przyjemność z tworzenia.
Frajdę z pisania czuć na przykład w opisach licznych przedmiotów niezbędnych do życia w drugiej połowie XXI wieku oraz komandoskiego wyposażenia. Grzędowicz powiedział, że jest gadżeciarzem, ale w kwestiach bycia prepersem już musiał się konsultować z ekspertami. Sam nie ma nawet „torby BiS” (zestaw do szybkiej ucieczki z domu „bierz i sp…”), chociaż, jeśli się zastanowić… każdy z nas ma przy sobie smartfona, karty bankomatowe i dokumenty, co umożliwia poradzenie sobie bez stałej bazy przez kilka dni. Ale nie zniknięcie, to jest trudniejsze… Mniej więcej takie rozważania toczy się po przeczytaniu Helu 3 i na spotkaniach promocyjnych tej książki. Dodatkowo można usłyszeć, że „kontrolowana schizofrenia to los pisarza” (tak się pisze dialogi), a „kot to zjawisko kwantowe”.
Podstępny blurb Helu skłania niektórych do myślenia, że to źle skomponowana książka. Moim zdaniem to świetna językowo i dopracowana nie tyle fabuła, co antyutopia właśnie – która musi opierać się na konstrukcji mocnego, wiarygodnego i przerażającego tła, straszącego swoją bliskością i realnością. Niektóre elementy doktryny wymuszonej nędzy są już widoczne w tzw. prasie kobiecej (reglamentacja cukru itp.)… No i na portalach tabloidowych oraz youtube'owych składankach najgłupszych i najboleśniejszych wypadków. Po przeczytaniu tej książki Grzędowicza warto może nie tyle spakować „BiS”, ile zacząć bombardować sieć słodkimi kociakami, być może jedynym remedium na przemoc…
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Hel 3
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Autor: Jarosław Grzędowicz
Typ: ksiązka
Gatunek: science-fiction, sensacja
Data premiery: 15.02.2016
Liczba stron: 512
Podsumowanie
Plusy:
+ wspaniały język
+ realizm świata przedstawionego
+ doskonale poprowadzone i napisane s-f bliskiego zasięgu
+ dobra podstawa do wielu ciekawych rozważań i dyskusji
+ wciągające emocjonalnie
Minusy:
– dla niektórych – mało Księżyca – nagłe zakończenie mogące wydawać się krótkim
Dzięki za rzetelna recenzję, bardzo lubię Grzędowicza. Żałuję że do tej pory nie miałam okazji spotkać się z autorem na żywo. Może będzie na tegorocznych WTK?
Dziękuję, też go bardzo lubię 🙂 Miał w Warszawie spotkanie naprawdę premierowe, a poza tym – nie wiem. Będzie na Pyrkonie, Poznań jest całkiem niedaleko od stolicy, zapraszamy 😉