SIEĆ NERDHEIM:

Niewinność spalona Słońcem. Recenzja komiksu Rio

Okładka dostaje 10/10.

Komiksy ubogacają nasze życia. Pusty banał, ale mi chodzi o konkretną sytuację. Do tej pory, gdy mówiłem o rozciągniętych na wiele lat fabułach, w których dobre ziomki stają się trochę mniej dobre przy okazji pięcia się po szczeblach przestępczej kariery, miałem na myśli klasyk amerykańskiego kina oraz anime. Teraz, dzięki „Rio”, do „Dawno temu w Ameryce” i „Gungrave” (serio) dołączył frankofoński komiks. Kuriozalna trójca i jeśli rozstrzał gatunkowy między tymi dziełami ma być jakąkolwiek wskazówką, następna podobna produkcja będzie pewnie niemą sztuką teatralną odgrywaną w akompaniamencie muzyki noisowej. 

Rio de Janeiro, miasto z pięknych zdjęć, na których najbardziej memiczny posąg Jezusa Chrystusa spogląda z góry na biedę, przemoc i nierówności społeczne. Aż się prosi o jakąś dramatyczną fabułę, nie? Nic prostszego, zepsuty do szpiku kości gliniarz morduje swoją kochankę i zarazem informatorkę, czyniąc z jej syna i córeczki sieroty. Dzieciak zostanie naszym głównym bohaterem, dziewczyna też gdzieś tam w fabule będzie. Prawdziwym początkiem kaskady dramatycznych zdarzeń jest jednak coś innego, wątek oparty na faktach. 22 lipca 1993 roku grupa napastników zaczęła strzelać do grupy bezdomnych dzieci i młodzieży koczujących pod kościołem Candelária. Część morderców, którzy odebrali życie ósemce młodych ludzi, okazała się później policjantami. Sprawa oczywiście odbiła się szerokim echem w społeczności, latanie ze sloganami „ACAB” jest często uzasadnione, ale rzadko kiedy aż tak dobitnie.

Tak, są czary. Nie, nie są zbytnio istotne. Teoretycznie.

Nas interesuje jednak coś innego, my skupimy się na ocalałych (jeżeli można ich tak nazwać). W prawdziwej historii ponad połowa z tych, którzy uszli z życiem z masakry, zginęła później z rąk policji lub w efekcie działalności przestępczej w rejonie. Straszna statystyka, mała szansa na spokojną starość w kapciach przed telewizorem, ale naszemu protagoniście się przyfarciło. Rubeus i jego siostra Nina (w sumie nie wspomniałem wcześniej ich imion) wbijają się adopcyjnie do najwyższych sfer, lecz ulica, jak jakaś pierdzielona czarna dziura, przyciąga swoich wychowanków, pożera nadzieję i zatruwa promieniującym zepsuciem. W podszytej okultystycznym mistycyzmem historii przyjdzie nam więc obserwować walkę o jutro w jednym z najtrudniejszych środowisk na świecie.

Z tym mistycyzmem mam właśnie lekki problem, tylko i wyłącznie z tym właściwie. Wątek klątwy rzuconej na rodzinę Rubeusa jest doskonałym bonusem, dodaje niezwykłego kolorytu do raczej przewidywalnej (choć wciąż wciągającej) fabuły. Niestety jednocześnie psuje zakończenie, bo (minor spoiler alert!) o ile kwestie magiczne zostaną domknięte, faktyczny trzon wydarzeń jest ostatecznie potraktowany po macoszemu. Niedopowiedzenia potrafią czasem opowieść wzbogacić, ale to nie jeden z tych przypadków. Konflikt Rubeusa z mundurową mendą, jako rozciągnięta na wiele lat historia o zemście, zasługiwał na zakończenie z krwi i kości.

Trzeba faktycznie przeczytać, żeby zauważyć, jak dobrze ilustracje grają z narracją.

Poza tym bez większych zaskoczeń, ale i bez rozczarowań. „Rio” od początku przygotowuje nas na najgorsze i najczęściej te oczekiwania spełnia. To jeden z tych tytułów, który w tekstach go omawiających jawi się jako coś masakrycznie trudnego w odbiorze i emocjonalnie przytłaczającego, a podczas samej lektury nie sprawia jednak większych problemów. Z drugiej strony też, co nieczęsto się ostatnio zdarza, bohaterowie i ich losy zostały w mojej bani na kilka dni po przewróceniu ostatnich stron. Louise Garcia rozpisał bowiem charaktery postaci i dynamikę relacji między nimi nawet bardziej pieczołowicie od wyraźnie zarysowanych elementów miejscowej kultury. Koniec końców mamy niby fikcyjną historią, która rozgrywa się w świecie równocześnie autentycznym, ale i na tyle obcym naszej kulturze, by jawić się skutecznie się jako mroczna fantastyka. Ulice faweli są duszne i wypełnione demonami, ludzkimi demonami, dlatego gdybanie o tych potencjalnie ezoterycznych średnio mnie interesowało.

Ilustracje są za to tak kapitalne, że prawie brak mi słów. Ze względu na, co by nie gadać, nieprzyjemną tematykę, trochę głupio było mi czerpać aż tyle radości z obserwowania każdego rysunku Corentina Rouge. To tradycja bez zatęchłego warcholstwa, przejrzysty skutek znajomości medium komiksowego, który bez większego eksperymentowania formą absolutnie nie nudzi. Ktoś rzeknie „nic specjalnego”, ja rzeknę „chyba ty!”, bo średnio potrafię sadzić błyskotliwe riposty, ale strona graficzna „Rio” zasługuje na wszelkie pochwały. Okładki należą do najlepszych, jakie widziałem od wielu lat, a w samych kadrach miasto zachwyca szczegółami. Mimika poraża ekspresyjnością, sekwencyjność nie zawodzi, w kresce brak choćby minimalnych błędów technicznych – w ręce artysty czuć pewność. Nie zachwycał bym się pewnie tak mocno, gdyby nie kolory. Niby tutaj też fajerwerków brak, ale widać konsekwencje wyborów palety i dzięki temu wyraźny podział na sceny o zamkniętym charakterze i konkretnym, przemyślanym klimacie.

Radzę nie podejmować istotnych decyzji pod wpływem dziwnego kadzidła.

Czy „Rio” to jeden z najlepszych komiksów roku? Nie przesadzajmy, nie umieściłbym go pewnie na żadnym podium, chyba że ze względu na stronę graficzną. To silnie emocjonalna, wciągająca opowieść o życiu w ekstremalnie trudnych warunkach, historia momentami mocno przewidywalna i zwieńczona nie najlepiej napisanym zakończeniem. Louise Garcia potrafi się mimo to wbić w podświadomość czytelnika, wygrzebać sobie w niej przytulne gniazdko i zostawić w nim spore wrażenie odnośnie bohaterów swojego komiksu. Tytuł wycelowany w konkretnego odbiorcę i tym odbiorcą chyba nie jestem ja, maniak superbohaterskiej amerykańszczyzny (tak, wciąż), ale nadal uważam, że warto mieć „Rio” na półce.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: RIO
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Autorzy: Louise Garcia, Corentin Rouge
Tłumaczenie: Olga Mysłowska
Typ: komiks
Gatunek: dramat, kryminał
Data premiery: 21.09.2022
Liczba stron: 288
ISBN: 978-83-8230-381-0

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Komiksy ubogacają nasze życia. Pusty banał, ale mi chodzi o konkretną sytuację. Do tej pory, gdy mówiłem o rozciągniętych na wiele lat fabułach, w których dobre ziomki stają się trochę mniej dobre przy okazji pięcia się po szczeblach przestępczej kariery, miałem na myśli klasyk...Niewinność spalona Słońcem. Recenzja komiksu Rio
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki