SIEĆ NERDHEIM:

Ruda maruda. Recenzja gry Trifox

Trifox – grafika okładkowa

Co mówi lis? W epoce Internetu nie jest trudno sprawdzić. W tekście można to streścić do „drze papę” albo „eeeee!”. Ogrywając Trifox, zbliżyłem się do rudzielców bardziej, niż bym chciał. Głównie przez wydawanie nieartykułowanych okrzyków, będących reakcją na nieczytelny bajzel dziejący się na ekranie monitora.

Lubię te nasze polskie liski-śmierdziuszki (zaufajcie mi, to trochę trudniej potwierdzić w sieci, ale tak, capią) i cenię sobie każde spotkanie ich w mojej zielonej dzielnicy. Tak więc dałem skusić się na lisi motyw.Kreskówkowa grafika ilustruje prosty i slapstickowy świat głównego bohatera, któremu banda wilków-piratów-magów-ninja kradnie pilot od telewizora. Od razu pędzimy na przygodę! O ile nie skręcamy za często albo nie próbujemy celować w ruchu – nasz lisek porusza się bowiem z taką gracją, jakby dopiero co opróżnił kurnik. Nieco lepiej skacze, nawet podwójnie (gorzej z lądowaniem). Pokicamy po ładnych platformach, rozrzuconych na lokacjach w trzech tematach – tropiki, Dziki Zachód i coś à la Tybet. Są do tego przyzwoicie przemyślane, zagadki środowiskowe dostarczają ciekawszych wyzwań niż walka, ale to nadal nic wymagającego zaangażowania szarych komórek na dłużej. Miło za to, że przez całą grę czekają nas coraz to inne puzzle. Czasem dostaniemy też dodatkową sekwencję jak pościg kolejką szynową, przyjemnie urozmaicające rutynę czyszczenia kolejnych aren z przeciwników.

Przez większość czasu zapominałem, że to domyślnie ma być twin stick shooter.

Więcej zgrzytania zębów dostarcza sam teren, bo skakanie w widoku z góry nie należy do najprzyjemniejszych, nawet mimo wygodnego podkreślenia pod bohaterem. Środowisko widocznego z góry 3D nie ułatwia orientacji w terenie i regularnie zdarzało mi się zaliczać glebę, bo o włos źle trafiłem w krawędź. Nie widać lądowiska, przeszkody znikają za obiektami, a jeśli jeszcze trwa walka, efekty cząsteczkowe skutecznie zakrywają mapę. Dorzućmy do tego powolne ruchy naszego lisiska, a na deser – z kamerą nie zrobimy nic! Ta jeszcze lubi sama podejmować decyzję za gracza, oddalając się i zbliżając w zależności od kąta, do którego bohatera się wciska. Myślę, że moje zgony od wpadania w pierdoły są trzykrotnie większe niż te z rąk niemilców. Chodzi lisek koło drogi, nie ma ręki ani nogi, trudno liska się żałuje, gdy kamera nam kołuje. Pewnym ułatwieniem jest hojna liczba checkpointów i brak kar za reset, ale toporność ruchów postaci sprawiała, że odechciewało mi się bawić w ukryte zadania dla kolekcjonerskich diamencików czy dodatkowej kasy na punkty umiejętności.

Z ulgą powitałem fakt, że Trifox daje bohaterowi umiejętności pozwalające ominąć pewne bolączki sterowania. Dokonujemy bezkrwawego siepania hord wrogów za pomocą kombinacji trzech klas postaci. To jest właśnie „tri” z tytułu i motyw przewodni gry, który oznacza – pamparam! – drzewka umiejętności, jakie gracze widzieli już wiele. Jeśli podobnie jak ja mieliście nadzieję na trzy osobowy co-op, to też możecie tu westchnąć z frustracji – to singlowy platformer. Naszego kanapowego futrzaka przeszkolimy na wojownika, maga albo inżyniera i dowolnie zmieszamy odblokowane moce, biorąc ze sobą cztery naraz i jeden rodzaj uniku.

O to cały „trifox”, czyli drzewka rozwoju. Plus za oryginalność – nie mamy menusów tylko skaczemy po polach, do odblokowania umiejek.

Ja niemal całą rozgrywkę ukończyłem kombinacją walki wręcz i inżynieryjnych wieżyczek, odwalających za mnie większość roboty, co jakiś czas tylko tłukłem obszarowymi atakami wręcz. Raz, było to diabelnie efektowne, dwa, pozwalało mi nie przejmować się topornymi ruchami bohatera i niewygodą celowania (mającego też problemy z namierzaniem wrogów w trójwymiarowej przestrzeni). W ten sposób zdołałem zautomatyzować nawet niektóre zagadki środowiskowe, np. przez wrzucenie wieżyczki na ruchomą platformę, żeby sama rozwaliła przeszkody na drodze. Jako unik brałem szarżę, bo z jej pomocą mogłem natychmiast rozpędzać powolnego bohatera.

Swoboda w podejściu do wyzwań jest pewną zaletą, nie ukrywam. Oczywiście, da się pobawić w bardziej skomplikowane kombinacje bojowe. Mamy czary obszarowe, spowolnienia, tarcze, murki, skoki i inne cuda, o ile tylko nam starczy many, cooldownów i monetek do ich odblokowania. Warto pilnować tych elementów, bo gra nas nie powstrzyma przed wybraniem się w drogę z samymi umiejętnościami defensywnymi albo z tak dużymi cooldownami, że będziemy większość walk biegać w koło (zwykle nie można ruszyć się dalej, póki nie przetrzebi się aktualnej hordy brzydali na arenie). Podstawowy atak też zajmuje slot na naszym pasku zdolności i warto go nie gubić.

Kiepskie celowanie w środowisku 3D? Na szczęście droga Inżyniera ma kilka wieżyczek, które bagatelizują problem.

Możemy także zwiększyć poziom trudności do bycia powalanym na jeden strzał. Czy walka warta jest pocenia się? Moim zdaniem – nie. Skłamałbym, mówiąc, że lubię gatunek twin stick shooterów, ale nawet na tle jego kuzynów i moich słabych doświadczeń z nimi, walka w Trifox jest rozczarowaniem. Przeciwnicy nie są specjalnie zróżnicowani i od połowy gry widzimy już wszystko, co nam może ona zaoferować, dorzucając jedynie garść nowych problemów później. Starcia wyraźnie grają drugie skrzypce w porównaniu do elementów platformowych i puzzli. Lepiej wypadają bossowie, ale głównie dlatego, że łączą w sobie i bijatykę, i kicanie po obiektach.

O sztucznej inteligencji w ogóle szkoda się wypowiadać – przeciwnicy są tak bystrzy, jak malują ich prześmiewcze cut-sceny. Głupotę nadrabiają liczebnością, a im dalej w las, tym gęstsze fale łobuzerskich wilczysk. Sojusznicze jednostki są zaś jeszcze bardziej tępe. Moje wieżyczki zbyt często wolały naparzać w losowo rozrzucone skrzynki zamiast w zagrożenie pędzące na mnie lawiną mieczy i pocisków.

Poza pracą kamery, rzeczywistym wyzwaniem bywali bossowie. Zmierzymy się z czterema głównymi i licznymi mini-szefami, przy czym ci pierwsi są jednocześnie łamigłówką.

To nie jest nowa gra, ale nawet w dniu premiery nie miała czym się pochwalić. Jako maskotka gry główny bohater niczym specjalnym w swojej lisowatości się nie wyróżnia i gdyby go podmienić na szczura, nic nie uległoby zmianie, przez co przegrywa na starcie z całą inną gamą kolorowych konkurentów na rynku. To poprawna  gierka akcji z naciskiem na elementy platformowe i niewiele więcej. Nie polecam Trifox jako cokolwiek innego niż prezent dla młodszego gracza (szczególnie że dostępna jest na najnowszą generację konsol). Jest za to krótka (mi zeszło pięć godzin), prosta, a gdy wszystko klika, to nawet zdarza się jej być przyjemną. Uniwersalny, slapstickowy humor bez dialogów powinien trafić do dzieciaków. Tylko trzeba mieć na względzie moje wcześniejsze uwagi – mali gracze mogą się niepotrzebnie sfrustrować, gdy wybiorą niepraktyczny zestaw umiejętności albo utkną na jakiejś zagadce, bo kamera nie współpracuje.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Trifox
Wydawca: Big Sugar
Producent: Glowfish Interactive
Platformy: Nintendo Switch, PC, PS4, PS5, XSX|S
Gatunek: twin stick shooter, platformówka
Data premiery: 16.06.2020
Recenzowany egzemplarz: PS4

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Pod obliczami maski trifaccia kryje się student dziennikarstwa, dumny koci tata, a także pasjonat mitologii greckiej oraz wielu aspektów popkultury. Jak Cerber strzegę swojej kolekcji gier, książek, komiksów, figurek Transformersów i Power Rangers. Kiedy tylko jest szansa, oddaję się urban exploringowi z ekipą Pniak, po drodze próbując głaskać uliczne sierściuchy. Najczęściej gram z padem lub kostkami w garści. Piszę, słuchając muzyki ze starą duszą, a kawałek serca bije w Wenecji.
Co mówi lis? W epoce Internetu nie jest trudno sprawdzić. W tekście można to streścić do „drze papę” albo „eeeee!”. Ogrywając Trifox, zbliżyłem się do rudzielców bardziej, niż bym chciał. Głównie przez wydawanie nieartykułowanych okrzyków, będących reakcją na nieczytelny bajzel dziejący się na ekranie...Ruda maruda. Recenzja gry Trifox
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki