SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja gry Assassin’s Creed: Rogue

1

Recenzja zdobyła wyróżnienie w naszym Konkursie Assassin’s Creed

Nothing is true, everything is permitted, czyli dla każdego coś dobrego.

Assassin’s Creed Rogue nie jest grą najnowszą, ba, nie jest nawet najnowszą odsłoną serii o skrytobójcach ale… Zawsze jest jakieś “ale”. Dobrego “ale” nie może zabraknąć.

2

Ale…

Assassin’s Creed Rogue nie jest, jak już napomknięto, grą najnowszą. Wypuszczona w roku 2014 na konsole, dopiero w marcu 2015 roku trafiła do tradycjonalistów, czyli użytkowników starych, dobrych komputerów. O polityce UBISOFT związanej z wydawaniem kolejnych odsłon Assassin’s Creed wiele napisano, jeszcze więcej napisać można (w końcu papier – analogowy i cyfrowy – jest cierpliwy), ale nie o tym będzie.

Rozgrywkę zaczynamy inaczej niż w pierwszych trzech odsłonach. Graczom, którzy mieli wcześniej do czynienia z serią, informacja mówiąca, że grę wyprodukowało Abstergo Industries, zapewne zjeży nieco włosy na karku i w kilku innych miejscach. Już na początku okazuje się bowiem, że coś tu nie gra. I to bardzo.

Zamiast zacząć od miłego wstępu, odnalezienia się w skórze skrytobójcy, zaczynamy od pierwszego dnia w nowej pracy… w dodatku w korporacji. Należy tu wspomnieć, że w grze pominięto rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko, które przychodzi nam objąć, co zapewne wszystkim pracującym (i szukającym pracy) sprawi niemałą przyjemność. W końcu nie po to gramy, żeby przeżywać coś, co mamy w realu, i za czym większość z nas nie przepada… Z drugiej jednak strony przebrnięcie przez rozmowę kwalifikacyjną mogłoby być interesującą opcją, tylko co, jeśli byśmy jej nie przeszli?

Życie, jak zawsze w Assassin’s Creed, dzielimy między dwie postacie. Fakt, może to grozić tymczasowym rozdwojeniem jaźni, o czym producent nie ostrzega, ale każdy kto zna skrytobójców może spodziewać się takiego rozwiązania. W grze nie znajdziemy numerów do poradni psychologicznych, musimy zatroszczyć się o nie sami.

Pierwszą postacią, i dla wielu bardziej interesującą, jest Shay Cormac… Przepraszam, kapitan Shay Cormac, przynajmniej od pewnego momentu. Drugą zaś pracownik Abstergo Industries, człowiek zadowolony ze znalezienia pracy, odnajdujący się w biurowym otoczeniu, którego ni stąd ni zowąd zaczynają nękać obce osoby. Wymagają łamania regulaminu, hakowania służbowych komputerów, wchodzenia za drzwi opatrzone tabliczką “zakaz wstępu” i, co gorsze, bez przerwy mu ubliżające. Nikt nie lubi, kiedy kwestionuje się jego inteligencję, a jeśli następuje to już pierwszego dnia w nowej pracy, wiadomo że sprawy przybiorą przykry obrót. Mimo to nasz korpo-pracownik trzyma się dzielnie (ach ta wirtualna rzeczywistość!)… przynajmniej przez jakiś czas.

3

Gracze z doświadczeniem skrytobójczym…

Ci, którzy znają wcześniejsze odsłony, nie raz uśmiechną się grając nowym nabytkiem korporacji. Mimo, że postacie pokroju Shawna mogły irytować, nawet wytrącać z równowagi w poprzednich odsłonach, spotykając starego znajomego w nowym środowisku, nie sposób się nie uśmiechnąć. Szczególnie, że szybko okazuje się nie mniej irytujący niż wcześniej… A nie jest najgorszym, co spotka nas w biurze. Jest też przełożona, jej szef, ochrona i sekretarka.
Współczesna fabuła nie odbiega specjalnie od tego, do czego przyzwyczaili nas deweloperzy. Siadamy przed sprzętem – w tym przypadku nie Animusem, lecz zwykłym komputerem – i przeżywamy przeszłość. Ta wydaje się bardziej intrygująca… i mniej w niej Shawna.

XVIII-wiek odkrywa przed nami uroki, które poznaliśmy już w Black Flag. Znowu dostajemy do dyspozycji łajbę, możemy popisać się umiejętnościami nawigacyjnymi, strategicznymi i bojowymi (lub ich brakiem, jak kto woli). Oferuje jednak coś, czego wielu graczom z przyczyn oczywistych mogło zabraknąć na Karaibach – zimę! Tak, gramy na północnym Atlantyku, a co za tym idzie, wraz ze zmianą pór roku możemy napotkać kry, wpaść na górę lodową (co stanowi niezapomniane wrażenie), ostrzelać górę lodową (załoga Titanica zapewne żałowała braku dział na burtach), a nawet umrzeć w wyniku hipotermii, jeśli ktoś miałby ochotę.

Co prawda przyjrzeć się zimie gracze mieli już okazję we wcześniejszych odsłonach, lecz na wodzie nabiera ona nowego wydźwięku (jeśli zima może dźwięczeć… ponoć może). Większość wyposażenia asasyna pokrywa się z wcześniejszymi grami serii, dostajemy jednak do dyspozycji kilka nowych zabawek, które większości lubiących niezbyt siłowe rozwiązania, przypadną do gustu.

Interesujące nowum stanowią stalkerzy. Przedstawiciele wrogich frakcji (a jest ich kilka) próbują pozbyć się nas z tego świata. Jeśli wytężymy słuch, możemy ich jednak usłyszeć, a ci, którzy lubią sięgać po eagle vision, z łatwością ich odnajdą. Nie zawsze odnalezienie oznacza łatwe zlikwidowanie, szczególnie jeśli postać stalkera utknie w ścianie, skrytce lub wozie, co może się zdarzyć. Takie zachowania nie powinny jednak dziwić – wiadomo w końcu, że postać, którą gramy, przewyższa z definicji inne umiejętnościami i inteligencją. Umiemy uniknąć pochłaniającej nas ściany i stanowi to dowód naszej wyższości nad naszymi wrogami.

Warto zauważyć także możliwość odkrywania wielkich miast, oraz błądzenia po dzikich ostępach z dala od cywilizacji. Te drugie wzbogacono o niewielkie bitwy między rywalizującymi grupami, w które możemy (a nawet powinniśmy) się włączać.

4

Nowicjusze…

Osoby, które jakimś – kompletnie niepojętym – cudem do tej pory uniknęli zetknięcia z Altairem, Ezio, Connorem czy kapitanem Kenway’em, mogą być nieco zaskoczone. Fabuła, choć wydaje się zrozumiała dla każdego, jest znacznie zabawniejsza, jeśli wyłapuje się nawiązania do wcześniejszych odsłon gry.

Osoby takie warto obserwować w czasie gry i zachęcać do podpłynięcia do Legendary Ships. Frajda gwarantowana!

Nowicjuszy może zaskoczyć ilość misji pobocznych, zarówno tych lądowych jak i morskich. Choć gra wydaj się być tylko dodatkiem do Assassin’s Creed Black Flag w rzeczywistości jest pełnowymiarową odsłoną serii gwarantującą wiele godzin rozgrywki.

5

Oporni…

Jak zawsze Assassin’s Creed to pułapka na opornych na wiedzę, szczególnie historyczną. Siadając do odmóżdżającego pozornie zajęcia można, zupełnym przypadkiem i kompletnie niezamierzenie, dowiedzieć się przedziwnych rzeczy, które przy odrobinie szczęścia mogą się nam kiedyś przydać (np. na kartkówce z historii, lub w czasie prób zaimponowania komuś wiedzą).

Przykład? Nasz bohater, Shay, trafia w roku 1755 do Lizbony, którą niszczy. Tak, niszczy praktycznie całe miasto i wierzy, że za wszystko odpowiada (szybko też dochodzi do przekonania, że jeszcze bardziej odpowiada za to Zakon). Ot, niewinnie ukryta informacja o jednym z największych trzęsień ziemi w Europie. Nie brakuje też informacji typowych dla poprzednich odsłon – jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś o architekturze starego kościoła w Nowym Jorku, zagwarantowano tam taką możliwość. Szczęśliwie nie musimy czytać wszystkiego, choć warto czasem zerknąć do opisów – jak zawsze nie brakuje w nich uszczypliwych, zdroworozsądkowych uwag.,/p>

Na swojej drodze, jak zawsze, spotykamy kilka postaci historycznych, takich jak Ben Franklin, Jerzy Waszyngton czy Jeździec bez głowy… No dobrze, on akurat nie jest postacią historyczną, ale jest przezabawny, a zabicie go stanowi wyzwanie (dla tych, którzy nie szukają solucji w Internecie, rzecz jasna). Drobnym utrudnieniem przy traktowaniu gry jako pomocy naukowej jest duża liczba postaci fikcyjnych, ale nie czepiajmy się szczegółów… Geografia północnej części wschodniego wybrzeża wchodzi do głowy lekko, łatwo i przyjemnie.

6

Ostatnie ale…

Assassin’s Creed jak Assassin’s Creed, ale… Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest być Templariuszem? Pewnie nie wszyscy, choć można założyć, że większość grających w serię Assassin’s Creed choć raz próbowała rozgryźć o co właściwie im chodzi.

Trzeba przyznać, że świat widziany oczami Templariuszy jest interesujący. Shay pozwala nam do niego zajrzeć i wcielić się w łowcę skrytobójców. Nie należy mieć zresztą o to do niego pretensji. Jest biednym, zagubionym człowiekiem, który trafił w złym czasie na nieodpowiedniego człowieka umiejącego wykorzystać jego stan.

Tak, można mieć pewne opory przed zabiciem kogoś, kto w “normalnych okolicznościach” pomagałby nam w misji, pilnował nam pleców czy zlecał jakieś morderstwo, ale do wszystkiego można się przekonać.

W końcu, jeśli nothing is true, everything is permitted, bycie Tempariuszem też jest dozwolone. Tempariuszem, z umiejętnościami i duszą skrytobójcy.

Autor: feedlebrick

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki