SIEĆ NERDHEIM:

Zakon sióstr wątpliwego miłosierdzia. Recenzja filmu Zakon Świętej Agaty

KorektaDeneve

Wiele współczesnych horrorów wygląda niczym niedokończone pokraczne straszydła, które dały nogę z warsztatu szalonego naukowca pozbawionego nawet odrobiny kreatywności. Ten typ szarlatana całym sercem pragnie tworzyć coś nowego i jest fanem doktora Frankensteina. Zagląda on do rupieciarni pełnej starych rekwizytów i na chybił trafił łączy je i zszywa, krzycząc przy tym zawzięcie „to kiedyś działało, więc teraz też się uda!”. W składziku pełnym zużytych elementów leżą sobie przerażające klauny, stery żywych trupów, stare domostwa w stylu wiktoriańskim, a w kątach stoją ponure dzieci z jeszcze bardziej ponurymi minami. Gdzieś daleko za nimi, gdzie nie dochodzą nawet promienie słońca stoi pudło. Wielki napis na nim głosi: „rzeczy, które nigdzie nie pasują”. To chyba właśnie z niego całymi garściami czerpie Darren Lynn Bousman, nie przejmując się, że elementy te wypadałoby czymkolwiek sensownym połączyć.

Końcówka lat 50. Mary wraz ze swoim chłopakiem szuka w barach starszych podpitych mężczyzn, których mogą okantować w karty. Stara się zebrać kwotę wystarczającą do ucieczki przed wiecznie pijanym i niestroniącym od przemocy ojcem. Z rodzinnego piekła, próbuje wyrwać również młodszego brata i rozpocząć z nim nowe życie. Nic jednak nie idzie zgodnie z planem. Zły los, za kilka karcianych oszustw, odpłaca się dziewczynie z nawiązką. Brat umiera z powodu jej nieuwagi, sama zachodzi w niechcianą ciąże, traci wszystkie oszczędności i ląduje na ulicy. Pomysły ukochanego mające rozwiązać złą sytuację nie stają nawet koło dojrzałych decyzji, dlatego Mery postanawia schować dumę do pustych kieszeni i szuka pomocy w przytułku. Trafia tam na siostry zakonne, które oferują jej pomoc. Zapraszają ją do zakonu na obrzeżach stanu, gdzie samotne i zagubione przyszłe matki mogą, otoczone opieką, w ciszy i spokoju wydać na świat potomstwo. Oferta wydaje się nie do odrzucenia, dziewczyna zupełnie nie zdaje sobie sprawy, że pakuje się w pułapkę bez wyjścia.

W zasadzie Mary mogłaby wyczuć, że coś jest mocno nie tak, już w chwili, gdy stanęła przed drzwiami klasztoru. Domostwo w osnutym mgłą lesie wygląda niczym plan zdjęciowy do filmów o egzorcyzmach, drzwi otwiera jej ponura siostra o twarzy naznaczonej blizną, której nie powstydziłby się komandos, a zdecydowana większość personelu snuje się po korytarzach, zupełnie jakby już dawno sprzedała swoje dusze rogatej konkurencji. Oczywiście atrakcje czekające na ciężarne kobiety w pełni współgrają z ponurym wystrojem. W ofercie pensjonariuszki mogą znaleźć między innymi zamykanie w trumnie, posiłki ze wstępnie przetrawionych potraw oraz obmywanie otwartych ran roztworem soli. Przetrzymywane w takich warunkach matki na świat wydadzą najprawdopodobniej urocze dzieciaki pokroju Joffreya z Gry o Tron, ale siostrom to chyba nie robi różnicy.

Wszystkimi wspominanymi elementami widz jest obrzucony od samego początku. Bousman nie ma zamiaru wprowadzać i zagęszczać nieprzyjemnej atmosfery. Nie decyduje się na staranne budowanie napięcia i wybiera drogę na skróty. Wykorzystuje oczywiste rekwizyty i pomysły, a następnie ustawia je już na początku swojej historii, licząc, że załatwią sprawę. Skoro mamy ponury, zniszczony dom, to musi być strasznie, a milcząca zakonnica z podkrążonymi oczami i nieprzyjemnym grymasem na twarzy tylko poprawi efekt. Tyle że to nie zadziała, jeżeli fabuła tęsknym wzrokiem wypatruje spójności, logiki i przynajmniej odrobiny sensu. Reżyser całkowicie skupia się na swoim małym fetyszu, a scenariusz traktuje jedynie jako pretekst do wykorzystania kilku swoich ulubionych pomysłów. Pragnie obrzydzać, wywoływać niesmak i wzbudzać kontrowersje, buciorami depcząc świętość, jaką w społeczeństwie stanowi kobieta w ciąży. Dodatkowo w procederze tym posługuje się kojarzącymi się z dobrodusznością zakonnicami. Problem Zakonu Świętej Agaty tkwi w tym, że pomysły reżysera całkowicie mijają się z fabułą, co sprawia, że film staje się zupełnie nielogiczny już w swoim głównym założeniu.

Zakonnice Bousmana niewiele mają wspólnego z uroczymi staruszkami, które swym ciepłym uśmiechem mogłyby złagodzić największy nawet ból egzystencjalny. W ich przybytku troska i miłość już dawno spakowały swoje walizki i wyjechały najbliższym pociągiem na drugi koniec kraju. Spokojny klasztor zamiast modlitwą wypełniony jest okrucieństwem, którego człowiek człowiekowi nie powinien wyrządzać. Miejsce to nie kryje swoich tajemnic w piwnicach, na strychach czy za starymi obrazami. Zbrodni nie maskują tutaj niewinne uśmiechy i kubek ciepłej herbaty na śniadanie. Siostry żyją w miejscu opuszczonym przez Boga, złym, ponurym i niewłaściwym. Bez udawania i fałszywych masek. Zakonnice głęboko pod habitami mają stwarzanie pozorów. Znęcają się nad kobietami w sposób wulgarny, nieludzki i odpychający, są nieprzyjemne, ziemne, a na ich twarzach próżno szukać oznak empatii. Bliżej im do nazistowskich naukowców niż miłujących bliźnich i Boga siostrzyczek. Wszystko to mogłoby się udać. Wystarczyłoby, żeby okazało się, że w spiżarni mają demona, a w każdą sobotę po podwieczorku organizują czarną mszę. Bousman osadził jednak swoje siostry wątpliwego miłosierdzia w thrillerze wykorzystującym założenia odrobinę przypominające te z Get Out. Główny motyw fabularny stoi jednak w absolutnej sprzeczności z działaniami zakonnic.

Reżyser trzech części Piły (co już mówi samo za siebie), nie przejmuje się zupełnie nieścisłościami. Pędzi na skróty niemal na złamanie karku, w pogardzie mając wybrakowany scenariusz, fabularne niedociągnięcie i pozbawione charakteru postaci. Co więcej, dorzuci do całości jeszcze parę zupełnie niezrozumiałych zabiegów. Za wszelką cenę chce zaprezentować kilka niesmacznych scen. Swój cel osiągnął, jednak nawet jego wyobraźnia nie starczyła na zbyt długo. Film z czasem traci nawet ten „niesmaczny” element. Zakończenie natomiast jest już całkiem pozbawione pomysłu. Finał historii przedstawiony jest na siłę i wygląda po prostu komicznie. Źle dobrane sposoby i momenty straszenia, połączone z niedoborem logiki oraz atmosferą wprowadzoną jedynie symbolicznie sprawiają, że Zakon Świętej Agaty w swoich „najlepszych” momentach wygląda co najwyżej zabawnie i wzbudza nie przerażenie, a najzwyklejszy śmiech.

Szczegóły:

Tytuł: Zakon Świętej Agaty
Data premiery: 15.02.2019
Reżyseria: Darren Lynn Bousman
Scenariusz: Andy Demetrio, Shaun Fletcher, Sara Sometti Michaels, Clint Sears
Typ: horror, thriller
Obsada: Sabrina Kern, Carolyn Hennesy, Courtney Halverson, Seth Michaels, Trin Miller i inni

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Wojciech Bryk
Wojciech Bryk
Student dziennikarstwa, który ma w sobie Zagubionego Chłopca. Uwielbia intertekstualność, easter eggi, zabawy skojarzeniami, popkulturowymi tropami oraz wszelkie dwuznaczności. W wolnych chwilach rozmyśla, co stało się z baśniowymi postaciami, oraz regularnie dokarmia rosnącego w nim geeka. Z radością wsiąka w fantastykę każdego rodzaju. Nieustannie pragnie odkrywać nowe rzeczy i dzielić się znaleziskami z innymi... a jeżeli przy tym wywoła u kogoś uśmiech, będzie całkiem spełniony. Stara się dorosnąć do prowadzenia własnego bloga. O horrorach pisze na portalu Mortal, a o popkulturze dla #kulturalnie.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + w zasadzie trzeba by szukać ich na siłę</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – brak logiki <br/> – historia tworzona na skróty <br/> – brak wprowadzania atmosfery i budowanie napięcia <br/> – idiotyczne zakończenie</p>Zakon sióstr wątpliwego miłosierdzia. Recenzja filmu Zakon Świętej Agaty
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki