Znowu z tytułem stało się to, co często ma miejsce z polskimi tłumaczeniami – nijak mają się do oryginału. Tak więc Money Monster, będące nie tylko oryginalnym tytułem tej konkretnej produkcji, ale również nazwą telewizyjnego show, na którego planie ma miejsce spora część fabuły, zostaje przetłumaczone na Zakładnika z Wall Street. Niefortunny pod względem dosłowności przekład jest jednak doskonałym odzwierciedleniem tego, o co w produkcji chodzi i co będzie elementem kluczowym dla półtoragodzinnej akcji. Film nie traci jednak niczego z powodu wyjawienia widzom tej tajemnicy, od samego początku dając nam do zrozumienia na co się piszemy, zasiadając w kinowym fotelu. Przede wszystkim piszemy się na plejadę świetnych i znanych nam już aktorów, którzy zdążyli wyrobić sobie renomę – Clooneya, Julie Roberts, Jacka O’Connella, Dominica Westa oraz… Jodie Foster na reżyserskim krześle. To się nie może skończyć źle…
Ryzyko, spółka, inwestycja, wzrost, spadek i strata – to słowa kojarzące się chyba każdemu z tym, co dzieje się na giełdzie i co giełdy dotyczy. Wszyscy zdajemy sobie też sprawę z tego, co na samym początku uświadamiają nam twórcy filmu: nasze oszczędności nie są już sztabką złota leżącą bezpiecznie w bankowym skarbcu. Zamiast tego zarobione przez nas pieniądze zamieniają się w terabajty danych, wędrujących światłowodami. Daje nam to niesamowitą możliwość operowania własnymi funduszami – po to, by nasze transakcje były szybsze, byśmy mogli błyskawicznie reagować na zmiany na giełdzie i inwestować tam, gdzie chcemy. Wiecie jednak co pamiętam z lekcji przedsiębiorczości ze szkoły średniej? Że nie należy lokować wszystkich swoich oszczędności w jednym miejscu. Nazywa się to dywersyfikacją i ma na celu uchronienie nas przed stratą wszystkiego, co zainwestowaliśmy. Fakt, jednocześnie sprawiając, że nasz zysk nie jest tak duży, jak wtedy, gdy gralibyśmy va banqe, w razie pecha nie zostajemy jednak z niczym.
Zdaje się, że tej lekcji nie przyswoił sobie Kyle Budwell (w tej roli Jack O’Connell). Za sprawą wspomnianego już wcześniej telewizyjnego show zainwestował bowiem cały swój majątek, w akcje dobrze rokującej na giełdzie spółki. Nauczkę dostał szybko i w sposób wybitnie bolesny – stracił wszystko. Tak samo jak wielu innych akcjonariuszy, którzy obdarzyli zaufaniem prowadzącego program, Lee Gatesa (George Clooney). Jednak tylko Kyle zdecydował się wyrazić swój gniew i desperację, które popchnęły go do niebezpiecznego i mało przemyślanego działania. Postanawia uzbrojony wtargnąć na plan show, chcąc wziąć za zakładnika nie tylko prowadzącego, ale i jego gościa – prezesa spółki, w którą zainwestował cały swój majątek. Pech jednak chce, że ten drugi nie stawia się w studiu, ponieważ wraca akurat samolotem z ważnego spotkania.
Posiadający broń Kyle terroryzuje studio programu, biorąc za zakładników cała ekipę i prezentera, którego obwinia o swoją porażkę. Telewizja wciąż transmituje to, co dzieje się na planie, a dzieje się ni mniej, ni więcej, niż walka o życie – na żywo! Nic dziwnego, że wiadomości na całym świecie relacjonują te wydarzenia, gromadząc przed odbiornikami ogrom widzów, ciekawych rozwoju sytuacji. Ta zaś jest chwiejna ak notowania giełdowe – kiedy już ma się wrażenie, że kryzys zostaje zażegnany, że lada chwila wszystko się uspokoi, to szybko orientujemy się, że faktycznie – mamy jedynie wrażenie. Nie jest wcale łatwo zapanować nad zrozpaczonym człowiekiem, który wyłamuje się ze schematu, jaki przypisuje mu policyjny negocjator – samotnego psychola i nieudacznika, który za swoje błędy obwinia wszystkich wokół, tylko nie siebie samego. Motywem zamachowca nie jest bowiem odzyskanie straconych pieniędzy czy uzyskanie zemsty – jego działania napędza chęć zadania jednego, prostego pytania: jak to się stało, że dobrze rokująca spółka straciła 800 milionów dolarów w jedną noc? Czy na pewno odpowiadał za to tylko błąd algorytmu, czy jednak sprawa jest znacznie bardziej zagmatwana?
Twórcy całkiem ładnie odwracają kota ogonem i sprawiają, że zaczynamy czuć sympatię do młodego zamachowca, doskonale świadomego konsekwencji swoich działań. Hej, czy to już nie jest może syndrom sztokholmski? Najwidoczniej nie tylko my zaczynamy po cichu kibicować mężczyźnie z bronią – dziennikarze również zaczynają zadawać pytania, drążyć i dociekać jak to się stało, że akcje firmy tak drastycznie spadły i kto tak naprawdę za to odpowiada. Odpowiedzi nie są łatwe i prowadzą do trudnych moralnie wniosków, jasno pokazujących jak brutalny jest świat giełdy – liczą się tylko pieniądze akcjonariuszy, nikt też nie zwraca uwagi na finansowe machlojki i przekręty tak długo, jak długo generują one zyski. Zainteresowanie wzbudzają dopiero straty, a i te tylko wtedy, gdy ktoś głośno zada pytania, na które innym nie starczyło odwagi.
Pod względem aktorskim Zakładnik z Wall Street jest działem świetnym. Clooney wcielający się w rolę gnojka z niesamowitą charyzmą, który prowadzi program, jest doskonały, niejednokrotnie wywołuje na naszych ustach uśmiech. Roberts to kobieta-filar całego show – zawsze opanowana, spokojna i panująca nad wszystkim pani reżyser, która musi użerać się z przerośniętym ego prowadzącej go gwiazdki. Do ich poziomu bez problemu sięga O’Connell – młody Brytyjczyk genialnie poradził sobie z rolą desperata z bronią, zwykłego chłopaka, próbującego związać koniec z końcem i zapewnić byt rodzinie. Ta trójka sprawia, że ich postacie nabierają życia, stają się w mniejszym stopniu kartonowymi tworami, a ich przemiany są bardziej wiarygodne.
Można Zakładnikowi z Wall Street zarzucić wiele – od prostej, niewiele wymagającej fabuły, która oczywista jest od samego początku, przez zastosowane uproszczenia (ot, chociażby to, jak szybko ich dochodzenie w sprawie znikających milionów przynosi rezultaty), aż po dość banalne przemiany bohaterów: ci źli z bronią okazują się głosem rozsądku, a obojętni nagle zyskują empatię. Pod względem realizacji film jest jednak zrobiony dobrze, nie nudzi i nie zwalnia tempa, które narzucono od pierwszej sceny, nie zarzuca nas ogromem maklerskich określeń i trudnych do zrozumienia terminów, co na pewno odebrałoby przyjemność z filmu. Otrzymujemy więc porządnie zrobiony kawałek filmowego rzemiosła. Z dość wymownym zakończeniem.
Ocena: 7/10
Plusy:
+ obsada aktorska
+ szybkie zawiązanie akcji i utrzymanie tempa
+ niezasypanie widza maklerską terminologią
Minusy:
– prosta i oczywista fabuła z kilkoma uproszczeniami
– nieco naiwne przemiany bohaterów
Autor: Idris