SIEĆ NERDHEIM:

Kino Nowej Przygody dla całej rodziny od Netflixa. Recenzja filmu Miłość i potwory

Kina Nowej Przygody ostatnio ze świecą szukać. Coś w tym kierunku próbowało zrobić Jumanji, ale jednak nie tego szukałem. Bardzo nierówny poziom techniczny, scenariuszowy oraz komediowy sprawił, że finalnie produkcja okazała się przeciętna. Zabójcze maszyny? O tym, jaki ten tytuł jest fatalny, nawet nie zamierzam się rozpisywać. Iskierkę nadziei rozpalił Netflix i jego najnowszy, przygodowy film dla całej rodziny – Miłość i potwory. Czy ta produkcja poza efektami specjalnymi, które otrzymały nominację do Oscara, oferuje coś więcej, czy to jednak kolejny średniak?

Zacznijmy od początku i cofnijmy się o 7 lat, kiedy to w kierunku Ziemi zaczęła zbliżać się ogromna asteroida, zagrażająca milionom istnień. Mądre głowy wymyśliły sposób, aby ludzkość przetrwała. Została wysłana rakieta, która unicestwiła zbliżające się zagrożenie. Jednak nie wszystko poszło jak po maśle i pył z ładunku spadł na Ziemię, powodując pewne interesujące anomalie. Owady, gryzonie i inne mniejsze zwierzęta zaczęły nagle rosnąć i atakować ludzi. Wielkie dżdżownice siały postrach, ogromne żuki odrywały głowy i inne części ciała, a przerośnięte mrówki również nie znały litości. Resztka ocalałej populacji, nie mogąc poradzić sobie z zagrożeniem, schowała się w koloniach, pod ziemią. Jednym z ostatnich ludzi na Ziemi jest tchórzliwy Joel (Dylan O’Brien) – główny bohater i zarazem narrator tej opowieści. Nieco makabryczna ta historia, prawda? To tylko pozory. Oczywiście, zagrożenie jest realne, ale lekka forma jego przekazania, przeplatana animowanymi wstawkami i zabawnym komentarzem wskazuje, jaka to będzie produkcja. Ten bardzo interesujący i zachęcający wstęp uzmysławia nam, że czeka nas przygoda dla całej rodziny. I jest to rozrywka na zaskakująco przyzwoitym poziomie.

Ahoj, przygodo!– rzekł Joel, gdy po 7 latach siedzenia na tyłku postanowił odszukać miłość swojego życia. Przynajmniej liczy na to, iż wybranka odwzajemni jego uczucia i że on sam doświadczy tego samego, kiedy ją zobaczy po tak długiej rozłące – w ciągu tego czasu mogło się nieco zmienić. Na szczęście ze swoją ukochaną Aimee (Jessica Henwick) ma kontakt radiowy i wie, gdzie się ona znajduje. Nie padają co prawda żadne wyznania miłości, ale Joel stawia wszystko na jedną kartę i rusza w podróż. Nie jest to do końca mądra decyzja, bo nasz bohater do siłaczy nie należy – bliżej mu do świetnie wyszkolonego kucharza niż poskramiacza wielkich ropuch. I nie jest to też najlepszy zabieg scenariuszowy. Trudno mi uwierzyć w jego ogromną odwagę, którą odkrył nagle w sobie ot tak i to w dosyć szybkim tempie. Fabuła jest pretekstowa i uproszczona. My jako widzowie mamy obserwować, jak pod wpływem pewnego impulsu bohater pokonuje kolejne przeszkody na trasie i zmierza od punktu A do punktu B. Czuć zamysł scenarzystów, którzy chcą przekazać odbiorcom, że zamiast chować głowę w piasek, warto ruszyć za tym, co się kocha – to jednak bardzo leniwe zagranie z ich strony. Sama podróż Joela też jest trochę po nic, ale zostawia otwartą furtkę do drugiej części, co mnie naprawdę cieszy.

Pomimo że zacząłem od narzekania na dosyć istotny element filmu, to jednak cała wędrówka i to, co się dzieje po drodze,rekompensuje pretekstowy scenariusz.Przede wszystkim niebezpieczny, apokaliptyczny świat jest doprawdy kreatywnie ukazany. Przepiękne, estetyczne kadry idealnie dogadują się z dopieszczonymi efektami specjalnymi na naprawdę wysokim poziomie. Oczy nie krwawią, wręcz przeciwnie, przykładowo: na długo zapamiętam ogromnego, przeuroczego ślimaka. Sceny akcji, które zazwyczaj polegają na szybkim uciekaniu,również zostały dopieszczone. Odpowiednia dynamika, trzymające w napięciu pościgi i finalne sceny unicestwiana zagrożenia są wzbogacane efektem slowmotion. Nie trwają w nieskończoność (Zack Snyder ewidentnie nie maczał palców w tej produkcji), ich ilość nie poraża, dzięki czemu nie odnosimy wrażenia wtórności, a zaskakują nas za każdym razem.

Pomimo potworów i znakomicie zrealizowanych scen akcji, seans mógłby być nieco nudny, gdyby nie spotkani na drodze bohaterowie. Numerem 1 jest Boy. Boy jest bardzo mądry, oddany, zawsze wysłucha Joela i pomoże mu. Twórcy zgrabnie wybrnęli z tego, aby nasz bohater nie gadał sam do siebie podczas podróży i nie był też narratorem czy formą głosu w swojej głowie. Wszystkie rozterki, rozmyślania kieruje do… psa. I są to naprawdę zabawne dialogi, a w zasadzie monologi. Jednak nie tylko ten zwierzak będzie pomagał towarzyszowi w podróży. Joel na swojej drodze spotka również Clyde’a (Michael Rooker) oraz jego córkę Minnow (Ariana Greenblatt), którzy nauczą go, jak przetrwać w tym niebezpiecznym, postapokaliptycznym świecie. Michael Rooker walczył już z zombie w The Walking Dead i z kosmitami w Strażnikach Galaktyki, więc ogromne insekty to przy tym pikuś. Aktor zalicza bardzo fajny drugi plan, i pomimo tego, że nie ma go zbyt dużo, to jego rola jest znacząca dla dalszego rozwoju postaci Joela. I przede wszystkim dla jego przeżycia. Nauki przekazane przez osobliwą parkę nasz bohater wykorzysta nie raz i nie dwa – stanie się całkiem niezłym łowcą potworów.

Nie zdradzę, czy bohater dotrze do celu i czy będzie żył długo i szczęśliwie z Aimee. Zdecydowanie warto wybrać się w podróż z Joelem i samemu się o tym przekonać. Pomimo tego, że początek filmu jest bardzo uproszczony, a finał nieco rozczarowujący, jest to kawał świetnego kina przygodowego. Młodszy widz znajdzie tu coś dla siebie, a i starszy nudzić się też nie będzie. Idealna propozycja na seans dla całej rodziny. Jest dynamicznie, kreatywnie, zabawnie, ale nie ogłupiająco. I jakiś morał z całej historii też zostanie zaakcentowany. Dawno nie obcowałem z tak dobrze zrealizowaną przygodówką. Netflix dał radę i bardzo mnie cieszy, że został doceniony chociaż nominacją do Oscara za efekty specjalne. I pamiętajcie, nie krzywdźcie mrówek, bo kto wie… Chyba nie chcielibyście doświadczyć zemsty mrówek-mutantów?

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Miłość i potwory
Reżyser: Michael Matthews
Scenarzysta: Brian Duffield, Matthew Robinson
Obsada: Dylan O’Brien, Michael Rooker, Jessica Henwick, Ariana Greenblatt
Gatunek: Przygodowy
Czas trwania: 109 min.
Produkcja: USA
Premiera: 16.10.2020

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Marcin Gontarski
Marcin Gontarski
Ponton lubi pisać i rozmawiać o kinie, o serialach, o popkulturze. W życiu osiągnął zawodowy spokój - pracuje jako kinooperator w warszawskim kinie Iluzjon, gdzie poza nośnikami cyfrowymi ma okazje wyświetlać filmy z taśmy 35mm. Tą wiedzą również lubi się dzielić. W chwilach wolnych gra na PS4, pije piwo oraz marzy o tym, aby spotkać Stevena Spielberga i Petera Stormare'a. Pocieszna mordeczka, która kocha Star Wars, Blues Brothers i Cinema Paradiso. Znalazł swój Nerdheimowy,, redakcyjny dom :) Dojrzał do tego, aby założyć własnego bloga i tak sobie dzierga swoje przemyślenia i publikuje swoje opinie.
Kina Nowej Przygody ostatnio ze świecą szukać. Coś w tym kierunku próbowało zrobić Jumanji, ale jednak nie tego szukałem. Bardzo nierówny poziom techniczny, scenariuszowy oraz komediowy sprawił, że finalnie produkcja okazała się przeciętna. Zabójcze maszyny? O tym, jaki ten tytuł jest fatalny, nawet nie...Kino Nowej Przygody dla całej rodziny od Netflixa. Recenzja filmu Miłość i potwory
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki