SIEĆ NERDHEIM:

[Przedpremierowo] Jarmarczna zabawa – recenzja filmu Baywatch: Słoneczny patrol

Baywatch: Słoneczny patrol

Lubię Słoneczny patrol, z całą tą jego siermiężnością, głupkowatością i przesadyzmem. Jak można go nie lubić? To przecież serial, przy którym jedni zaliczali pierwsze wzwody i wzdychali do Pameli, a inni zaczynali zdawać sobie sprawę, że nie rajcuje ich płeć przeciwna. Był głupkowaty, ale miał ten urok przaśnych seriali lat 80. i początku 90. Myśl o filmowej wersji nie wzbudzała we mnie jakichś wielkich emocji, po obejrzeniu zwiastunów liczyłem na kiczowatą i wulgarną komedię, która rozśmieszy mnie równie mocno, co Pirania 3D czy American Pie. Nic nie poradzę, że bawi mnie ta jarmarczność i prostactwo, o ile jest odpowiednio opakowana i podana.

Fabuła? Tak naprawdę jeśli widzieliście zwiastuny, to wiecie już wszystko, a zapewne nawet domyśliliście się końcówki. W skrócie: Baywatch, jednostce ratownictwa morskiego Emerald City, przypisany zostaje dwukrotny mistrz olimpijski Matt Brody, co ma zapewnić PR-ową promocję i niedopuszczenie do obcięcia funduszy. Pewny siebie Brody ma problemy z prawem i zgodził się pracować jako ratownik w ramach ugody sądowej, uważając, że to nic trudnego. Jest to mocno nie w smak Mitchowi Buchannonowi, który uważa Baywatch za rodzinę, do której egoistyczny Brody nie pasuje. Swary o to, który z panów ma większego, muszą odejść na bok, kiedy po plaży i jej okolicach zaczyna krążyć niebezpieczny narkotyk flakka, a policja nie robi nic, żeby ukrócić ten proceder.

Baywatch: Słoneczny patrol 1

Część czytelników może zakończyć czytanie recenzji po stwierdzeniu, że Baywatch: Słoneczny patrol jest dokładnie tym, czym się wydaje: prostacką i wulgarną komedią. Jeżeli nie przepadasz za tego typu filmami, zapewne doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że możesz sobie odpuścić seans, bo szanse na to, że miło spędzisz na nim czas, są raczej niewielkie. Ale jeśli bawią cię takie filmy, warto wybrać się do kina. Pozwolicie, że nie przeprowadzę żadnej skomplikowanej i szczegółowej analizy scenariusza ani postaci, bo są one płytkie jak brodzik i oklepane bardziej niż twarz Popka po walce z Pudzianem. Fanom serialu, którzy zastanawiają się, jak film ma się do oryginału, odpowiadam: nijak. To po prostu postacie o znanych imionach wsadzone w ramy wakacyjnej komedii, a nie przygodowego dramatu. Chociaż, za sprawą metażartów, można uznać, że obecni członkowie Baywatch są następcami tych oryginalnych, tyle że dziwnym trafem mają takie same imiona.

Wiecie, ten film jest płytki, a mimo wszystko miał sześciu scenarzystów. Tak naprawdę nie wiem, co oni wszyscy robili – zakładam, że jeden klepnął scenariusz, a pozostali napisali po jakimś wulgarnym żarcie i dlatego wymieniono ich wśród twórców scenariusza. Tym niemniej, cały ten zespół nie był chyba do końca pewny, w którym kierunku Baywatch: Słoneczny patrol powinien pójść. Hołd dla serialu? Jego parodia? Komedia, romans, kino przygodowe, dramat o poszukiwaniu siebie i swojego miejsca w świecie, sensacja, kryminał? Film łączy w sobie wszystkie wymienione elementy i gatunki. Ale czy to źle? Moim zdaniem nie, bo na pierwszy plan mimo wszystko wysuwają się komedia i sensacja, a pozostałe wymienione to pojawiające się od czasu do czasu bonusy, mające nadać całości jakiejś „głębi”.

Wszystko to okraszono tym, po co w ogóle ogląda się tego typu filmy: całą masą żartów typową dla takich produkcji. Dowcipasy o penisach i piersiach? Są. Niesmaczne sceny z wydzielinami ludzkiego ciała? No oczywiście. Wice seksistowskie? Obecne. Do tego, rzecz jasna, ostra beka z popkultury, metażarty, nabijanie się z serialowego Słonecznego patrolu i aktorów. Ot, chociażby Dwayne Johnson przez cały film nazywa Zaca Efrona kilkudziesięcioma pseudonimami, począwszy od New Kids on the Block (co ciekawe, tłumacz tego akurat żartu chyba nie załapał, bo przetłumaczył go na „nowego”), poprzez Biebera, skończywszy na – a jakżeby inaczej – High School Musical. David Hasselhoff, który wraz z Pamelą Anderson mają w filmie małe cameo, robi to, w czym ostatnio sprawdza się najlepiej, czyli nabija się sam z siebie, pytając np., czy w sequelu może liczyć na większą rolę.

Nie muszę chyba mówić, że film jest ładny. Ładne są aktorki, ładna jest plaża, zachód słońca, miasteczko, nawet aktorzy w większości są ładni, chociaż nie jestem pewny, czy w przypadku tego ostatniego akurat tak powinno być. Sceny akcji są efektowne, na potęgę korzysta się przy nich ze slow motion, żeby po chwili się z tej techniki nabijać. Plaża, będąca jedną z głównych bohaterek filmu, jak i pozostałe lokacje, są piękne i dobrze sfotografowane. Otrzymujemy w zasadzie kawałek solidnego wakacyjnego popcorniaka, czyli dokładnie to, na co liczyliśmy. Całkiem nieźle uzupełniono to wszystko muzyką. Ta oryginalna, skomponowana na potrzeby filmu, to w zasadzie dość typowe motywy, które równie dobrze można by zastosować do każdej produkcji tego typu. Nie licząc może tych dubstepowych. Twórcy robią jednak również spory użytek z licencjonowanych utworów, począwszy od Lionela Richiego, poprzez amerykańskie utwory rapowe i hiphopowe, po „I’m Always Here” wykorzystane w formie żartu.

Baywatch: Słoneczny patrol 2

W tego typu filmie, zwłaszcza rozgrywającym się na plaży, niezwykle ważny jest dobór aktorów. Nie tyle w kategorii talentu aktorskiego, co aparycji. O ile nie mam większych zastrzeżeń co do męskiej części obsady, o tyle… koleżanki z redakcji mogą mnie zlinczować, uznając to za seksizm, ale dobór dziewczyn mógł być lepszy. Owszem, panie z Baywatch są urocze i śliczne, ale mając na uwadze, z jakiego typu filmem mamy do czynienia i czym zasłynął serialowy Słoneczny patrol, liczyłem na coś bardziej, no wiecie – dorodnego i skaczącego. Z drugiej jednak strony, żeńska część widowni i bez takiego fanserwisu może uznać film za mocno seksistowski, bo brzydkie kobiety w nim nie występują, a piękne co i rusz świecą pośladkami albo piersiami mocno ściśniętymi w kusych strojach kąpielowych. Z mojej perspektywy trochę jednak szkoda, że najbardziej dorodną klatkę piersiową z całego zespołu ma The Rock, a obfity biust kobiecy jest zarezerwowany dla tej złej.

Z zadowoleniem melduję, że Baywatch: Słoneczny patrol spełnił moje oczekiwania. Liczyłem na chamską, wulgarną, prostacką i seksistowską komedię i dokładnie to dostałem. Plus mniej lub bardziej zabawne metażarty i bekę z popkultury. Jak wspomniałem na początku, lubię taki typ humoru, więc bawiłem się na tym filmie znakomicie i polecam wybrać się na seans każdemu, kto również gustuje w takiej kloace. Jeżeli tego rodzaju produkcje cię odrzucają, lepiej nie marnować czasu i pieniędzy, a zamiast tego wybrać się chociażby na Wonder Woman. A co z tymi, którzy są pośrodku? Mimo wszystko zachęcam do seansu – nie jest to gorsze, niż niejedna polska komedia, którą częstowano nas w ciągu ostatnich paru lat. Ten film przynajmniej nie próbuje udawać czegoś, czym nie jest, a jego twórcy w pełni świadomie nadali mu taki, a nie inny kształt.

Baywatch: Słoneczny patrol 3

SZCZEGÓŁY:

Tytuł oryginalny: Baywatch
Gatunek: komedia, sensacja
Data premiery: 10 maja 2017
Reżyseria: Seth Gordon
Scenariusz: Jay Scherick, David Ronn, Thomas Lennon, Robert Ben Garant, Damian Shannon, Mark Swift
Obsada: Zac Efron, Dwayne „The Rock” Johnson, Alexandra Daddario, Kelly Rohrbach, Ilfenesh Hadera, Priyanka Chopra

Nasza ocena (dla lubiących głupie komedie)
8/10

Podsumowanie

Plusy:
+ aktorzy i aktorki
+ muzyka
+ humor, metażarciki
+ zdjęcia i scenografie

Minusy:
– za mało „fanserwisu”
– jeśli nie bawią cię wulgarne i prostackie komedie, ten film nie jest dla ciebie

Ocena dla widzów nielubiących głupich komedii: maks. 3/10

Sending
User Review
4 (1 vote)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Jacek „Pottero” Stankiewicz
Jacek „Pottero” Stankiewiczhttps://swiatthedas.wordpress.com/
Jak przystało na reprezentanta rocznika 1987, jestem zgrzybiałym dziadziusiem, który doskonale pamięta szczękopady, jakie wywoływały pierwsze kontakty z „Doomem”, a potem z „Quakiem” i „Unreal Tournament”. Zapalony gracz z ponaddwudziestopięcioletnim doświadczeniem, z uwielbieniem pochłaniający przede wszystkim gry akcji, shootery i niektóre RPG. Namiętny oglądacz filmów i seriali, miłośnik Tarantina, Moodyssona i Tromy, w wolnej chwili pochłaniacz książek i słuchowisk, interesujący się wszystkim, co wyda mu się warte uwagi. Dla rozrywki publikujący gdzie się da, w tym m.in. czy w czasopismach branżowych. Administrator Dragon Age Polskiej Wiki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki