SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja DVD filmu Sailor Moon S: Czarodziejka z Księżyca

1

Czarodziejka z Księżyca to jeden z tych tytułów, które w latach 90. prawie każdy oglądał, ale dzisiaj nie każdy chce się do tego przyznać. Anime na polskim rynku nie jest szczególnie popularne, kolejne wydawnictwa zajmujące się dystrybucją japońskich animacji upadały jedno po drugim, nie zniechęciło to jednak Polaków do zakładania kolejnych. Najnowszym z nich – i chwilowo jedynym na rynku – jest Anime Eden, które zadebiutowało w tym roku, uderzając od razu z grubej rury, stawiając na żelazną klasykę: filmy kinowe osadzone właśnie w uniwersum Sailor Moon. Niedawno na rynku ukazał się drugi z nich, o nieco przydługim tytule Sailor Moon S: Czarodziejka z Księżyca – Film kinowy.

Fabuła filmu, jak to z reguły w przypadku opowiadań o sailorkach bywało, koncentruje się na walce dobra ze złem. Dobro pozostaje niezmienne i reprezentowane jest przez drużynę czarodziejek, złym z kolei jest księżniczka Kaguya, chcąca zamienić Ziemię w wielkie lodowisko. W średniometrażowym, trwającym niecałą godzinę filmie, scenarzystom udało się upchnąć jeszcze motyw zakochanej kotki Luny.

3

Film sam w sobie trudno jest ocenić, ponieważ… jest on specyficzny. To taki relikt trochę już zamierzchłych czasów, kiedy nastolatki zamiast Justinem Bieberem i innymi tego typu wypierdami popkultury rajcowali się – w zależności od wieku – Spice Girls albo Liroyem, komputer z Windowsem 98, 124 MB RAM-u i nagrywarką płyt CD był szczytem wypasu, mężczyzn podniecały kanciaste piersi pierwszej Lary Croft, a załadowanie się gifa w przeglądarce internetowej trwało więcej czasu, niż dziś ściągnięcie kilkudziesięciogigabajtowej gry ze Steam. Osoby, które w tamtych czasach dały się oczarować czarodziejkom i ekspresowo wracały do domu, żeby zdążyć na 15.00 obejrzeć na Polsacie kolejny odcinek, z całą pewnością odnajdą się w recenzowanym filmie. Sailor Moon S zadziałał na mnie trochę jak wehikuł czasu, tym bardziej, że jako lektorkę napisów ekranowych usłyszeć można w nim Danutę Stachyrę, która przed laty czytała serial dla telewizji. Ci, którzy pamiętają serial z tamtych czasów, zapewne z łatwością wybaczą filmowi infantylizm i fakt, że jest on niczym więcej jak wydłużonym odcinkiem serialu, opartym dokładnie na tym samym schemacie, co pozostałe filmy i odcinki. Decyzja o wydaniu takiego, a nie innego filmu, była niezłym posunięciem ze strony nowego wydawcy, który uderzył w sentymentalne tony i zawalczył o dorosłego widza.

3

Tym, co wyróżnia Anime Eden na tle działających wcześniej na naszym rynku wydawców japońskiej animacji, jest fakt, że firma zdecydowała się na dubbingowanie swoich produkcji. Chociaż dubbing nie przeszkadza mi ani w grach, ani w filmach (nawet fabularnych), to zawsze uważałem, że anime po polsku – z drobnymi wyjątkami, jak chociażby filmy studia Ghibli – tracą klimat, a żadnej polskiej aktorce głosowej nigdy nie uda się dorównać Kotono Mitsuishi jako Usagi. I nie pomyliłem się – Aleksandra Kowalicka, „nasza” Czarodziejka z Księżyca, brzmi zbyt poważnie – chociaż w poważniejszych scenach wypada nieźle, to niestety w niczym nie przypomina roztrzepanej wariatki z oryginału. Chibiusa, chociaż dubbingowana przez trzynastoletnią Alicję Kozieję (co w dubbingu wcale nie jest regułą, bo dziewczynki często grają trzydziestoparolatki), brzmi jakby za staro. Przypuszczam jednak, że taki, a nie inny odbiór głosów wynika z tego, że od jakichś dwudziestu lat znam oryginalne – najpierw słyszałem je spod szeptanki Danuty Stachyry, potem oglądałem wersję z angielskimi napisami, dlatego trudno jest mi się przyzwyczaić do zmiany. Polski dubbing na tle innych, w tym m.in. angielskiego, wypada jednak zaskakująco dobrze, będąc znakomitym przyczynkiem do tego, żeby zapoznać z sailorkami swoją progeniturę.

3

Trudno przyczepić się też polskiej wersji pod względem technicznym. Ataki przetłumaczone zostały sensownie, bez idiotyzmów w stylu „mydła-powidła”, chociaż dla odmiany Tuxedo Kamen będący Niesamowitym Tuxedo to jednak nie to. Zdaje się, że dialogista raz posilił się na drobną lokalizację – w jednej ze scen kichająca Luna stwierdza, że „czuje się niewyraźnie”. Trudno orzec, czy było to zagranie zamierzone przez dialogistę, mające budzić skojarzenia z reklamą rutinoscorbinu, czy może wyrażenie to już tak utrwaliło się w języku polskim, że dialogista użył go mimowolnie. Tym niemniej, nie licząc tego jednego zdania, autorzy polskiej wersji na szczęście nie próbowali na siłę wciskać odniesień do polskiej rzeczywistości, co zdarzało się w tytułach wydawanych niegdyś przez Anime Gate. Niewiele zarzucić można również wersji z napisami, która siłą rzeczy jest znacznie skromniejsza od dubbingu, w którym nie trzeba stosować skrótów. Co prawda raz zdarzyła się literówka, przez którą Usagi mówi o sobie w formie męskoosobowej, zamiast „ożeż” jest „o żesz”, a zamiast „Superczarodziejki” mamy „Super Czarodziejkę”, ale poza tymi drobnymi potknięciami trudno się do napisów przyczepić. Nie są to napisy tłumaczone translatorem z języka niemieckiego i pełne przeróżnej maści baboli, jak w wydaniach śp. Kazé, nie są też źle rozstawione, zbyt długie i zbyt krótko wyświetlane na ekranie, przez co trudne do przeczytania, jak miało to miejsce w wydaniach Anime Gate.

3

Widok nad wyraz skromnego (chociaż funkcjonalnego) menu, odrobinę rozpikselowanego i z mało wyraźnym logo, nie nastawiał optymistycznie, ale okazuje się, że jeśli idzie o sam film, to polskie wydanie może pochwalić się najlepszą jakością obrazu i dźwięku prawdopodobnie ze wszystkich dostępnych w tym momencie na świecie. Dobrze pamiętam rozpikselowaną i nieostrą chryję, jaką dostarczało swojego czasu Anime Gate, dlatego chylę czoła przed Anime Eden. Z informacji zamieszczonych na ich forum wynika, że dystrybutor – chociaż otrzymał wersję zremasterowaną – i tak we własnym zakresie majstrował dodatkowo przy obrazie i dźwięku, dzięki czemu udało się m.in. ustabilizować chybotliwe kadry. Obraz jest ostry, odpowiednio nasycony, bez przesadnej pikselozy – nie jest w stu procentach idealny, ale mamy do czynienia z ponaddwudziestoletnim filmem, więc w celu polepszenia go chyba już nic więcej nie dało się zrobić.

3

Samo wydanie jest bardzo skromne. Na płycie, poza animowanym menu z podstawowymi funkcjami wyboru, znalazły się dwa zwiastuny – zdubbingowany Sailor Moon R i oryginalny kinowy Sailor Moon S, połączony z zapowiedzią kinówki anime Piłka w grze. Dodatkowo w pudełku znajdują się dwie pocztówki, więc kolekcjonerzy tego typu fantów powinni być zadowoleni. Trochę szkoda, że na płycie nie znalazł się odcinek specjalny, jak miało to miejsce w przypadku poprzedniego filmu wydanego przez Anime Eden.

3

Polskie wydanie Sailor Moon S: Czarodziejka z Księżyca – Film kinowy nie powala, ale i tak prezentuje się o niebo lepiej aniżeli pierwsze sprzed kilkunastu lat, ze słabej jakości obrazem i wersją lektorską zamiast dubbingu. Anime Eden zrobiło chyba wszystko, co było w ich mocy, żeby dostarczyć produkt jak najbardziej atrakcyjny – do wyboru z napisami i z cywilizowaną wersją językową zamiast komunistycznego reliktu w postaci lektora, z jakością obrazu i dźwięku, których próżno szukać w innych wydaniach, przynajmniej do czasu kiedy Tōei zdecyduje się wydać film na Blu-rayu, plus pocztówkami – co prawda wolałbym do tego kolejny odcinek specjalny, jak w poprzednim filmie, ale miło, że wydawca postarał się dorzucić coś ekstra. Dla miłośników Czarodziejki z Księżyca – zwłaszcza tych mających już dzieci – jest to zakup zdecydowanie warty rozważenia.

Ocena: 7.5/10

Plusy
+ najlepsza dostępna w tym momencie jakość obrazu i dźwięku
+ dobra polska wersja

Minusy
– literówki w napisach

Autor: Pottero

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Jacek „Pottero” Stankiewicz
Jacek „Pottero” Stankiewiczhttps://swiatthedas.wordpress.com/
Jak przystało na reprezentanta rocznika 1987, jestem zgrzybiałym dziadziusiem, który doskonale pamięta szczękopady, jakie wywoływały pierwsze kontakty z „Doomem”, a potem z „Quakiem” i „Unreal Tournament”. Zapalony gracz z ponaddwudziestopięcioletnim doświadczeniem, z uwielbieniem pochłaniający przede wszystkim gry akcji, shootery i niektóre RPG. Namiętny oglądacz filmów i seriali, miłośnik Tarantina, Moodyssona i Tromy, w wolnej chwili pochłaniacz książek i słuchowisk, interesujący się wszystkim, co wyda mu się warte uwagi. Dla rozrywki publikujący gdzie się da, w tym m.in. czy w czasopismach branżowych. Administrator Dragon Age Polskiej Wiki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki